1

2.1K 97 10
                                    

Dzwoneczki przy drzwiach wydały charakterystyczny dźwięk. Wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę nowo przybyłego gościa. Pan Higgins, który zazwyczaj jest oazą spokoju, szybko zwinął poranną gazetę, pożegnał się pospiesznie i wyszedł. Reszta klientów patrzyła z lekkim przerażeniem na przybysza. Barczysty mężczyzna kroczył pomiędzy stolikami, po czym usiadł przy jednym z nich.

Lili spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem „ty idziesz" pokazałam na migi.
Westchnęłam zrezygnowana. Zawsze, gdy pojawiał się tutaj jakiś motocyklista, wpadała w panikę i to ja musiałam obsługiwać „diabła na motorze", jak to miała w zwyczaju o nich mówić.

Wygładziłam fartuszek i podążyłam przyjąć zamówienie.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się – co podać?

Mężczyzna oderwał wzrok od ekranu telefonu i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami. Zaniemówiłam z wrażenia, bo znałam te oczy. Niezmiennie zachwycał mnie ich kolor. Czarne niczym węgiel, kiedyś śmiały się do mnie serdecznie, lecz dziś nie było w nich ciepła, które zapamiętałam. Nie widziałam go sześć lat, od kiedy wyjechał z miasteczka i słuch po mim zaginął.

- Cześć Hannah. - Omiótł mnie beznamiętnym spojrzeniem. - Poproszę czarną kawę i naleśniki z serem.

Po czym jak gdyby mnie nie znał, przeniósł wzrok z powrotem na telefon. Stałam tak kilka sekund z niedowierzaniem, ale on już nie spojrzał w moją stronę, a przecież wiedział, że czekam na jego reakcję, wreszcie odwróciłam się zirytowana i odeszłam w stronę kuchni po zamówienie.

- Podwójna porcja naleśników z serem - rzuciłam do kucharki nieco zbyt ostro.

Na co moja przyjaciółka Lili uniosła zdziwione brwi.

- Nic nie mów - ostrzegłam ją.

Podniosła dłonie w geście kapitulacji, natomiast ja zabrałam czysty kubek, dzbanek kawy z podgrzewacza i podążyłam w stronę mężczyzny, którego niegdyś kochałam. Poprawka, wydawało mi się, że go kocham.

Z hukiem postawiłam kubek na stoliku, tym samym zwracając na siebie jego uwagę, leniwie przeniósł wzrok na moją twarz. Nie patrzył na mnie przyjaźnie i chyba to zabolało najbardziej. Nalałam kawy do kubka i odeszłam w stronę kuchni po resztę jego zamówienia.

Nie wiedziałam, po co wrócił i czego szukał w miasteczku po tylu latach. Zauważyłam natomiast, że nie był już tym samym chudym chłopakiem, którego zapamiętałam; przypakował i to sporo, a na dodatek zapuścił brodę. Swoje niegdyś krótkie włosy, teraz związywał w kucyk. Jednego byłam pewna, nie był już moim Samem, jak czasem go nazywałam w myślach, był kimś zupełnie mi obcym.

Zjadł naleśniki, zapłacił rachunek i nie zatrzymując na mnie wzroku nawet na sekundę, wyszedł zostawiając za sobą zapach męskich perfum, które czułam niemal do wieczora. Zignorował mnie, jakbym była powietrzem, a sytuacja powtarzała się przez trzy dni z rzędu. Drugiego dnia byłam pewna, że powie do mnie coś więcej, bo zatrzymał wzrok na mojej twarzy nieco dłużej, ale nic nie powiedział. Zirytował mnie tym jeszcze bardziej. Byłam ciekawa, czego chciał i po co wrócił do miasteczka.

W między czasie zdążyłam się dowiedzieć, że wprowadził się do starego rozsypującego się domu, po drugiej stronie rzeki. Wioska, aż huczała od plotek, był tematem numer jeden. Część mieszkańców nie dowierzała, że to on, ze względu na jego obecną posturę. Z daleka wyglądał zupełnie inaczej niż kiedyś, ubierał się w sprane dżinsy, zwykły t-shirt, a na barczyste ramiona zarzucał skórzany bezrękawnik z naszywką jakiegoś klubu, którego nie znałam.

Kwiaciarka mówiła mi, że wyszła na ulicę obejrzeć jego motor, gdy on wszedł do sklepu spożywczego, prawie dostała zawału, gdy niespodziewanie pojawił się obok niej. „Ten mężczyzna ma czarne oczy i czarną duszę" histeryzowała, opisując poranne zdarzenie „Niczym duch, pojawił się obok mnie, chodzi cicho jak diabeł" Mówiąc to, przeżegnała się robiąc w powietrzu znak krzyża. Nie było sensu z nią dyskutować. Pożegnałam się z nią szybko i poszłam dalej w kierunku kawiarni. Nie zaszłam daleko, bo drogę zajechał mi szeryf, swoim nowym służbowym suwem.

- Dzień dobry panienko. – Chciał dotknąć palcami kapelusza w geście szacunku, ale chyba przypomniało mu się, że jego stetson leży na siedzeniu pasażera, bo spojrzał na nie, po czym wrócił wzrokiem na mnie. Oparł się łokciem o opuszczoną szybę. – Wiesz może czego szuka Sam Williams w miasteczku?

Niemal przewróciłam oczami, bo słyszałam to nazwisko już z setkę razy od wczoraj.

- Nie mam pojęcia. Nie rozmawiał ze mną od... – zawahałam się – Nie wiem, po co wrócił. - Powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie musiałam się przecież tłumaczyć.

Będę go miał na oku – i po dłuższej chwili dodał – ciebie też. Nie potrzebujemy kłopotów.

Skinęłam tylko głową na jego ostrzeżenie. Dobrze wiedziałam, o co mu chodziło. Od kilku lat był sługusem gangu na motorach, który przyjechał kiedyś do miasteczka i już został. Każdy wiedział, skąd pieniądze na nowy samochód szeryfa, ale lepiej było siedzieć cicho.

Gang organizował tutaj comiesięczne zjazdy, ludzie mówili, że dzieją się tam niestworzone rzeczy. Czasem widziałam dziewczyny w kusych strojach na tylnym siedzeniu motocykla, z którymś z członków gangu. Nie były to miejscowe dziewczyny, ale podejrzewałam, że to tylko kwestia czasu.

Podobno handlowali też bronią i dragami, ale ludzie różne rzeczy gadają. Osobiście wolałam ich unikać, nie potrzebowałam kłopotów.

Często widywałam pewną parę, kobieta namiętnym pocałunkiem żegnała swojego partnera w skórzanej kamizelce, a ten odjeżdżał w towarzystwie ryku silnika motoru. Od samego pocałunku robiło mi się gorąco, wolałam nie wyobrażać sobie, co działo się, gdy byli całkiem sami w sypialni.

Nic więcej o nich nie wiedziałam. Jeden raz kobieta przyłapała mnie, gdy ich podglądałam, chciałam odwrócić wzrok, ale tworzyli taką mieszankę, że niemal czułam żar ich pocałunku. Mrugnęła do mnie na znak, że mnie widzi, a ja zawstydzona szybko odwróciłam głowę i podążyłam do pracy. Przez jakiś czas chodziłam do kawiarni okrężną drogą, robiłam wszystko, by ich nie spotkać. Mimo tego natknęłam się na kobietę w pobliskim supermarkecie. Ubrana w czarne skórzane spodnie szła wprost na mnie pomiędzy alejkami, zupełnie nie miałam gdzie uciec. Zapatrzyłam się na produkty na półce w nadziei, że mnie nie zauważyła.

- Hannah? – Usłyszałam jej dźwięczny głos.

Nie mogłam jej zignorować. Jakimś cudem znała moje imię. Chyba widziała moje zdziwienie, bo szybko wyjaśniła.

- Wiem, że pracujesz w kawiarni.

Wreszcie odzyskałam mowę.

- Tak, zapraszam na pyszne śniadania.

Zaśmiała się perliście. – Może kiedyś. Dobrego dnia. – Powiedziała jeszcze i popchała zapakowany wózek w kolejną alejkę z jedzeniem.

Oszołomiona nawet nie zorientowałam się, że nadal nie znam jej imienia, ale to nie była najdziwniejsza sytuacja tego dnia. 

Demony ciemności - W Empiku !Donde viven las historias. Descúbrelo ahora