Osiem

1.2K 106 13
                                    

Kolejny dzień przy łóżku Peety. Ale nie traktuje tego jak karę. Chcę przy nim być. To dziwne, ale mam wrażenie, że właśnie dziś wszystko się zmieni. Jest około południa, wnioskując po położeniu słońca. Powinnam cos zjeść, ale nikt mi nic nie przyniósł, a nie zamierzam wychodzić. Jednak się myliłam. Do sali wchodzi Haymitch i co dziwne nie czuć od niego odoru alkocholu. Jest trzeźwy.

- Cześć skarbie. Co robisz? -już mam mu powiedzieć, że niby co mam robić w tej głupiej sali, ale gryzę się w język. W końcu przyniósł mi jedzenie.

- U mnie wszystko okay- kłamię.- A co dla mnie masz?

- Potrawkę z jagnięciny.

- To moja ulubiona. Skąd wiedziałeś?

- Czy ty na prawdę myślisz, że jestem takim idiotą? Jeszcze kojarzę niektóre fakty- no w zasadzie chyba każdy wiedział, że lubię tą potrawę. Więc kiedy Haymitch próbuje jakby z obrazą zabrać potrawkę, uniemożliwiam mu to wyrywając z jego dłoni opakowanie z pokarmem.

Potrawka jest przepyszna! Już dawno nie jadłam czegoś tak dobrego. W zasadzie nie pamiętam kiedy ostatni raz coś jadłam... Jestem tak zajęta jedzeniem, że nawet nie zauważam kiedy Haymitch wychodzi. Po zjedzonym posiłku, przysiadam na łóżku Peety i zaczynam głaskać jego policzek. Wygląda tak słodko... Od kiedy jestem w szpitalu stałam się taka jakby bardziej czuła i opiekuńcza. Zaczynam zwracać uwagę na szczegóły. Kiedyś na pewno nie dotykałabym tak kogoś i nie wlapiała tak bezkarnie wzroku. Patrzę na wciąż opuszczone powieki mojego chłopca z chlebem. Tak bardzo chciałabym zobaczyć błękit ich tęczówek... I nagle dzieje się coś na co tak długo czekałam. Peeta otwiera oczy! Nie wierzę, że to się dzieje na prawdę.

-Peeta, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę! Nie ruszaj się, już idę po lekarza- on nic nie odpowiada, tylko lekko skina głową. Wybiegam z tej sali jak oparzona. Mięśnie zaczynają mnie boleć, w końcu trochę się nie ruszałam. Ludzie patrzą na mnie jakbym całkiem zwariowała, ale nie obchodzi mnie to. W końcu znajduję swój cel. Gabinet doktora Jacksona jest otwarty, tak jakby czekał specjalnie na mnie. Wyciągam go z tego pomieszczenia i biegiem udajemy się do sali Peety. Gdy otwieram drzwi, doznaję ogromnego szoku. Wiedziałam, że to może się stać, ale miałam nadzieję... Widzę Peetę i tą blondynę, która tutaj przychodziła, namiętnie się całujących. Gdy wchodzimy, nie przerywają swojego pocałunku, wręcz jeszcze bardziej go pogłębiają. Z tej frustracji i bezsilności zaczynam płakać. Słyszę krzyki, po chwili oriętuję się, że to ja sama krzyczę. I wtedy się budzę. Cała się trzęsę. Nie wiem dlaczego, aż tak wielkie wrażenie to na mnie zrobiło. W zasadzie mogłam się domyśleć, że to sen. Haymitch był dla mnie miły i na dodatek trzeźwy. Tego drugiego chyba nigdy się nie doczekam. To był pierwszy sen od przyjazdu do szpitala. Pewnie dlatego, że przy Peecie nigdy nie miałam koszmarów. Jego bliskość działa na nie odpychająco. Ten sen również był okropny. A to chyba dlatego, że mógł pokazywać rzeczywistość.

Bardzo, bardzo dziękuję za te 1000 wyświtleń !!!!!!!!!!!!!! Ale również za wszystkie oddane głosy i komentarze. Postaram się was nie zawieść. KOCHAM WAS <3 <3 <3

Igrzyska nigdy się nie kończą...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz