Stella i Remus postanowili odwiedzić Bessie jutrzejszego dnia z racji, że był już późny wieczór. Nie chcieli jej nachodzić o takiej godzinie. Wizyta jednak się nie udała, ponieważ w szpitalu, w którym od niedawna pracowała Stella jako wymarzona uzdrowicielka (owutemy wyszły jej naprawdę dobrze), nastał istny rozgardiasz związany z wojną.
Harowała jak wół, aby pomóc jak największej ilości osób. Zapasy eliksirów dopomagała jej uzupełniać Brielle, która była w tej sztuce świetna. Dodatkowo, jakby tego wszystkiego było mało, Ricardo, ojciec Stelli, złamał nogę w czasie swojej pracy na budowie.
Ricardo był typem osoby, która macha ręką za każdym razem, kiedy coś jej się stanie. Bez przerwy próbował wmówić nie tylko swojej żonie i córce, że wszystko jest w porządku, ale także i sobie samemu. Nienawidził bezczynnego leżenia w łóżku i, jak twierdził, „bez efektownego" kurowania. Myślami był już przy swojej pracy, ale nadopiekuńcza Ruth nie pozwalała mu choćby usiąść na łóżku.
Z tego wszystkiego dopiero po kilku dniach Stella i Remus mogli nareszcie odwiedzić Bessie. Ta wizyta mocno stresowała oboje. Obawiali się tego, co z niej wyniknie, czego się dowiedzą, ale przede wszystkim — czy czegokolwiek się dowiedzą. Zdawali sobie sprawę, że to najprawdopodobniej ostatnia szansa, jaka im pozostała, aby odnaleźć biologicznych rodziców Stelli.
Przez te dni, głównie nocami, w głowie Stelli aż trzęsło się od nawału myśli. Zastanawiała się, czy adres, który był zapisany magicznym atramentem z tyłu listu, był faktycznie, jak od samego początku obstawiała, adresem jej matki. Przecież to się nie kalkulowało, skoro w dniu wyprowadzki najstarsza z córek miała zaledwie piętnaście lat. Ich matka natomiast, z tego, co twierdziła sąsiadka, była już zbyt sędziwego wieku na kolejne potomstwo.
Do głowy Stelli wpadła idea, która wydawała się najbardziej prawdopodobną i najlogiczniejszą z tych wszystkich. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Skoro w treści listu było zaznaczone, że jej matka miała kłopoty, to może właśnie z tych oczywistych względów nie podawała swego adresu, zaś adres zamieszkania mężczyzny, który był ojcem Stelli?
Dziewczyna żałowała, że nie dopytała o więcej informacji na temat synów Collierów, ale nie było co płakać nad rozlanym wywarem. Może jeszcze będzie miała szansę, aby dowiedzieć się czegoś więcej od Bessie?
Spokojniejszego i słonecznego popołudnia, tuż po pracy Stelli, która z tego powodu była nieco padnięta, wraz z Remusem stanęła przed skromnym domkiem z wielkim ogródkiem na czele. Wszędzie było pełno kwiatów czy też innych subtelnych ozdób. Przeszli przez białą furtkę i zapukali do drzwi. Zaledwie po chwili te się otworzyły i stanęła w nich kobieta o burzy blond włosów.
— Dzień dobry — powiedziała nieśmiało Stella i spojrzała z lekką paniką na Remusa, który dodał jej otuchy swoim uśmiechem. — Bessie...?
— Kto pyta? — zapytała podejrzliwie.
— Stella. Stella Grimes. Rozumiem, że pani mnie nie zna, ale ja...
— Stella? — wyszeptała Bessie i rozszerzyła w wielkim szoku oczy. Zaczęła z szybkością przeskakiwać po każdym szczególe jej twarzy. — To ty?... Jasne, że tak... Wyglądasz zupełnie tak samo jak ona.
— Jak kto? — zdumiała się Stella, czując coraz większą panikę spowodowaną całą sytuacją.
— Jak Jacqueline. Wejdźcie, proszę.
Wciąż w wielkim zdumieniu, Stella i Remus z lekkim skrępowaniem weszli do środka. Bessie zaprowadziła ich prosto do kuchni, gdzie usiedli przy stole tuż obok okna na piękny ogródek.
![](https://img.wattpad.com/cover/229618333-288-k491678.jpg)
YOU ARE READING
Krucze serce • Remus Lupin ✔
FanfictionStella Grimes wychowała się w rodzinie mugoli, gdzie nauczyła się miłości do literatury pięknej, ciągłego zdobywania wiedzy oraz... troski o bliskich. Zmierzając na swój ostatni rok do Hogwartu nie jest przygotowana na to, że wszystko nagle w jej ży...