Rozdział 14

255 28 6
                                    

Nie ważne jak mocne były moje starania i tak nie mogłam się ruszyć. Mimo, że moje ciało było sparaliżowane mój mózg działał bez zarzutów. Zaczęłam szukać przyczyny i sposobu rozwiązania mojego problemu. Zanim upadłam Stain zlizał moją krew ze swojego sztyletu. Może to przez to nie mogłam wykonywać żadnych ruchów. Tak w sumie to, mój sensei nigdy nie powiedział mi na czym polega jego indywidualność. Teraz jednak zaczęłam wnioskować, że ma ona związek z krwią. Wyjaśniałoby to dlaczego złoczyńca posiada tyle mieczy, sztyletów oraz noży. Co dziwne, w jego ustach nie dostrzegłam kłów, chociaż osoby z dziwactwami z nią związanymi przeważnie je miały. Może Stain był wyjątkiem? 

Nic jednak nie trwa wiecznie. Paraliżujące działanie dziwactwa złoczyńcy musiało kiedyś przestać działać. Myślałam nad tym co zrobię gdy znów odzyskam władzę nad własnym ciałem. Na pewno nie będę mogła dać się trafić. Nie mam zamiaru leżeć na ziemi więcej niż to konieczne. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam, że mój sensei mi się przygląda. Nie mając innego zajęcia zaczęłam szukać wzrokiem rozmieszczeń wszystkich widocznych broni Staina. Przyznam, że trochę ich było. W mojej głowie już tworzył się zarys planu.

Gdy poczułam, że znów mogę się ruszać wstałam powoli. Przez cały czas patrzyłam się na złoczyńcę przede mną. 

- Twoja moc polega na sparaliżowaniu kogoś poprzez spożycie jego krwi, prawda? - zapytałam retorycznie przygotowując się do ataku. Gdy nie usłyszałam zaprzeczenia krzyknęłam - W takim razie nie mogę dać ci się trafić!

Pobiegłam z pełną prędkością na mojego przeciwnika. Udawałam, że chcę przypuścić atak na lewą stronę jego ciała. On przygotował się do jej obrony. W ostatniej chwili przeskoczyłam na jego prawą. Dostałam się za jego plecy i wyciągnęłam jeden z jego sztyletów. Moje serca biło jak szalone. Ledwo udało mi się pochylić przed jego ręką. Odskoczyłam na bezpieczną odległość ale krótką chwilę później znów go atakowałam. On sam wyciągnął jeden ze swoich mieczy. Nasze bronie zderzyły się z brzękiem. Nie miałam pojęcia jak walczyć sztyletem ale mimo to starałam się wypaść jak najlepiej w tej walce. W większości moja broń służyła mi do obrony ale kilka razy prawie trafiłam Staina. Teraz celowałam w jego szyję. Oczywiście nie chciałam zrobić mu krzywdy miałam zamiar tylko przyłożyć mu ją do gardła w celu pokazania mojego zwycięstwa. Złoczyńca chwycił mnie za nadgarstek i tak jak przy naszej pierwszej walce wykręcił mi rękę do tyłu. Tym razem jednak przyszpilił mnie kolanem do ziemi. Znów pokonał mnie tą samą sztuczką. Dlaczego się nie obroniłam? Przecież dobrze znałam ten chwyt, nawet sama go kiedyś zastosowałam. Próbowałam się wyrwać ale nie było już szans na to, że wygram. Poddałam się więc i przestałam się ruszać. Ta walka pokazała mi tylko, że wciąż mam za mało doświadczenia i umiejętności. Miałam kolejny powód by ćwiczyć więcej.

- Walczysz coraz lepiej. - powiedział do mnie Stain gdy uwalniał mnie ze swojego uścisku - Chciałbym dzisiaj poćwiczyć z tobą trochę walki sztyletem. Na pewno kiedyś to ci się przyda.

Mimo iż, jak już mówiłam, wolałabym pistolet to taki trening mi nie zaszkodzi. Bo jak to mówią: "Co cię nie zabije to cię wzmocni". Ustawiłam się na pozycji i zaczęliśmy trening.


* * *


Przyznam, że mając wiedzę na temat walki sztyletem czułam się trochę pewniej. Trenowaliśmy kilka godzin, a teraz siedzieliśmy na ziemi.

- Izumi, chciałbym ci coś powiedzieć. - powiedział poważnym głosem Stain, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Kontynuował swoją wypowiedź - Nasz dzisiejszy trening dobiega końca ale chcę by jutru był kontynuowany. Chcę też, żeby treningi odbywały się w czwartki i piątki. Nie proponowałem ci tego wcześniej, bo myślałem, że zrezygnujesz. Teraz jednak widzę, że się myliłem. Jestem gotowy więcej z tobą trenować i przekazać ci moją wiedzę...

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zaczęłam krzyczeć ze szczęścia i przytuliłam się do Staina.

Byłam taka szczęśliwa. Mój sesnsei powiedział, że chce ze mną więcej trenować. Kilka łez radości spłynęło po moim policzku. Szybko jednak zdałam sobie sprawę z tego co robiłam. Spojrzałam na przytulaną przeze mnie osobę z zawstydzeniem. Stain jednak tylko poczochrał mnie po włosach.

- Chciałbym coś ci dać. - powiedział do mnie gdy już się o niego odkleiłam. Podał mi sztylet z jakąś dziwną skurzaną bransoletką - Noś go zawsze przy sobie. Nikt nie wiesz co może ci się przytrafić.

Założyłam dziwną skurzaną bransoletkę na rękę. Okazało się, że jakimś cudem, można było umocować na niej sztylet, który przy szybkim poruszeniu ręki znajdował się w mojej dłoni. Oczywiście będę musiała trochę nad tym poćwiczyć by robić to bardziej precyzyjnie ale i na to byłam gotowa. Uśmiechnęłam się szeroko. Prezent od Staina idealnie ukrywała moja dresowa bluza. Wtedy niespodziewanie zaburczało mi w brzuchu.

- A, i obowiązkowo idź coś zjeść. Byle dużo. Należy ci się. - powiedział złoczyńca i poszedł w swoją stronę.

Tak bardzo się cieszyłam. To, że Stain dał mi sztylet i chciał ze mną więcej trenować, okazał mi również, jak na mnie, wiele troski. Choć nie powiedział tego wprost wiedziałam, że się o mnie martwi. Był dla mnie już kimś więcej niż tylko senseiem. Był moim przyjacielem. Ufałam mu i tego nie żałowałam. 


* * *

Tak jak prosił mnie udałam się zjeść coś do restauracji. Zamówiłam, jak dla mnie, dużą porcję i sama dziwiłam się później jakim cudem udało mi się ją zjeść. Co jakiś czas spoglądał na mnie jakiś zakapturzony koleś. Choć nie byłam pewna wydawało mi się, że miał jasne niebieskie oczy..., a może były turkusowe? Widziałam też kawałek jego dłoni gdy sięgał po swój napój. Były na niej zszywki i trochę fioletowej skóry. 

Chwilę później stałam na wejściu do kuchni. Widziałam jak moja mama siedzi przy stole i starałam się wymyślić sposób jak dotrzeć do mojego pokoju tak by mnie nie zauważyła. Wiedziałam, że jeśli mi się nie uda będę miała z nią poważną rozmowę na temat późnego wracania do domu. Przyznam, że niemało się spóźniłam. Powoli zaczęłam przemieszczać się w kierunku mojego pokoju. Gdy byłam w jakiejś połowie drogi moja mama nagle odwróciła się w moim kierunku.

- Ładnie to tak spóźniać się do domu? - powiedziała.

Zaczęła prawić mi kazanie o moim bezpieczeństwie i o tym jaka bezmyślna jestem. W pewnym momencie miałam już dość i pod wpływem emocji krzyknęłam.

- Spotkałam się ze znajomym dobrze!

O nie! Szybko zasłoniłam sobie usta. Nie miałam zamiaru powiedzieć jej tego. Dobrze jednak, że nie wygadałam nic więcej. Nastrój mojej mamy szybko się zmienił.

- Wszystko rozumiem. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.

Później bezproblemowo dotarłam do mojego pokoju. Gdy przymykałam drzwi słyszałam jak jeszcze mówi do siebie:

- Moja mała córeczka tak szybko dorasta.

Słyszałam jeszcze jak dmucha w chusteczkę. Przewróciłam oczami. Później po wieczornej rutynie ze spokojem odpłynęłam w krainę snów.








Dziękuję za czytanie i zachęcam do komentowania. 




Nieobdarzona (Bnha/Mha)Where stories live. Discover now