21

519 34 2
                                    

Ethan

– Wstawaj Felton! – krzyknąłem, widząc parę metrów dalej dom tej szmaty. W żyłach czuje jedynie złość, jednak radość w sercu jest silniejsza. W końcu odzyskam Riley, zabiorę ją do domu. Mam szczerą ochotę wejść tam z karabinem, bez jakiego kolwiek planu, lecz byłoby to bezmyślne, zginąłbym szybciej niż, wszedłbym tam.

– Nie drzyj się tak, nie wiesz co to znaczy, nie przespać całej nocy przez dziecko – burknął Dominic, wyglądając za szybę. Czyżby ojcostwo, jest aż tak złe? Anderson też narzeka, a teraz Felton. Po takich radach zastanawiam się, czy kiedy kolwiek chcę być tatą.

– Mam pewien pomysł. Wejdźmy tam, lecz bez hałasu – powiedziałem, opierając się o skórzaną kierownicę. W lusterku dostrzegłam niezłe zdziwienie na twarzy Aleksandra.

– Niby jak? Którędy? – zapytał ochroniarz Feltona, chowając po kieszeniach broń.

– Normalnie zapukamy do drzwi, pokażemy im że chcemy rozmowy, lecz gdy będziemy w środku, rozpierdolimy ten dom. – Pokiwali głowami, lecz Aleksander wciąż jest zmieszany. Plan jest ryzykowny, mogą nas od razu zastrzelić, lecz nie muszą. Warto spróbować. Dla niej warto. Gdyż ona jest wszystkim, ona jest przepustką do życia jak w niebie.
Piętnaście minut zajęło nam zbieranie rzeczy, następnie w piątkę ruszyliśmy pod drzwi tego burdelu. Kobieta ta zbeształa to miejsce. Rodzina Emily, była bardzo szanowana, wychwalana tak jak ich córeczka. Jednak oboje zniknęli, nie wiem co się z nimi stało.
Głośno i donośnie zapukałem w drewniane drzwi. Spojrzałem na Aleksandra i wciąż widzę w nim niepokój. Czemu ja go nie czuję?
Po chwili otworzył nam wysoki, łysy mężczyzna z tatuażem na całej szyi i głowie. Ale i tak mnie nim, nie przestraszy to, że wygląda jak goryl nic nie świadczy o tym co umie.

– Żądam rozmowy z Emily – nakazałem, a on gestem dłoni zaprosił nas do środka. Czy to nie za proste? Coś musi pójść nie tak. – Gdzie ona jest?

– Na pewno nie tutaj – zaśmiał się, a za sobą usłyszałem, zamknięcie drzwi. Kurwa, wrobiła nas.

– Więc gdzie? – zapytał Dominic, trzymając cały czas dłoń przy kieszeni spodni, gdzie znajduje się pistolet. Jeden ruch i facet leży na ziemi, jednak nie wiem jeszcze, ile ich tu jest.

– W Nowym Jorku z twoją dziewczyną i gosposią. – Okiwała nas, tylko po co w takim razie ściągnęła mnie tutaj? Przecież to nie ma sensu. Zamknie nas tutaj i co jej to da?

– Masz pierdoloną godzinę na sprowadzenie ich tutaj, zrozumiałeś? – zapytał Aleksander, przykładając broń do jego głowy. Cholera, przyjacielu narażasz się.

– A sobie strzelaj, tylko wiedz, że wtedy wylecisz w powietrze. – To już wszystko jasne. Już rozumiem. Ona nie chciała Riley, Scarlett. Ona od samego początku chciała mnie. Ona chce mojej śmieci. Zabrała dziewczyny do domu, a mnie wprost do domu wypełnionego ładunkami wybuchowymi.

– Olek odłóż broń – powiedziałem, widząc, że nie przestaje celować w faceta. W jego oczach znajduje się tylko złość, której kompletnie nie rozumiem. – Kurwa, wykonuj moje polecenia, bo sam ci skopie dupę González. – Skierował swój wzrok na mnie i posłusznie schował pistolet do spodni. Nie wierzę, że zdenerwował się tak ze względu na moją kobietę lub gosposię. Tu chodzi o coś więcej.

– Co ty odpierdalasz? Kim on jest? – zapytał Felton, nakazując ochroniarzom przyglądać się facetowi oraz pomieszczeniom.

– Nie was zasrany interes. – Wyjął z paczki papierosa, podpalając go. Goryl Emily za to cały czas ma na twarzy szeroki uśmiech i poczucie wyższości wymalowane na oczach. Mam dziwne przeczucie, że oboje się znają. Ale to tylko przeczucie.

– Masz kobietę? – Popchnąłem go do ściany, trzymając go cały czas za gardło. Mam dość tego cyrku, teraz moja kolei.

– I to bardzo seksowną – powiedział to, patrząc w oczy Aleksandra. Będzie musiał mi się ostro tłumaczyć.

– Kochasz ją? Jeśli tak to kurwa wyłącz te całe gówno, i wypuść nas – powiedziałem, lecz w jego oczach dostrzegłem coś na rodzaj strachu. Odwróciłem się, a w drzwiach dostrzegłem tę kurwę. Ma poszarpane włosy i podarte ubrania, jakby wróciła z wojny. U mnie będzie gorzej, gorzej niż w piekle. Stworze jej prywatne podziemie, w którym zgnije.

– Witam moich gości oraz gościa specjalnego. – Uśmiechnęła się, podając dłoń. Jednak uderzyłem w nią pięścią, popychając Emily na ścianę.

– Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Że kim ty jesteś? Jesteś nikim, Emily. Zadarłaś z samym diabłem, z jego kobietą. A jeśli dobrze wiesz to co moje się nie rusza. – Zacisnąłem dłoń  na jej gardle, widząc, jak powoli traci powietrze.

– Nikim to jesteś ty i twój ojciec – wysapała, przez co ją puściłem. Po co miesza w to mojego ojca. Przecież starałem się, kochałem ją, to ona mnie zdradziła. Więc do cholery, po co to wszystko? – Czyżbyś Ethanie zapomniał?

– Niby o czym? – zapytałem, przetwarzając w głowie lata z Emily. Jestem w stu procentach pewny, że nie zrobiłem jej krzywdy. Żadnej. Nie zasługuje na to, co odstawia teraz.

– Ian wystawił mojego ojca Marcosowi Santacruz. Zginął na miejscu.

– Co ja mam z tym wspólnego? – Naprawdę nie mam pojęcia, nawet kim był jej ojciec. W tej branży jej pełno anonimowych ludzi. Rodziny będące częścią mafii, zmieniają nazwiska dla bezpieczeństwa potomstwa. Ciężko, stwierdzić, kto jest kim.

– Z tym nie za wiele, jedynie pokrewieństwo krwi. Ty Lockwood, zamordowałeś moją, naszą córkę. – Poczułem nagle zawroty głowy. W jej oczach dostrzegłem łzy i obrzydzenie. Sam je teraz poczułem. Tylko, skąd pewność, że ona była moja, zdradzała mnie.

– Zdradziłaś mnie Emily.

– Hope Lockwood, była twoją córką Ethan. Wydałeś na nią wyrok, karząc nasłanym przeze mnie ludziom napaść na mnie. Jesteś Potworem, Riley o wszystkim wie, zginiesz, rozumiesz! – krzyknęła, kierując pistolet w moją stronę. 

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekWhere stories live. Discover now