Rozdział 22 Czy...?

1.4K 112 20
                                    







CZYTASZ = KOMENTUJESZ





Staliśmy na balkonie widokowym wierzy Eiffela, byliśmy sami, ponieważ wcześniej wynająłem ten punkt na kilka godzin po to by nam nikt nie przeszkadzał. Louis stał blisko barierki i ściskał ją z podniecenia, wiatr rozwiewał mu włosy i sprawiał, że jego policzki stały się bladoróżowe. Miał lekko rozchylone usta, a oczy chłonęły piękny widok roztaczający się przed nami. Prawdą jest, że ten widok zapiera dech w piersiach, jednak ja nawet nie rzuciłem na niego okiem, wpatrzony w chłopaka stojącego przede mną.

-Pięknie tu prawda? - szepnął z zachwytem i popatrzył w moją stronę.

Ja tylko skinąłem, nie urywając z nim kontaktu wzrokowego, podszedłem i musnąłem jego lekko spierzchnięte wargi.

- A za co to?

- A musi być okazja. - odparłem i obróciłem go, przyciskając jego plecy do mojego torsu. Staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, aż nie zadzwonił mi telefon. Co mogło oznacza tylko jedno - kolacja gotowa. I w sumie dobrze bo Louisowi zaczęło burczeć w brzuchu.

- Masz ochotę coś zjeść? - spytałem kładąc mu głowę na ramieniu.

-Mhm - odparł, więc chwyciłem go za dłoń i pociągnąłem do windy. Zjechaliśmy na dół gdzie czekał na nas samochód zaparkowany nieopodal. Po kilku minutach jazdy byliśmy już na miejscu.

-Harry czy ja dobrze kojarzę fakty, to jest Wersal?

-No - odparłem nonszalancko i pociągnąłem go wgłąb posiadłości. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że wynajmujemy ją na bal, więc trzeba też gdzieś gości ulokować nam się dostał domek ogrodnika Jeana-Baptista de La Quintiniea, niedaleko też znajduje się ogród warzywny, do którego zmierzamy.

Gdy szliśmy Louis kręcił głową w wszystkie strony, przystając co jakiś czas i przyglądając się różnym roślinom. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, a był nim ogród za dość wysokim żywopłotem, odseparowany od reszty. Trawa była krótko przycięta, znajdowały się tam drzewa, krzewy i kwiaty bujnie rosnące i rozrzucone po jego powierzchni. Był całkiem inny od reszty posiadłości ale właśnie za to go tak bardzo lubię, zwłaszcza że w tym miejscu można było usłyszeć muzykę klasyczną, której tak bardzo brakowało mi w tych czasach. No i ta intymność. Wszystko składa się w idealną całość.

Tym razem jeszcze na środku stał stolik , okryty białym obrusem z płonącymi świecami i dwoma parującymi talerzami spaghetti.

-Harry, przecież wiesz, że nie musiałeś. - powiedział cicho przez zaciśnięte gardło i podszedł niepewnie do stolika. Poszedłem w jego kroki, odsunąłem mu krzesło, a potem sam zająłem moje miejsce. Kolację jedliśmy w ciszy, ale nie krępującej, nie zawsze trzeba rozmawiać by czuć się dobrze i komfortowo, zwłaszcza z osobą, którą się kocha. Myśląc o tym zacząłem szukać pudełka w kieszeni swojej marynarki, upewniłem się że Lou zjadł.

-Louis - odchrząknąłem by zwrócić jego uwagę i gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wstałem, podszedłem do niego i ukląkłem przy jego krześle biorąc jego trzęsące się ręce w moje lodowato zimne. Och gdyby tylko moje serce mogło bić, pewnie dostałbym zawału ze zdenerwowania, no ale nic raz kozie śmierć. - Lou będąc szczerym nigdy nie myślałem, że spotkam kogoś, zakocham się, będę znowu w pełni szczęśliwy. Wiesz spisałem się na straty, dlatego też zachowywałem się jak zachowywałem i robiłem rzeczy, których teraz żałuję. Ale poznałem ciebie i zakochałem się, nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, dlatego chcę cie prosić o to byś został moim mężem. Chcę się budzić i zasypiać u twojego boku do końca życia, dzielić radość i smutek. - otworzyłem pudełko i popatrzyłem na jego twarz, po której spływały krople łez, na oczy w których odbijały się płomyki świec i lekko rozchylone usta.

-Ja...

***

cześć i czołem!

Przepraszam, że tyle mnie nie było ale szkoła to wymagająca kochanka, więc też nie jestem pewna kiedy dodam kolejny, choć powinno być to w przeciągu najbliższych dwóch tygodni. Trochę was pomęczę :)

no to

10 komentarzy = następny rozdział

do następnego xx

Blood//larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz