Rozdział 14

75 4 0
                                    

Dzisiaj są urodziny Ernesta. Ostatnie parę tygodni były ciężkim okresem w moim życiu. Wzięłam jeszcze parę chemii przez co obecnie nie mam prawie włosów. Nienawidzę tego, praktycznie nie wychodzę z domu. Wszyscy mnie pocieszają, mama kupiła mi nawet parę peruk. Są śliczne, ale to nie to samo co moje włosy. Schudłam, zbladłam i przestałam być atrakcyjna. Mimo tego Ernest cały czas przy mnie jest. Mieszka z nami, dzięki czemu jeszcze bardziej się do niego przywiązuję. On sam czuje się już zupełnie dobrze. Chodzi do szkoły, wrócił do drużyny, a Szymon zmusił go do ćwiczenia swojego śpiewu. Ja natomiast mobilizuję go do wizyt u psychologa szkolnego. Udaję, że jest dobrze, ale tak naprawdę co chemię mam dość. Dzisiaj jestem zmuszona wyjść z domu, ale chwilowo leżę obok Ernesta, który jeszcze śpi. Nic dziwnego, jest wcześnie rano. Co noc zasypiamy tak samo, wtuleni w siebie i co noc mam ten sam problem. Marznę tak bardzo, że nic mnie nie jest w stanie ogrzać. Dlatego zwijam się wtedy w kulkę, a Ernest przysuwa mnie do siebie i obejmuje ramionami. Alisa musisz wstać. To nie jest łatwe, Ernest zaczął ostatnio bardzo czujnie spać. Wysuwam się z jego objęć, a potem szybkim ruchem wstaję z łóżka. Nie zbudził się, jest dobrze. Mój ubiór też się zmienił. Moja garderoba to zazwyczaj ubrania Ernesta. Teraz mam na sobie jego koszulkę i krótkie spodenki. Wychodzę z pokoju, rodzice już nie śpią. Wszyscy znają nasz plan. Kiwam do mamy głową, daję znak. Znika w kuchni. Tata podaje mi opaskę na oczy i wychodzi z domu. Denerwuję się, bo na mnie spoczywa najtrudniejsza część zadania. Wchodzę do łazienki, gdzie jest już przygotowana sukienka, którą dostałam od Ernesta jako prezent z Warszawy. Mama pomaga mi ją zaciągnąć i ze smutkiem stwierdzam, że nie wygląda na mnie już tak dobrze. Mama to dostrzega, głaszcze mnie po plecach i pomaga założyć perukę. Długie, do łopatek, czerwone włosy. Wyglądają w miarę naturalnie, przynajmniej tyle. Na szyję zakładam naszyjnik. 

- Żebyśmy miały jasność. Wyciągasz go z domu i prowadzisz do samochodu, a potem wieziemy go do ustalonego miejsca. Tak? - kiwam głową i wychodzę z łazienki. Opaskę chwilowo zakładam na rękę, Ernest musi się jeszcze ubrać. Wchodzę do pokoju i jednym, szybkim ruchem siadam na jego biodrach. Sukienka mi w tym nie przeszkadza, a najwidoczniej Ernestowi nie przeszkadza mój ciężar. Nie budzi się. Robi to dopiero gdy nachylam się do jego szyi i łaskoczę oddechem. Widzę, że jest zdziwiony, a po chwili pojawia mu się oczywisty uśmiech na twarzy. 

- Ubieraj się, wszyscy na Ciebie czekamy - podnoszę się i pokazuję opaskę na oczy. Dostrzegam na jego twarzy jeszcze większe zdziwienie. Podnosi się grzecznie i wyciąga z szafy jeansy, a do tego białą koszulę. Cały czas mnie obserwuje, parę razy mi powtarzał, że pasują mi te włosy. W końcu prostuję sie. Chwytam jego rękę i jeszcze bez opaski prowadzę do łazienki. Myje zęby, czesze włosy i spryskuje się perfumami, które kocham. Gdy kończy to robić, schyla się tak żebym mogła mu ubrać opaskę. Wyprowadzam go do przedpokoju, podsuwam buty pod nogi i sama zakładam szpilki. Wychodzimy przed bramę, prowadzę go do samochodu.

——————————————————

Jedziemy już jakieś dziesięć minut. Widzę, że się denerwuje i co jakiś czas nerwowo ściska moją rękę. Dostaję wiadomość na telefon, od Szymona. Informuje mnie, że wszystko jest gotowe. Daję znak mamie, a tata skręca na parking przed lokalem.

- Będziemy wysiadać, otworzę Ci drzwi - informuję go, żeby nie chciał wyjść sam. Jest do tego zdolny, a mógłby się przewrócić. Wychodzę szybko, otwieram mu drzwi i chwytam za rękę. Pozwala sie prowadzić, co mnie cieszy. Nie miałabym siły go ciągnąć. Uknuliśmy jego urodziny jakiś tydzień temu. Zamówiliśmy lokal, w którym często odbywają się wesela. To jego osiemnaste urodziny i chcę, żeby je zapamiętał do końca życia. Musimy to robić tak wcześnie, bo na dziesiątą mam dla niego prezent. Kiedy wchodzę do lokalu, uśmiecham się pod nosem. Ściągnęłam wszystkie ważne dla niego osoby. Od Szymona, przez jego tatę z macochą i Dagmarą, aż po całą jego drużynę koszykarską. Wszyscy są cicho, czekają na mnie.

Tego nie mogę Ci powiedzieć Where stories live. Discover now