Rozdział 11 Praca

2.3K 163 19
                                    

Jedząc śniadanie Louis był jakiś nie swój, więc stwierdziłem, że spytam o co chodzi, tym samym ulżyć skrzatowi.
- Lou słonko co cię trapi?
- Bo wiesz, chyba jeszcze nigdy mi nie mówiłeś czym tak na prawdę się zajmujesz.- odparł lekko speszony.
Na prawdę o to te całe halo...
- Wszystko czym się zajmuje jest w mojej rodzinie, więc nie wiń mnie za niektóre rzeczy.
- Dobrze, więc mów.
- Mamy kilka banków zwykłych i z krwią, Niall ma kolekcję gitar, ja płyt i winyli, no i kluby ze...striptizem.
- Z czym?!- spytał z niemałym zdziwieniem.- Ale wy jesteście homo.
- Kocie większość populacji jest hetero, więc to się nam opłaca.
- No tak nie pomyślałem.- powiedział zbity z tropu.
- Hej nie trap się tym, bo to tylko moje źródło utrzymania, nic więcej.- powiedziałem i musnąłem ustami jego policzek, gdzie po chwili wykwitł rumieniec.
Skrzacik zszedł ze swojego krzesła i wdrapał mi się na kolana.
- A-a mógłbyś mnie tam zabrać?- spytał niepewnie i ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Jasne, tylko tak o 23 , bo wtedy otwieramy.- powiedziałem i podniosłem wolną dłonią jego twarz, by móc spojrzeć mu w oczy.
Skrzacik uśmiechnął się delikatnie i musnął moje usta swoimi.
- Dzięki. O jejku muszę wybrać w co się ubiorę, przecież tak nie pójdę.

Jak to ma wyglądać tak samo jak zakupy, to się poddaje.

- Dobrze, tylko pamiętaj 22:30 wychodzimy.
-Ok- pisnął uradowani, zeskoczył z moich kolan i pobiegł na górę, krzycząc.- Lecę się szykować misiu!

Wiedząc, że jest dopiero 19:40 miałem sporo czasu na pooglądanie krzątającego się Louisa przy pełnej szafie ubrań.

W końcu o 22:12 Lou stwierdził, że jest gotowy. Nie powiem, jak go zobaczyłem wychodzącego z łazienki, zaraz jakoś te długie godziny wybrzydzania nad wielkością dekoltu czy kolorem spodni, przestały mi przeszkadzać.
Mianowicie miał na sobie: czarne rurki ( takie ciasne, że aż mi się robiło ciasno ), koszulkę w biało-niebieskie paski i czarne vansy do tego, włosy miał ułożone w artystyczny nieład co dodawało mu uroku.
- Pięknie wyglądasz. -powiedziałem i objąłem go w pasie.
- Właśnie chciałem ci to samo powiedzieć. Wyglądasz na prawdę pociągająco.- odparł i przejechał po nagiej klatce piersiowej, która była po części zakryta przez koszulę w flamingi.
- To co idziemy?
Louis pokiwał ochoczo głową i pociągną mnie do wyjścia.
Droga do klubu minęła nam w miłej atmosferze.
Gdy byliśmy już na miejscu, przed klubem ciągła się sporej długości kolejka.
Wysiadłem z samochodu i poszedłem otworzyć Lou drzwi, za co mi podziękował, zgrabnie wysiadając z pojazdu.
Złapałem jego dłoń i splotłem nasze palce, a on lekko ją uścisnął.
- Louis pamiętaj jakby ktoś się ciebie pytał o to czy do kogoś należysz zawsze mów, że jesteś mój. Nigdy nie patrz w oczy nieznajomym wampirom, a w szczególności nie rób tego z Malikiem, ogólnie z nim nie gadaj. Proszę cię po prostu bądź ostrożny. Dobrze?- zapytałem na koniec zmartwiony moją głupotą i lekkomyślnością, ale przecież to mój klub, więc będzie dobrze.
- Będę uważać obiecuje.- powiedział poważnie i znowu ścisnął moją dłoń.
- Ok to chodźmy.

Im byliśmy bliżej, tym muzyka stawała się głośniejsza. Rzecz jasna weszliśmy bez kolejki, co spotkało się z kilkoma pomrukami niezadowolenia, ale jedno moje spojrzenie wystarczyło by ich uciszyć.
Jeszcze przed wejściem szeptem do ochroniarza, że Louis może wyjść tylko i wyłącznie ze mną. Po prostu chce mieć zabezpieczenie.

Gdy dostaliśmy się w końcu do środka Lou mruknął z podziwem i krzyknął do mnie.
- No fajnie tu!
- Kocie nie musisz krzyczeć, przecież wiesz, że doskonale słyszę bicie twojego serca, więc szept też.- odkrzyknąłem, na co skrzat lekko się zarumienił.
- No tak nie pomyślałem.- szepnął tym razem.
Wziąłem poprowadziłem go w głąb lokalu koło parkietu, na którym mimo wczesnej godziny wirowało w tańcu mnóstwo osób, kilka rur z prawie nagimi paniami i okazałego baru z przystojniakiem i ładną blondyną za ladą, ale ja kierowałem się dalej w stronę sekcji przeznaczonej tylko dla mojej rodziny i gości.
Nie byłem w ogóle zdziwiony widokiem Ashtona wtulonego tym razem w różowowłosego Michaela. Niall też tam był z jakimś postawnym brunetem, nie powiem był przystojny.
- Dzień dobry panowie.- rzekłem zwracając tym samym uwagę wampirów.
- Chyba dobry wieczór. - szepnął speszony Louis.
- Kocie dla nas noc to dzień, więc analogicznie mówimy dzień dobry.- odpowiedziałem i puściłem mu oczko.
Przy okazji pociągnąłem go na kanapę, a on wtulił się w moją pierś, jak to miał w zwyczaju.
- Niall może przedstawisz nam swojego towarzysza na dzisiejszą noc.- powiedziałem z zawadiackim uśmieszkiem.
- To jest Liam i nie jest na jedną noc.- powiedział lekko się rumieniąc,  a mi kopara opadła, bo mały Ni znalazł sobie kogoś, proszę proszę ktoś tu w końcu dorasta.
- Mam nadzieję.- szepnął Liam bardziej do Nialla niż do nas, ale i tak to usłyszałem.
- Nie powiem braciszku jestem z ciebie dumny. - powiedziałem całkiem szczerze.- Więc Liam powiedz coś o sobie.
- Um nazywam się Liam Payne mam 343 lata i mam sieć sklepów muzycznych.
- No i już wiemy jak się poznaliście i czemu się tobą zainteresował. Plus Ni dobry wybór.
- A wy?- spytał Payn.
- Harry Styles, 1020 i zajmuje się tym samym co oni, a to jest Louis Tomlinson. Odpowiem ci już na kolejne pytanie: tak on jest mój, więc nawet nie próbuj. - powiedziałem i puściłem oczko Louisowi.

Następne parę godzin spędziliśmy na gadaniu, tańczeniu i piciu. Koło 3 chłopaki chciały iść coś zjeść i nie powiem okropnie ssało mnie w żołądku.
- Kochanie chcesz zostać czy iść z nami? - spytałem Lou.
- Wolałbym zostać.- powiedział niepewnie.
- Dobrze, to bądź przy barze i się  stamtąd nie ruszaj i najlepiej żebyś z nikim nie rozmawiał no może oprócz barmana.
- Dobrze.- odparł, pocałował mnie w policzek i pomaszerował w stronę baru.
Poczekałem, aż usiądzie przy blacie i pomknąłem w stronę chłopaków.
Uwinąłem się z kolacją w 15 minut i zostawiłem towarzyszy i poszedłem po Louisa z chęcią wrócenia do domu.
Gdy wszedłem na salę nie mogłem go nigdzie zlokalizować i w mgnieniu oka znalazłem się przy barze.
- Gdzie on kurwa jest?! - ryknąłem tak głośno, że wszyscy mnie usłyszeli i zastygli w panice. - Mów do kurwy jeśli ci życie miłe!
- Go-o zabrał jakiś koleś mierząc do nas z pistoletu. - jąkał się chłopak.
We mnie wszystko zawrzało.
- Nikt się nie rusza! - wrzasnąłem wypadając z lokalu.
Przed drzwiami powitała mnie pustka taka jak nigdy i wielka plama krwistej brei, tyle ile zostało po ochroniarzu.
Z wściekłości uderzyłem pięścią w mur robiąc ogromną dziurę. Po czym opadłem na kolana i wyszeptałem.
- Tym razem mi cię nie odbiorą.
***
Cześć i czołem !

Ciekawe kto porwał biednego Louisa i dlaczego?
Tego i wiele więcej dowiecie się w kolejnych rozdziałach. Lol brzmi to jak jakiś tandetny serial, ale co tam...

4 komentarze = następny rozdział
Nie obrażę się za więcej ;)

Do następnego xx


Blood//larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz