Rozdział 30

412 26 8
                                    

P.O.V Miguel

-Wstawaj leniu. - potrząsnęła mną babcia ściągając ze mnie kołdre.

-Mfhm- mruknąłem i otworzyłem oczy. Przeciągłem się na poduszkach i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej szare dresy i ciemną podkoszulkę. Mimo, iż był weekend to byłem umówiony z Sam. Chciała ze mną porozmawiać i podkreślała, że jest to ważne. Zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Z garażu wyciągnąłem mój rower i szybko ruszyłem w kierunku domu państwa LaRusso. Zatrzymałem się przed furtką ich domu i wprowadziłem rower na podwórko. Postawiłem go na stopce i podszedłem do drzwi. Zapukałem w lakierowane drewno i czekałem aż ktoś otworzy.

-Cześć Miguel. - przywitał się pan LaRusso otwierając drzwi.

-Dzień dobry, czy jest Samantha? - spytałam.

- Tak, wejdz. - przesunął się w wejściu i po chwili szedłem już do pokoju mojej dziewczyny. Przywitałem ją buziakiem w policzek i usiadłem na fotelu opierając głowę o kolano.

-Musimy porozmawiać. - odparła Sam przerywając ciszę.

- O co chodzi? - spytałem z uśmiechem

-Nie wiem od czego zacząć. -odparła zmieszana i złapała się za łokieć. Wstałem do niej i podniosłem jej podbródek palcem i popatrzyłem jej w oczy.

- Spokojnie. Od początku.

- Rozmawiałam z Amber i... tak bardzo się myliłam! Myślałam że nauki u twojego sensei źle na ciebie wpływają i przez Johnnego zrobisz sie agresywny i nie będziesz honorowy. - zaczęła a mnie zamurowało.

-Co? - cicho warknąłem.

-Ale sie myliłam. Lekcje karate ci pomagają. Hartują cię. Kiedy Amber powiedziała mi jak się zachowałeś po ich walce... Mówiła mi też o braterstwie kobr i o tym, że niesłusznie oceniam twojego sensei na pryzmat dawnego. Przepraszam. Nie powinnam tak myśleć. Po prostu bałam się, że się zmienisz, że nie będziesz już taki jak dawniej. - mruknęła smutno. Przytuliłem się do niej i położyłem ręce na jej plecach.

- Już dobrze. Nie martw się. - odparłem i poczochrałem jej włosy.

- Swoją drogą muszę podziękować Amber. Nie raz mi pomogła i nie raz ona potrzebowała pomocy ale zbywała nas zwykłym "nic się nie stało". Eli ma szczęście i lepiej aby tego nie spieprzył. Chociaż wczoraj na imprezie widziałem jak wybiega prawie płacząc po tym jak on prawie pocałował się z Moon. Oby ta suka trzymała się z daleka od nich. - warknąłem i mocniej przytuliłem do siebie szatynkę. Nie wyobrażam sobie aby ona cierpiała z powodu zdrady. Jest mi bliską przyjaciółką.

-Jak idzie Demetri'emu?- spytałem na nowo siadając w fotelu.

-Całkiem dobrze chociaż trudno go zmobilizować. Idzie to ciężko i efekty są małe ale stara się i wychodzi mu coraz lepiej. - odparła z uśmiechem.

- Startujecie w turnieju All-Valley?- spytałem z ciekawości

- Nie jesteśmy gotowi. Może w przyszłym roku. Kto wie - odpowiedziała mi.

Poprawiłem się na fotelu i po chwili usłyszałem dźwiek mojego telefonu. Odebrałem i przystawiłem smartfon do ucha.

- Halo?

-Stary musisz tu przyjechać. - usłyszałem głos Mitcha

- Co sie dzieje? - spytałem zdziwiony.

-Eli pobił się z Demetrim. Poszło o dojo. Nie zwlekaj. Mogą znów się na siebie rzucić. Jesteśmy przed kinem.

-Zaraz będę.

Po tych słowach pożegnałem się z Sam i jej rodzicami i szybko pojechałem rowerem przed podane miejsce. Rzuciłem składak na trawnik i ruszyłem do chłopaków. Wokół dwóch z nich była wyraźnie napięta atmosfera. Mitch stał między nimi i nerwowo patrzył to na jednego, to na drugiego.

- Zwariowaliście?!- wypaliłem mocno wkurzony widząc limo pod okiem Demeteriego i rozciętą wargę u Eliego. -  Znacie się kurwa od zawsze. O co poszło? - warknąłem patrząc na nich wyczekująco.

-Zaczął obrażać metody Cobra kai. Uważa, że nie powinno się nas dopuścić do turnieju. Mówi, że jego dojo jest lepsze, a my słuchając naszego sensei schodzimy na dno. - wypalił Eli przez co musiałem go przytrzymać gdy pchał się z łapami do bruneta. Przetarłem oczy ręką i głośno westchnąłem.

- Turniej jest za dwa dni. Nie trać na siłach- szepnąłem do przyjaciela. - A teraz patrz jak to się robi bez konfliktowo.

-Słuchaj nikt ci nie robi krzywdy z tym, że trenujesz w Miyagi-do. Masz swoje zdanie i nikt ci tego nie zabroni. Byliśmy wkurzeni ale dzięki Amber nie miałeś obitej mordy. Podziękowałeś jej w ogóle za to? - spytałem. -Mogliśmy się od ciebie odwrócić. Mogliśmy sprawić, że nienawidziłbyś nas. Ale zaakceptowaliśmy twój wybór. A ty co robisz? Obrażasz nas? Jesteś żałosny. Nie pokazuj się nam na oczy jeśli nie chcesz mieć skopanej mordy.- powiedziałem powoli do niego podchodząc. Stałem teraz tuż przed nim, patrząc mu w oczy.

-Jesteś żałosny. Wszyscy jesteście. Wy i te wasze dojo. -prychnął i biegiem zniknął za narożnikiem.

Patrzyłem jak jego szara koszula znika za rogiem i odwróciłem się do grupy chłopaków. Popatrzyłem na ich zmieszane miny i pokręciłem głową.

-Chodź tu ty idioto.- westchnąłem i podszedłem do Eliego. Ręką podniosłem jego brodę i obejrzałem ranę na jego ustach. Wysłałem Berta po jakąś wodę utlenioną i po oczyszczeniu rany wybraliśmy się do baru na hamburgera.

-Granie lidera idzie ci całkiem nieźle- parsknął jeden z chłopaków.

-Jestem nim - zaśmiałem się.

Zrobiłem gryza fastfooda i zamyśliłem się. Co odbiło Demetriemu? Nie rozumiem. Otrzymał od nas wszystkich wsparcie. Trzymał się z nami jak zawsze. Nikt mu nic nie robił, Eli zdołał już zapomnieć, że trenuje w wrogim dojo i na nowo się zbliżyli jako przyjciele. Coś w tym wszystkim nie gra i oby wszystko wróciło do normy. Swoją drogą Demetriemu chwila czy jakiś czas samotności nie zaszkodzi

♡Następny rozdział będzie o wątku Aishy i Martina. Myśle, że to co dziać się będzie a turnieju zrekompensuje wam najbliższe krótsze rozdziały. Buźkaaa i napiszcie co sądzicie o Sam?♡

☆?

Złote Kimono |E.M|Where stories live. Discover now