R1

168 12 11
                                    

Pov narratora

Na dachu małej chatki w lesie siedziała h/c dziewczyna.
Jej h/l włosy były w nieładzie rozrzucane przez wiatr, ale wydawała się tym nie przejmować.
W rękach trzymała pędzel i płótno na którym powoli było widać zarys lasu.
Chwilę ciszy oraz śpiewy ptaków zostały zakłócone przez dochodzące ze środka domu krzyki. Dziewczyna westchnęła głośno, powoli wstała, zebrała swój sprzęt i skierowała się w stronę okna prowadzącego na poddasze.

Pov y/n

Weszłam do mojego pokoiku, delikatnie otrzepujac sukienkę. Krzyki nie ustawały.

Cóż czas już wyjść

Delikatnie odłożyłam przybory i obraz do mojej ukrytej skrytki pod łóżkiem, aby rodzice nie mogli ich znaleźć.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jedną z najodpowiedniejszych do pracy w lesie sukienek.

Po zmianie stroju, zdmuchnęłam świece stojące na stole i zaczęłam schodzić po drabinie na dół

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po zmianie stroju, zdmuchnęłam świece stojące na stole i zaczęłam schodzić po drabinie na dół.
Gdy dotarłam do kuchni zobaczyłam kłócących się rodziców, zapewne znowu s/n coś zrobiła.
Rozejrzałam się, w rogu pokoju stał mój brat, który jako pierwszy mnie zauważył i dyskretnie wskazał żebym poszła za nim.

- Gdzie idziesz Różyczko?
- Mam dość krzyków, więc wychodzę do lasu, pozbieram też jakieś owoce na ciasto, dobrze?

Westchnął i poczochrał mi włosy.

- Dobrze idź, ale proszę uważaj siostrzyczko

*zachichotałam*

- Nie martw się braciszku, będę

B/n zawsze mnie wspierał. Mimo 5 lat różnicy to on można powiedzieć mnie wychowywał, nauczył mnie mówić, a nawet jeździć konno, czy strzelać z łuku, gdy nadarzyła się do tego okazja. Odkąd tylko pamiętam rodziców nigdy nie było w mojim życiu, nawet nie wiem, czy wiedzą ile mam lat. W momencie gdy brakuje pomocy w domu, nagle sobie przypominali moje imię. Niewiem dlaczego tak jest, ale cieszę się, że mam chociaż b/n.

Westchnęłam cicho, wzięłam leżący przy drzwiach kosz i skierowałam się na drużkę prowadzącą wgłąb lasu. Po czasie dotarłam do znanej mi polany, nazywanej przez mieszkańców "lisią polaną" pełnej różnorakich owoców.
Umieściłam kosz na pniu i zaczęłam powoli je zbierać, cicho nucąc pod nosem wymyśloną melodie.
Po skończeniu, powoli wytarłam ręce w chustę, dumnie patrząc w kierunku pełnego kosza.

Hmm... mam jeszce trochę czasu, nic się chyba nie stanie jak się zdrzemnę.

Powoli przeczołgałam się w stronę zacienionej części drzewa i zamknęłam oczy zapadając w sen.

Obudziłam się, było już ciemno, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Przez chwilę leżałam nieruchomo wsłuchując się w ciszę, gdy nagle usłyszałam obok siebie trzask łamanych gałęzi. Szybko zerwałam się i spojrzałam w tamtym kierunku. Niczego jednak nie zobaczyłam. Zaczęłam powoli iść w miejsce, gdzie usłyszałam tajemniczy hałas.

Nightmare x reader Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz