SPRAWDZIAN

456 29 12
                                    

Perspektywa Alec'a.

Magnus był bardzo słaby, leżał na podłodze z zamkniętymi oczami... W ręku trzymałem wielką, metalową obroże, która parę minut wcześniej zaciskała się na szyi czarownika. Nie wiedziałem czemu to urządzenie zaczęło tak działać i to mnie martwiło. Moje rodzeństwo patrzyło na nią z smutkiem... Dopiero po chwili pomyślałem o Madzi.. Małej czarownicy, która była w domu mojego brata.

- Jace! - Powiedziałem donośnym głosem. - Madzia jest z nią Clary?

- O kuźwa... - Brat podniósł się z podłogi. - Miała pójść do sklepu po zakupy.

- Biegnij do niej bo może nie będzie za późno - Powiedziałem, na co mój brat i siostra ruszyli biegiem do wyjścia.

- Biegnę z tobą-Powiedziała siostra zamykając z trzaskiem drzwi.

Spojrzałem z powrotem na czarownika, na jego szyj pojawiła się bardzo gruba pręga. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Jak obroża mogła samoistnie zacząć się zaciskać? Postanowiłem na razie o tym nie rozmyśla. Podniosłem czarownika z podłogi i skierowałem się w stronę mojego pokoju. Nie chciałem go spuszczać z oka, a mój pokój był na tyle duży, że oboje się pomieścimy. Po za tym i tak musiałem wypełnić wszystkie dokumenty przed końcem tego dnia. Nie lubiłem wszystko robić w ostatniej chwili, zawłaszcza gdy musiałem zająć się czarownikiem, który był przerażony i bał się wszystkiego.

-Eh... - Jak ja nienawidzę papierkowej roboty, od dawna wypełniam te raporty i przesyłam je do głównych władz. Gdyby tylko dało się uniknąć wielu rzeczy było by o wiele lepiej, może nie byłoby tej niewoli podziemnych i mordu. Niestety, nie mogłem nic zrobić w pojedynkę.

Usłyszałem dzwonek telefonu, spojrzałem na urządzenie, a na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego brata. Szybko podniosłem telefon z blatu i odebrałem.

- I jak Jace? - Zapytałem zmartwiony, bardzo się martwiłem o tą dziewczynkę...

- Niestety nie zdążyłem... - poczułem jak ściska mi serce, nie mogłem złapać powietrza. - Clary już zdążyła rozwalić tą obroże... Ale z dziewczynką jest źle...

- Ale żyje? - Zapytałem, z strachem.

- Tak, ale jest bardzo słaba - Odpowiedział, a mi ulżyło. Nie zniósł bym myśli, że ta mała dziewczynka umarła przez obroże stworzoną przez Nocnych Łowców.

- To dobrze... - Powiedziałem, spoglądając na nieprzytomnego czarownika. Leżał na moim łóżku zwinięty w kłębek. Zastanawiałem się co mogę zrobić wiedziałem, że teraz może mnie bardzo łatwo zaatakować i zabić, ale nie chciałem go więzić.

- Nad czym myślisz? - Zapytał mój brat kiedy dłuższą chwile się do niego nie odzywałem.

- No wiesz obawiam się, że Magnus będzie próbował mnie zabić - Powiedziałem do mojego brata z obawą w głosie.

- Alec nie martw się na zapas, nie używał swoich mocy przez kilka lat, w po za tym może być ona bardzo osłabiona teraz - Brat próbował mnie pocieszyć, co mu się udało bo bardzo szybko stwierdziłem, że ma racje. - Musze kończyć pogadamy później.

Mój brat się rozłączył, a ja złożyłem wszystkie papiery do teczek. Usiadłem obok czarownika obserwując go w milczeniu. Wyglądał jak osiemnastolatek, bardzo chudy z roztrzepanymi włosami. Przeczesałem jego grzywkę, aby nie zasłaniała mi jego twarzy, przyjrzałem się mu dokładnie i miałem wrażenie że skądś go kojarzę, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć z skąd...

Perspektywa Magnusa.

Obudziłem się w łóżku mojego pana, spojrzałem przez okno i zauważyłem, że zaczyna zmierzchać. Szybko wstałem i udałem się do salonu, miałem nadzieje, że mój właściciel nie szykuje mi kary za to, że przespałem cały dzień. Gdy wszedłem do owego pomieszczenia, zobaczyłem Alec'a siedzącego przy kominku i czytającego książkę. Nie było po nim widać żadnej złości, raczej spokój i opanowanie.

- O... Magnus - Powiedział gdy tylko mnie dostrzegł. - Mógłbyś mi przynieść wody?

Kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni. To był dobry moment aby go sprawdzić jeżeli moje podejrzenia są prawdziwe powinien od razu się zdenerwować. Wziąłem szklankę i nalałem kranówki, trochę się obawiałem tego zrobić ale musiałem mieć pewność. Wróciłem do salonu i po cichu podszedłem do mojego właściciela. Nie mogłem się teraz wycofać, wyciągnąłem szklankę z wodą nad jego głowę i całą jej zawartość wylałem na głowę Alexandra. Oblewając przy tym książkę i fotel, na którym siedział.

Mój Pan wstał gwałtownie i spojrzał na mnie zdziwiony, ja tylko się uśmiechałem na to i czekałem aż coś powie. W ogóle nic nie powiedział, patrzył po prostu na mnie w milczeniu, a krople wody skapywały mu z włosów. Po chwili szybkim krokiem wyszedł z pokoju kierując się w stronę swojej sypialni. Zdziwiony tym, że nawet na mnie nie nakrzyczał, musiałem wpaść na lepszy pomysł. Pomyślałem, że zrobię kolacje jako formę przeprosin i w odpowiednim momencie zrobię coś po czym, nawet on się wkurzy. To był plan idealny!

Poszedłem do kuchni i pomyślałem, że przygotuję makaron z sosem serowo - śmietankowym. Wyciągnąłem z szafki garnek i wlałem do niego wodę i od razu posoliłem. W czasie czekania na zagotowanie się przeźroczystej cieczy, przygotowałem drugi garnek, do którego wlałem pół szklanki mleka. Potem zajołem się starciem sera na tarce, aby potem szybciej się rozpuścił. Lubiłem gotować, choć za czasów pokoju głównie czarowałem aby mieć posiłek. Dodałem do podgrzanego mleka ser i delikatnie mieszałem aby nic się nie przypaliło. W końcowym etapie przyprawiłem sos papryką, organem, solą i pieprzem.

Gdy ugowował się makaron polałem go sosem serowym i położyłem talerze na stole w jadalni. Teraz wystarczyło poczekać aż mój właściciel przyjdzie. Minęło z dziesięć minut i Alec pojawił się w jadalni, spojrzał na mnie badawczo. Przyjrzał się posiłkowi z przenikliwym spojrzeniem jakby sprawdzał wzrokiem czy jest zatrute. Po chwili skierował wzrok na mnie i przyjrzał się dokładnie mojej szyj. Jego smutny wyraz twarzy dał mi do myślenia. Coś ewidentnie nie pasowało, czegoś brakowało.

- Sam to przygotowałeś? - Zapytał mój pan, patrząc to na mnie, to na talerz.

- Tak... Panie - Odpowiedziałem nie patrząc mu w oczy.

- Magnus... Eh... - zawachał się? On serio się zawachał?! - zjedzmy.

Usiedliśmy do stołu, jadłem powoli i od czasu do czasu zerkałem kątem oka na Alexandra. Mój właściciel rozmyślał nad czymś i nie zwracał większej uwagi na mnie. To był idealny moment. Wziołem z blatu widelec i żuciłem w jego stronę. Widziałem jak wbija się w ramię mojego Pana, a on syknął z bólu. To nie mogło mi ulec płazem! Musiał mnie ukarać! Szykowałem się na to, że mnie ukarze, ale nic nie zrobił. Patrzył na mnie wyczekująco, tak jakby na coś czekał.

- No na co czekasz? - Zapytał patrząc na mnie smutny. - Urzyj magii! Zabij mnie!

- Co...? - Patrzyłem na niego zdziwiony, po czym od razu zdziwiony dotknąłem szyji. Obroża! Nie było jej... Ale jak to możliwe?

- Zrób ze mną co chcesz, ja i tak ci krzywdy nie zrobię... - Powiedział na co jeszcze bardziej mnie wmórowało w ziemię.

- Dlaczego...?

- Bo nie jestem taki jak inni łowcy... Ja nie zabijam podziemnych i ich nie torturuje... Wiem jak to jest...

-... - Brakowało mi słów teraz do mnie dotarło, że on nie chce zrobić mi krzywdy, wręcz przeciwnie chce mi pomóc. Byłem głupi że zrobiłem tyle złego mu...

Niewolnik - MalecWhere stories live. Discover now