XXXIII

225 16 4
                                    

Z rana obudził mnie budzik. Dawno nie słyszałam jego dźwięku i było mi z tym dobrze. Na ślepo odszukałam telefon na stoliku i wyłączyłam budzik, ale nie wstałam. Walczyłam sama ze sobą, aby podnieść się z kanapy i zacząć funkcjonować. Oczywiście nie udało mi się to. Nie mam na tyle silnej woli, aby dobrowolnie wstać rano do szkoły. W dodatku nie pomagał mi fakt, że będę tam pierwszy raz od śmierci Aidena.

Przekręciłam się leniwie na drugi bok i owinęłam szczelnie kocem, jakby miał mnie obronić przed rzeczywistością. Kiedy zaczynało mi się z powrotem robić ciepło i przyjemnie, mój telefon znów zadzwonił. Jednak tym razem nie był to budzik...w pewnym sensie.

- Halo?- odebrałam zaspana i jednocześnie poddenerwowana zakłócaniem mi snu.

- Wstałaś?- zapytał wyczekująco Stiles, a ja poważnie zastanawiałam się, czy go nie okłamać. Chłopak chyba wyczuł moją konsternację, ponieważ usłyszałam zrezygnowane westchnięcie.- Marika, rozmawialiśmy o tym. Musisz zacząć się integrować ze społeczeństwem. To nie jest takie trudne- powiedział zirytowany.- Poza tym chcę, żebyś przyszła na kwalifikacje do drużyny- wyznał po chwili.

- Nie chcę tam iść- stwierdziłam.

Brzmiało to jak zwykłe narzekanie nastolatki, której nie chcę się iść do szkoły. Ja jednak bałam się zobaczyć miejsce, gdzie zginął mój przyjaciel. Co więcej teraz trzymałam się na dystans od wszystkich między innymi dlatego, że nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie wiedziałam, czy straciłam moc na trochę, czy też na zawsze. Scott, po odczytaniu w lofcie moich chemosygnałów, stwierdził, że to tylko tymczasowe. Zaczęłam się przez to jeszcze bardziej niepokoić. Wszyscy mówili, że moja moc jest dość gwałtowna i nieokiełznana... a zwłaszcza Deucalion. Przez to wszystko bałam się powrotu moich mocy. Gdyby okazała się być tak gwałtowna, jak zakładałam, mogłabym komuś zrobić krzywdę, a tego bym nie chciała. Kiedy Stilinski powiedział mi, że powinnam wrócić do szkoły, od razu, o czym pomyślałam to to, jak na moją wilkołaczą stronę wpłynie zobaczenie miejsca, gdzie zginęła moja beta.

- Jeśli w tym momencie nie ruszysz się z kanapy, to klnę się na Boga, że przyjadę do ciebie i osobiście cię z niej zwlokę- zagroził Stiles, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.

- Dobrze. Już wstaję- westchnęłam i zrzuciłam z siebie koc.

- No ja myślę- skwitował Stilinski i rozłączył się. Z tym człowiekiem nie da się negocjować.

Wstałam leniwie z kanapy i złożyłam w kostkę koc, pod którym spałam. Z wielką niechęcią pofatygowałam się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Weszłam pod strumień ciepłej wody, dzięki której chociaż na chwilę zapomniałam o wszystkich swoich zmartwieniach.

Po wyjściu owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Umyłam zęby i rozczesałam włosy, które związałam w dwa dobierane warkocze. Normalnie zostawiam je rozpuszczone, lecz były w opłakanym stanie, a w warkoczach nie było tego aż tak widać. Nałożyłam też trochę makijażu, aby zakryć na swojej twarzy skutki niedospania.

Ubrałam się w swój standardowy zestaw, którego- prawdę mówiąc- dawno nie nosiłam. Przez ten cały czas rzadko wychodziłam z domu, więc najczęściej byłam ubrana w bluzę i dresy. Dopiero teraz nadarzyła się okazja do założenia czegoś innego. Założyłam swoją ulubioną bluzkę z czaszką, do tego jeansy i moja ulubiona skórzana kurtka.

Gdy tylko się ubrałam, zobaczyłam, że nie mam zbyt wiele czasu, aby dotrzeć do szkoły przed rozpoczęciem lekcji. Założyłam w pośpiechu buty. Chwyciłam plecak, kask i klucze od apartamentu, który zamknęłam na cztery spusty oraz klucze od Bestii.

Wrzuciłam plecak do schowka w motocyklu. Założyłam kask i wsiadłam na maszynę, którą odpaliłam i pojechałam prosto do szkoły.

Po drodze nawiedzały mnie wizje wszystkich czarnych scenariuszy na dzisiejszy dzień. Chciałam je od siebie przegonić, ale one tylko wracały ze zdwojoną siłą.

Miłość, Śmierć i Kłamstwo|| teen wolfWhere stories live. Discover now