Rozdział 18 - Motyle skrzydła

155 4 14
                                    

— Jest pan wolny — oznajmił strażnik, wchodząc do celi w Azkabanie.

Długowłosy blondyn spojrzał na niego z niedowierzaniem. Powoli wstał, szeroko otwierając oczy.

— Naprawdę?

— Tak, naprawdę. Przyszedłem pana wyprowadzić.

— A Draco i Narcyza? Przyszli po mnie? — spytał Lucjusz z wyraźną nadzieją.

— Pani Narcyza czeka przy wyjściu.

— A Draco? Syn by mnie nie zostawił, on też tam czeka, tak?

— Na pewno by pana nie zostawił — odparł, dokładnie wiedząc, że syn Lucjusza zwyczajnie nie miał wyboru. — Proszę za mną.

Twarz blondyna wyraźnie się rozpromieniła, ponieważ uznał to za potwierdzenie, że jego syn też tam czekał. Był gotów zapomnieć o wszystkich wyznawanych ideach, żyć jak wzorowy człowiek tolerancji, byleby tylko znów zjednoczyć się z żoną i jedynym dzieckiem. Potrzebował tego pobytu w Azkabanie, by nareszcie wszystko zrozumieć. Pojął swoje błędy, szczerze ich żałował i zamierzał się zmienić. Jednak nie wiedział, że w dużej mierze to już nie było możliwe.

Gdy pełen dobrej energii, umyty i schludnie ubrany, udał się do wyjścia, poczuł wielki zawód nie widząc tam Dracona. Widok Narcyzy bardzo go ucieszył, owszem, ale to przede wszystkim wobec syna miał wielkie plany poprawy i zadośćuczynienia. Nie zawiódł jako mąż. Zawiódł jako ojciec i po latach doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Grupa fotografów zebrała się tam, żeby robić im zdjęcia.

— Witaj z powrotem, Lucjuszu — powiedziała z lekkim uśmiechem.

— Dlaczego Draco z tobą nie przyszedł?

Głos ugrzązł jej w gardle. Nie odpowiedziała. Usiłowała nie rozpłakać się tam, gdzie byli. Chciała powiedzieć mu wszystko z dala od ludzi. Wyciągnęła w jego stronę rękę.

— Chodź — zaproponowała, znów siląc się na uśmiech. — Wracamy do domu.

Nie rozumiejąc, dlaczego uchylała się od odpowiedzi, Lucjusz podał jej rękę i dłużej nie dyskutował.

Pojawili się w rezydencji, gdzie czekała na nich Astoria wraz ze Scorpiusem. Stary Malfoy zupełnie tego nie pojął. Przez chwilę nawet odniósł wrażenie, że to Draco majstrował przy magii, której nie umiał i cofnął się do dziecięcego ciała, ale to nie mógł być on. Nie był aż taki podobny. Co prawda miał te same włosy, te same oczy, tę samą cerę, ale to nie były rysy twarzy syna Lucjusza, który gapił się na nich z niezrozumieniem, aż Narcyza postanowiła wyjaśnić tę sytuację.

— To Astoria, nasza synowa. A to Scorpius, nasz wnuk.

Lucjusz wybałuszył oczy i dopiero wtedy spojrzał na chłopaka z uśmiechem.

— Nie wiedziałem, że Draco się ożenił. Ani że ma syna... — westchnął. — To gdzie on w końcu jest? Muszę go wreszcie zobaczyć, po tylu latach. Marzyłem o tym dniu od dawna.

Tym razem to Scorpius nie wytrzymał i zaniósł się płaczem, a wraz z nim Astoria, mocno go tuląc.

— Zaprowadzę cię do niego - oznajmiła smętnie Narcyza, kierując się w stronę schodów. Lucjusz pobiegł za nią jak oparzony. Zalewał ją milionem pytań.

— Gdzie ty mnie prowadzisz?

— Jest chory?

— Dlaczego nie mógł przyjść sam?

— Narcyzo, powiedz cokolwiek.

— Co jest z moim synem?

W końcu dotarli do pokoju Dracona. Gdy Narcyza uchyliła drzwi, Lucjusz zatkał nos.

Cień Grzechów - Draco MalfoyWhere stories live. Discover now