I

35 4 1
                                    


Słodki, wiśniowy sok oblepiał jej usta. Osadzał się na spierzchniętych od słońca i morskiej wody wargach. Roztapiał je przypominając poranki spędzone pod naciskiem promieni, te południa pod drzewami w sadzie, które były idealnym schronieniem. Lubiła zrywać jeden owoc, tylko jeden, najbardziej gorzki zawsze był najbardziej czerwony. Rozgniatała go potem językiem starannie wyszukując pestkę. Wypluwała ją na sparzoną gorącem trawę dopiero wtedy, gdy cała czerwień omamiła jej podniebienie.

Tak czuła się też teraz. Z tym, że to ona była pestką. Wyrwaną z całości i jeszcze niedojrzałą. Celowo porzuconą i skazaną na łaskę procesów biologicznych. Liczyła, że kiedyś stanie się korzeniami. Oplecie to, czego jeszcze nie rozumiała a później zajmie się przebijaniem tego, czego nie znała. Wreszcie zobaczy niebo – tak błękitne, tak bezkresne, tak czyste. I parę zielonych liści, kilka kontrastujących czerwonych owoców.

Aż ktoś zerwie ten jeden. Ten najdojrzalszy, najsłodszy w swojej gorzkości. I cały cykl zacznie się od nowa.

- Co ty znowu robisz?

Pustą szklankę postawiła na chwiejącym się stoliku. Dziecko z rudawymi, choć bardziej jasnymi niż siostra, włosami obserwowało ją spod zmarszczonych brwi. Przerwało bezmyślne uderzanie patykiem w drzewa by spojrzeć na starszą siostrę. Dziwny okaz będący zbiorem niejasnych myśli, które z dociekliwością i uporem typowym dla dziecka pragnęła poznać.

- Nic.

Dziewczynka prychnęła i usiadła na plastikowym krześle tuż obok siostry. Podparła głowę o splecione na stole dłonie.

- Coś robisz – podsumowała niezbyt mądrze.

- Myślę – starsza z sióstr westchnęła głośno i odchyliła głowę do tyłu. Chmura swoim kształtem przypominała jej statek. Jak dobrze byłoby odpłynąć. Zamknęła na moment oczy.

- O czym? – dziewczynka w słomianym kapeluszu nie przestawała zadawać niemądrych pytań.

- O niczym istotnym.

- To odpowiedź głupich – prychnęła dziewczynka i wróciła do swoich dziecięcych zajęć pozbawionych logiki dla dorosłych, którzy obserwowali jej poczynania z zewnątrz.

- Mama mówi, że powinnaś dzisiaj zostać w domu.

Cisza.

- Przyjedzie ciotka.

- Aha.

- Masz jej pomóc. Chce zrobić ten pyszny makaron.

- Czemu ty nie możesz jej pomóc?

- Mam osiem lat. Co ja wiem o makaronach.

- Wystarczająco. Wiesz, że ten jest pyszny.

Dziewczynka zmrużyła oczy nie wiadomo czy od słońca czy próbując wedrzeć się w umysł siostry.

- Idę do domu – westchnęła ośmiolatka naśladując ton siostry.

Starsza uśmiechnęła się pod nosem.

- Powiedz mamie, że już się umówiłam – skłamała, ale młodsza nie musiała tego wiedzieć.

- Będzie zła.

- Trudno.

- Nie pozwoli ci.

- To nic.

Mała znowu westchnęła tym razem mieszając w sobie matkę i siostrę. Naśladowała wszystkich szybko podchwytując ich gesty.

- Mogę w takim razie iść z tobą? – zapytała po chwili ciszy.

Starsza z sióstr przerwała kreślenie wzorów na odsłoniętym udzie i podniosła wzrok.

- Nie.

- Dlaczego? – przyjęła oburzony ton ojca.

- Bo będę piła alkohol i pływała nago w morzu – dziewczyna spojrzała na nią spod zmrużonych oczu i zupełnie poważnym tonem wyznała siostrze tajemnice znane tym, którzy byli starsi o równe dziesięć lat.

- Jesteś za nudna.

To mówiąc odwróciła się i głośno tupiąc (niewątpliwie robiła tak babcia) weszła do domu.

Matylda wybuchła śmiechem.

to upalne latoWhere stories live. Discover now