-10-

350 18 4
                                    

Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa. Nie była to żadna niezręczna cisza. Czułam spokój i komfort, choć teoretycznie nie powinnam tak się czuć. Jednakże biorąc pod uwagę okoliczności i wyjątkowość mojego towarzysza racjonalność już dawno przestała mieć sens. Westchnęłam, już po raz nie wiem, który dzisiejszego dnia.

– Dziękuję. Teraz najpewniej się położę. Ty zapewne masz lepsze rzeczy w planach, więc nie będę Cię zatrzymywać.

– To będzie najlepszy pomysł. Poradzisz sobie?

– Tak, dam sobie radę.

Widziałam jego zawahanie, ale ostatecznie pożegnał się i wyszedł. Ja natomiast odczułam to bardzo mocno. Uwolniona od wpływu blondyna cały ból wrócił tak gwałtownie, że aż zgięłam się w pół przy akompaniamencie jęku. Dodatkowo mój wzrok skierował się na schody prowadzące na piętro, gdzie znajdował się mój pokój.

– Super, jeszcze schody.

Wzięłam w jedną rękę torbę, która niestety była torbą na zakupy, przez co nie mogłam ją założyć na plecy lub zarzucić na ramię. Do tego mam jeszcze dwie kule i narastający ból. Skierowałam się do kuchni po butelkę wody i włożyłam ją do torebki, która była już wypchana po brzegi. Wzięłam głęboki wdech i skierowałam się w kierunku schodów. No cóż, pierwsza próba skończyła się niepowodzeniem. Schody niezbyt były kompatybilne z kulami. Oczywiście po dwóch nieudanych próbach uświadomiłam sobie, że przecież mogę wziąć leki poczekać, aż zadziałają i kolejny raz spróbować. Ze swojej głupoty walnęłam się ręką w czoło, co oczywiście nie było dobrym pomysłem, bo byłam na trzecim stopniu schodów, zachwiałam się i czułam, jak upadam. Oczywiście machałam rękami, żeby w jakikolwiek sposób jakoś złagodzić upadek, który ku mojemu zdziwieniu nie nadszedł. Otworzyłam oczy i znów zatonęłam w znajomym bursztynie. Z wrażenia aż wstrzymałam oddech. Znowu wylądowałam w jego ramionach. Poczułam falę zażenowania. Starałam się, jak najdelikatniej wyplątać się z uścisku jednocześnie starając się nie tracić równowagi.

– Co Ty tu robisz?

Podniósł łobuzersko brew na dźwięk mojego oskarżycielskiego głosu. Wiedziałam, co zaraz nastąpi.

– Jak to co? Ratuję Cię z opresji. Znowu.

– Dobrze wiesz, co mam na myśli. – ledwie skończyłam zdanie, a naszła mnie dość banalna i oczywista myśl – czekałeś cały czas na zewnątrz, prawda? Wiedziałeś, że mogę mieć problem ze schodami, ale wiedząc, że jestem uparta i samodzielna nie będę chciała pomocy, dlatego postanowiłeś, mimo to poczekać na zewnątrz na rozwój wydarzeń, wiedząc, jak to się skończy.

Moje ostatnie zdania wcale nie były pytaniem, lecz stwierdzeniem. Nie wiedziałam, że jestem aż tak przewidywalna. Jasper po prostu kiwnął głowy na znak zgody. Nie miałam już nawet siły udawania, że dam sobie sama radę, bo oboje wiedzieliśmy, że to nie prawda.

– To co? Pomożesz mi wejść po tych cholernych schodach? Skoro i tak już tutaj jesteś.

Uśmiechnęłam się do niego, nadając swojemu tonu jak najbardziej swobodny ton. Chciałam jakkolwiek wyjść z tej sytuacji z twarzą. Blondyn bez uprzedzenia po prostu wziął mnie na ręce i po chwili byłam już w swoim pokoju, odkładana na łóżko. Szybkość Jaspera sprawiła, że mi się zakręciło w głowie. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale też zafascynowana. Właśnie bez krępacji użył jednej ze swojej nadnaturalnej zdolności. Nie da się ukryć, że mimo moich zapewnień byłam ciekawa nieznanego mi dotąd świata. Chętnie poddałabym weryfikacji to, co jest utrwalone w kulturze masowej, a stanem faktycznym. Jako że Jasper czuł moje emocje, nie byłam zdzwiona faktem, że już po chwili siedział na krześle obok mojego łóżka w nonszalanckiej pozie i podniesioną lewą brwią na znak zachęty.

Zacząć od początkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz