-9-

309 11 3
                                    

Obudziłam się w obcym pomieszczeniu, które przypominało gabinet lekarski. Przynajmniej nie był to szpital. Domyśliłam się, że jestem w domu Cullenów. Byłam w pełni świadoma przyczyny, dlaczego się tutaj znalazłam. Spojrzałam na swoją prawą nogę. Odsunęłam kołdrę i moim oczom ukazał się opatrunek po kolano. Mam nadzieję, że nie jest złamana. Ruszyłam uszkodzoną kończyną i syknęłam z bólu. Po chwili spróbowałam raz jeszcze i tym razem poszło mi lepiej. Po pięciu minutach zmierzałam w stronę drzwi. W poruszaniu się pomogły mi kule znajdujące się obok łóżka, na którym się obudziłam. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę schodów prowadzących na parter. Poszło mi aż nader łatwo. Kolejnym celem był salon. Domyślałam się, że to właśnie w tym pomieszczeniu znajdę większość członków rodziny. Gdy byłam blisko usłyszałam głosy. Nie zamierzałam się skradać, coś mi podpowiadało, że doskonale wiedzą, iż jestem blisko. Swobodnie, o ile pozwalała sytuacja, weszłam do salonu. Nastąpiła cisza, a ja jak gdyby nic usiadłam na wolnym fotelu. Oparłam kule obok i spojrzałam się po pomieszczeniu. Nie myliłam się, znajdowali się tutaj wszyscy członkowie rodziny Cullenów. Esme, Bella i Rosalie siedziały na kanapie. Obok nich stali Carlise i Emmet. Edward stał przy fortepianie, a Jasper przy oknie. Musiałam im przerwać dość burzliwą dyskusję, bo w powietrzu wyczułam złość. Wszyscy skupili się na mnie. Widziałam jak Rosalie, chciała do mnie podejść, ale zatrzymała się, jakby niepewna mojej reakcji. Omiotłam ich wszystkich spojrzeniem. Na dłuższą chwilę zatrzymałam się na Jasperze. Śledził każdy mój ruch. Jego postawa wskazywała na to, że był gotowy na wszystko, ale jak się okazało na wszystko tylko nie na moją reakcję.

— Cześć. Dziękuję za opatrzenie nogi doktorze Cullen, zapewne to pana zasługa. Pewnie spodziewacie się, że zacznę was o wszystko wypytywać albo ucieknę z krzykiem. Uspokoję was, druga opcja nie wchodzi w grę, moja noga nie pozwoliłaby mi na szybki bieg, a nie mam zamiaru potykać się o gałęzie i przewracać się co pięć metrów, przy okazji wyglądając jak niedorozwinięta kaczka. Poza tym widziałam, jak szybko biegacie. Nawet zdrowa nie mam z wami szans. Odpuśćmy sobie te uprzejmości. Jak się domyślam, jesteście wampirami tak? Uprzedzam, ostatnie co piłam to sok żurawinowy, więc moja krew musi smakować okropnie. Zostaliście ostrzeżeni, a i Rose. Spokojnie, ja nie gryzę.

Po moim słowach na większości twarzach pojawił się uśmiech albo zaskoczenie. Pewnie nie spodziewali się takiej reakcji z mojej strony. Cóż nie co dzień dowiadujesz się, że wampiry istnieją. Życie. Panika nic mi nie da, a świadomość, że uratowali mi życie, dała mi poczucie bezpieczeństwa. Blondynka w końcu podeszła do mojego fotelu i złapała mnie za rękę.

— Dobrze się czujesz?

— Nawet całkiem, tylko noga daje o sobie znać. Właściwie, czy została złamana?

Spojrzałam w stronę głowy rodziny. Blondyn podszedł do mnie i sprawdził opatrunek.

— Noga cudem nie została złamana, ale jest mocno poobijana, przez kolejne tygodnie powinnaś ją jak najwięcej oszczędzać.

— Dobrze, zapamiętam na przyszłość, by nie uderzać wampira z całej siły nogą w brzuch, szczególnie gdy jest się kierowcą.

— Czy Ty zaatakowałaś wampira?

Spojrzałam zdezorientowana na Jaspera, który unosił brew w zdziwieniu. Po minach innych także zobaczyłam zaskoczenie i szok.

— Mmmm, tak? Jakby nie chciałam dać się zabić, więc kontratakowałam. A co innego miałam zrobić? Czekać aż mnie zabije czy biegać z krzykiem po lesie, wrzeszcząc: Romeo, Romeo, gdzieś jesteś Romeo? Pomóż mi, och Romeo, w swej miłości uchroń mnie przed atakiem tegoż wampira, co w brzasku zachodzącego słońca, pragnie odebrać mnie Tobie tej nocy. — zmarszczyłam brwi — Cóż w myślach brzmiało to tragicznie, ale wypowiedziane nagłos wręcz okropnie.

Zacząć od początkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz