▪ Rozdział 10 ▪

711 60 14
                                    

Pov. TommyInnit (nie spodziewaliście się tego)

4 lipca || 2:28 p.m. ||
Ciągle żałuję, że ostatecznie nie posłem z Tubbo i Wilburem do Niki. Siedzenie na kompie już dawno mi się znudziło a o czytaniu nawet nie ma mowy. Pizza którą zamówiłem paręnaście minut temu leży nietknięta na stole. Nudy - jedyne jak mogę określić daną sytuację.
Położyłem się w dziwnej pozie na kanapie, pół leżąc na niej a pół na podłodze. Wpatrywałem się w dół stolika kawowego, który w ogóle nie był ciekawy. Niby przez cały rok narzekałem, że nie mam czasu na nic ale gdy przychodzi co do czego to okazuję się, że i tak nie mam co robić.
Sięgnąłem po jeden kawałek pizzy, peperoni z dodatkiem papryki chilli, moja ulubiona (dop.auto. plis, nie bijcie, ja tylko zgaduję).
Już myślałem, że nic ciekawego się nie wydany, gdy nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk z mieszkania obok oraz głośny odgłos rozbijającego się naczynia.
- What the hell?! - wrzasnąłem bo ze strachu spadłem z kanapy i uderzyłem nogą o kant sofy. To co potem usłyszałem to stłumiony przez ściany, płacz. „Nie idź tam, nie idź tam, nie idź tam" powtarzała jedna strona mnie „Przecież ona cię ukatrupi". Jednak druga strona mnie chciała sprawdzić czy w wszystko w porządku.
Ostatecznie sam z siebie wyszedłem na korytarz i zapukałem do sąsiednich drzwi. Nic, ani nikt mi jednak nie odpowiedział. Chamsko było by wpychać się do czyjegoś mieszkania ale wiem, że Wilbur by tam wszedł i sprawdził o co chodzi, Niki tym bardziej by tak postąpiła.
Z tego powodu że drzwi nie były zamknięte na klucz, wparowałem do mieszkania i ujrzałem jeden z najbardziej łamiących serce widoków z którymi się spotkałem.
Dziewczyna chuda jak kościotrup siedząca w najdalszym kącie pokoju, zaraz za połamanym kubkiem i rozlaną wodą, cała we krwi, powtarzająca coś cicho pod nosem oraz ciągle płacząca.
- C-co się pani st-stało? - wymamrotałem podbiegając do dziewczyny. Ona poparzyła na mnie wzrokiem pełnym smutku i tęsknoty. Następnie podniosła się i bez ostrzeżenia przytuliła się jeszcze bardziej płacząc. Pod nosem ciągle powtarzała „Przepraszam, przepraszam, przepraszam, jestem okropna, zła, nieodpowiedzialna"
Bardzo spanikowałem ale takiej osoby bym nie odepchnął. Zaprowadziłem dziewczynę do mnie i powiedziałem, że może usiąść na kanapie. Szybko poszedłem do mojego pokoju i wyciągnąłem jedną z koszulek Will'a.
- Możesz ją założyć - oznajmiłem patrząc na jej zkawawiony top. - Jest od przyjaciela.
Dziewczyna popatrzyła na mnie i naciągnęła na siebie z wielkim trudem koszulkę. Nadal powtarzała pod nosem to samo i płakała wpatrując się w bliżej nie określony punkt na podłodze.
- Jak się nazywasz? - zapytałem cicho. Nie odpowiedziała mi.
- Ja jestem Thomas ale wszyscy mówią do mnie Tommy.
Następnie zacząłem robić to co wychodzi mi najlepiej, gadać. No może jeszcze jeść pizzę...

Pov. Raina

4 lipca || 02:28 p.m. ||
To nie jest prawda? Ona żyje, to jest mój sen...
- Nie opuszczaj mnie...
Łzy zaczęły same płynąć z moich oczu. Wszystko w jednej chwili stało się obce. Skuliłam się w roku pokoju. „To twoja wina, twoja wina, twoja wina. Zabiłaś człowieka..." za bardzo mnie to przerażało. W mojej kieszeni od zawsze leżała jedna tabletka, taka która by to wszystko zakończyła. To przecież idealna chwila na nią... Poczułam krew, moje ciało nie zniosło takiego stresu.
Krew leje się wraz z łzami. Przeraża mnie wszystko; moje ręce, mój dom, rysunki na ścianach i czarny ekran telewizora.
- To moja wina...
Ta myśl mnie przeraża, boję się jej, boję się rodziców, świata ale przede wszystkim siebie. Krzyk sam wydobywa się z moich ust. Niech mi ktoś pomoże.
Tabletka nadal leży na mojej ręce. Mała, biała pigułka. Mój ratunek. Jednak się boję, bardzo się boję...
Nagle wszytko jakby wraca do siebie, drzwi się niepostrzeżenie otwierają. Stajnął w nich młody chłopak, przynajmniej młodszy ode mnie.
- C-co się pani st-stało? - wymamrotał. Nie rozszyfrowuję jednak jego słów. Są odległe, jakby z innego świata. „Daj mi umrzeć... daj mi umrzeć... n-nie daj mi umrzeć" - sama nie wiem co myśleć.
Chłopak podbiegł do mnie. Przerażam go. Podniosłam wzrok by zajrzeć w jego oczy. Nie mogę się skupić. Za chwilę przyjdzie moja siostra wraz z Maxem i wszyscy razem coś zrobimy... ale to przecież jest nie możliwe.
Podniosłam się i przytuliłam nastolatka.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, jestem okropna, zła, nieodpowiedzialna - pomyślałam, wszeptałam, nie wiem. Straciłam kogoś, jedyną osobę której mogłam zaufać, której chciałam zaufać...
Po chwili znalazłam się w nie swoim mieszkaniu. Kirze by się tu spodobało, pokażę je jej kiedyś.
W rękach poczułam ładnie pachnący materiał.
- Możesz ją założyć - oznajmił blondyn - Jest od przyjaciela.
Potrzebuję teraz przyjaciela, bardzo potrzebuję. Kira była moją przyjaciółką, Kira jest moją przyjaciółką.
Następnie usłyszałam głos chłopaka. Miły i uprzejmy, ciekawy i dźwięczny. Czyli nazywa się Tommy? „No więc Tommy, uratowałeś mi życie"
Zamknęłam oczy. Kira, nie zostawiaj mnie... to dla ciebie żyłam... kocham cię...
- Czy ona żyje? - musiałam się upewnić.
- Kto? - przerwał zakłopotany chłopak.
- Ona - szepnęłam. Zapanowała cisza. Proszę, powiedz, że żyje, że jesteś snem, że nadal leżę w szpitalu, albo że nadal jest czerwiec i Kira ma do mnie przyjechać. Kolejna fala łez, tym razem cichym.
- Powidz, że żyje - wyszeptałam próbując przecisnąć słowa przez siłę łez.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem... nie wiem o kogo chodzi... - powiedział. Nie wiem co czuł. Uważał, że jestem niezrównoważoną psychicznie? Czy raczej współczuł mi i chciał mi pomóc?
Cisza znowu. Zawsze pragnęłam ciszy ale teraz moje łzy kapiące w ciszy na podłogę przerażały mnie. „Muszę wiedzieć, powiedz mi proszę" pomyślałam.
- Je-jestem - zaczęłam - jestem Raina, Raina Achery.
- Twoja siostra? Kira? - przeraził się. - Ona nie była jedynaczką?
Nie mogłam dalej słuchać. Chcę niewiele, chcę widzieć.

Pov. TommyInnit

Raina znowu ukryła swoją głowę w kolanach. Ja za to próbowałem sobie wszystko ułożyć.
Para biznesmenów których znają prawie wszyscy, mają córkę, nawet dwie. Jednej nikt nie zna, żyje ona normalnie, chyba normalnie. Druga właśnie umarła w wypadku samolotowym. Jak może czuć się osoba po takiej stracie? Jak taką osobę pocieszyć... Wilbur by to potrafił, ale ona raczej nie chcę się tym smutkiem z nikim dzielić.
W jednej chwili dziewczyna wstała i szybko wyszła.
Nie potrafiłem jej pomóc...

Pov. Raina

Wyszłam, nie mogłam.
Skuliłam się w tym samym miejscu. To ja powinnam być na jej miejscu, powinnam ją u siebie zatrzymać. Ja bym przesiedziała pare dni w więzieniu a ona by żyła.
„To wasza wina" cisnęłam kawałek kubka w stronę zamkniętych drzwi. Kawałek porcelany rozbił się na jeszcze mniejsze kawałki i z cichym trzaskiem opadł na podłogę.

Kulka śniegu rozbiła się na jeszcze mniejsze kawałki i z cichym trzaskiem opadł na ziemię.
- Wow ale cel - zaśmiała się pięcioletnia dziewczynka. - Jeszcze raz! Proszę!
Wycelowałam jeszcze raz w narysowaną tarczę, dziesiątka po raz drugi!
- Raina, nie rzucaj w ścianę - wrzasnęła zdenerwowana mama ze swojego biura.
- Popatrz mamo jak Raina dobrze rzuca! - odpowiedziała jej mała dziewczynka. Kocham ją całym sercem.
- Kochanie, nie mogę, pobaw się z nią jeszcze - matka niechętnie powiedziała słowo „nią". - Następnie wracajcie do domu, Kathren napewno zrobi ci kakao.
O mnie mowy nawet nie było.
- Kakao! - zadowala się Kira i pędem pognała do domu. Jeszcze raz rzuciłam śnieżką w tarczę tylko, że tym razem z dalszej odległości. Dziesiątka.
- Raina! Nie mam już do ciebie siły! Szlaban! Laptop idzie do mnie!
Nie odpowiedziałam, ja nawet nie mam laptopa. Sama weszłam do środka pomieszczenia i skierowałam się w stronę pokoju. Schody w dół poprowadziły mnie do małego pomieszczenia z dwoma średnimi oknami. Drewniana, stara podłoga nie nadawała temu pomieszczeniu ani trochę przytulności. Tapeta w kwiaty obwieszona kartkami i lampkami, oraz popisana przez moje myśli i cytaty ozdabiała zimne wnętrze mojego „pokoju". Łóżko zaścielone dawno nie pranym kocem i drewniane szafki bez drzwiczek wyglądały przestarzale, tak jakby były wyciągnięte z rozpadającego się domu. Biurko na które zbierałam całe lato zbierając czereśnie zajmował całą ścianę pod oknami. Leżące na nim książki i komputer (kupiony za stypendium) odpowiadały na pytanie czym się interesuję. Jeśli miałabym porównać mój pokój do reszty domu, znaczy, przepraszam, ich nie da się porównać. Wielka willa nie jest tym co można porównać do właśnie tego.
Usiadłam przy biurku i odpaliłam komputer. Uruchomiłam internet, któremu zawdzięczam wszystko i weszłam na portal do rozmawiania przez właśnie wcześniej wspomniane ugodnienie.
- Witaj Raina! - odezwał się głos dobiegający z głośnika.
- Hej Will - odpowiedziałam i włączyłam kamerkę.
- Zły dzień?
- Tak
- A obiecałaś mi, że dzisiaj w końcu coś opowiesz
- Może jutro?
- A co jak jutra dla nas nie będzie? - zapytał. Prawie zdążyłam się przerazić ale chłopak się zaśmiał - Opowiedz mi coś, masz piękny głos...
- Naprawdę mam piękny głos? Prawda czy fałsz
- Prawda
- Eh... co mam ci opowiedzieć?
- Może streść mi swój dzień?
- To nie było nic ciekawego. Wstałam, zjadłam coś, poczytałam, nakrzyczano na mnie i wróciłam.
- Nie jadłaś nic? Prawda czy fałsz
- Fałsz
Will popatrzył się na mnie tępiącym wzrokiem.
- No dobra, prawda
- Idź coś zjeść, nie możesz tak nic nie jeść
- Moją matką jesteś czy co?
- Jesz albo opowiadasz
- Opowiadam
- Czekam
- Opowiem ci o osobie którą kocham ponad wszystko...
- Niech zgadnę? Kira
- Nie przerywaj! - uśmiechnęłam się - Ale tak, zrobię dla niej wszystko. Wiesz co ją ostatnio spotkało...

On by mi mógł pomóc. Gdzie jesteś Will? Potrzebuję cię... Potrzebuję kogoś...

✂------------------------------------
Słowa: 1490

Na wstępie DZIĘKUJĘ ZA 1k WYŚWIETLEŃ I 120 GWIAZDEK. Nie wiem jak wy to zrobiliście. W zamian rozdział pojawi się dzisiaj i jutro, postaram się by był też po jutrze :>

Miłych wakacji!

„One Second‟  ▪ Wilbur x OC ▪Where stories live. Discover now