rozdział 9 - Hailee

1K 52 29
                                    

„Człowiek czasem ma już dość uciekania. Świat staje się bardzo mały, kiedy nie masz się gdzie podziać."

Carlos Ruiz Zafón, Więzień nieba


Bliskość, którą odczuwałam, dzięki mężczyźnie, wprawiała mnie w zakłopotanie.
Jego delikatny oddech drażnił moje czoło, kiedy wypowiadał słowa, tak odległe ode mnie.

— Nie bój się mnie.

Tylko jak ja mogłam nie bać się człowieka, przez którego zamknięta zostałam w pieprzonej złotej klatce? Miałam tu wszystko, czego potrzebowałam. Jedzenie, wygodne łóżko do spania, regularne posiłki i lekarstwa.
Wszystko to było jednak przeciwstawne. Zostałam tu uwięziona, a tak naprawdę nijak nie czułam tego uczucia. Nie było mi tu źle, czysto teoretycznie, bo w praktyce, miałam świadomość swojej niedoli.

— Chce poznać prawdę. — Wyszeptałam, zadzierając głowę delikatnie do góry. I w momencie, kiedy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem mężczyzny, na moment wstrzymałam oddech. Jego uroda była nieskazitelna. A w oczach widziałam, iskierki zawahania. Myślę, że całkiem nieświadomie oblizał dolną wargę czubkiem języka, ani na moment nie spuszczając ze mnie wzroku.

Był tak cholernie przystojny, że żałowałam sytuacji, która spowodowała nasze spotkanie. Gdyby tylko wszystko potoczyło się inaczej...

Muszę wziąć się w garść. Nie mogę zaprzątać myśli, tak beznadziejnymi przemyśleniami. Mężczyzna przede mną był Diabłem w ciele człowieka, który przetrzymywał mnie wbrew woli i opowiadał niestworzone historie o moich rodzicach.

Po dość dłuższym zastanowieniu, ułożyłam otwarte dłonie na jego klatce piersiowej. Przez moment czułam pod opuszkami, jego napięte i wyrzeźbione mięśnie, jednak jego ciche chrząknięcie, skutecznie obudziło mnie z chwilowego zawieszenia mózgu.
Odepchnęłam go od siebie jednym, ale zdecydowanym ruchem. Mężczyzna zrobił krok w tył, nie protestując. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, które od kilku dni stało się moim azylem. Oprócz mnie i wysokiego, czarnowłosego mężczyzny nie było tu nikogo. Zaczerpnęłam, więc powietrza, które niemal rozerwało moją klatkę piersiową. I pomimo mojej nadziei, nie pomogło mi to uspokoić nerwów.

— Wiem, jak to wszystko wygląda, ale musisz mi uwierzyć, że nie zrobię Ci krzywdy. — Christian przemówił, przemieszczając ciało w stronę łóżka, na którym usiadł.

— Nienawidzę Cię, nie ufam i nie chce wierzyć w żadne Twoje słowo. — Emocje targały moim ciałem, kiedy wypowiadałam słowa skierowane w jego stronę. Nagle przypomniałam sobie swoją matkę, która zawsze powtarzała mi, by uważać z tym do kogo i w jakich okoliczności mówimy o nienawiści.

Jedno słowo, a potrafiło wyryć głęboką bruzdę w sercu drugiego człowieka. Jednak w tym momencie, te słowa zdawały mi się, idealnie dobrane.
Były bowiem jedynym uczuciem, które teraz odczuwałam.

— Hailee, rozumiem Twoje zdenerwowanie, ale znajdź w sobie, chociaż odrobinę wiary w moje słowa.

Patrzyłam na Christiana z szeroko otwartymi oczyma. Był dla mnie zagadką, której w tej chwili nie miałam ochoty rozwiązywać. Jego osobowość i aura roztaczająca się wokół jego osoby, przyprawiała mnie o dreszcze wynikające ze strachu. Jak w takim przypadku miałam, wierzyć w jego słowa? Jak miałam zaufać mu, kiedy najpierw groził mi śmiercią, a teraz próbuje zachęcić mnie do polubienia jego osoby?

Był niepewny i skrycie zamknięty, niczym ogień i woda. Raz jego humor wrzał, udzielając się wszystkim dookoła, powodując niepotrzebne zdenerwowanie, a za chwilę druga strona jego charakteru, szumiała jak spokojna woda.

REVENGE [+18]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora