Rozdział 1

3.7K 151 8
                                    

Teraz, Nowy York

Pov: Ivy
Wybiegłam roztrzepana z mieszkania i prawie przewracając się o własne nogi, biegłam w kierunku odjeżdżającego już autobusu. Za sobą słyszałam jeszcze krzyk mamy, bym uważała na siebie i życzenie miłego dnia. Uśmiechnęłam się delikatnie na jej słowa, pomimo tego, że słyszałam je codziennie i za każdym razem, gdy wychodziłam gdzieś z domu. No tak, ale gdzie ja tak pędziłam? Otóż.. Byłam prawie spóźniona do pracy i niestety to nie był pierwszy raz w tym tygodniu. Nie no, szef mnie zabije!

Biegłam równo z autobusem, kiedy wreszcie kierowca postanowił zwolnić i wpuścić mnie do środka. Zdyszana podziękowałam mu i ruszyłam na jedno z wolnych miejsc na tyłach. Od razu włączyłam aparat w telefonie, wyciągnęłam z torby szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Jak zwykle nie mogłam ich ogarnąć, a te uparcie kręciły się i odstawały z zaczesanego koka, jak tylko chciały. Westchnęłam ciężko poddając się i opadając na fotel. Ubrałam jeszcze słuchawki, włączyłam jedną z pobranych wcześniej piosenek i przyglądałam się widokom za oknem, czekając na swój przystanek.

Ewidentnie pogoda dzisiaj nie sprzyjała. Ciemne chmury wisiały prawie nad cały miastem, a biegnąc za autobusem w rozpiętej kurtce, czułam jak wieje mi po plecach. Hah, a mama mówiła, by ubrać coś pod bluzę, to się uparłam, że nie muszę, bo i tak w pracy się przebiorę. No i teraz mam za swoje, a było jej posłuchać.

Gdy tak się przyglądałam widokom zza okna, nie mogłam ominąć wielkiego bilbordu, który jak zwykle nawiązywał do Avengers i słynnego Iron Man'a. Naprawdę, dzisiejsze media są okropnie monotonne i nudne. Czy im się już tematy skończyły? Mogliby mówić o czymś innym niż grupa pseudo bohaterów w rajtkach.

Nagle poczułam, jak autobus zahamował. Rozejrzałam się, a mój wzrok trafił na ten sam wieżowiec co zawsze. Dawne Stark Industries, a dzisiejsza siedziba Avengers. Akurat tak mi się trafiło, że kawiarenka, w której pracowałam, była niedaleko tego budynku. Może z dwie przecznice dalej? Dlatego, gdy cokolwiek działo się u nich, u nas było sporo klientów na kawę. Niby mogłabym pracować gdziekolwiek indzie, jednak tutaj zarabiałam dość dobre pieniądze, a interes kręcił się wręcz nieziemsko. Dzięki temu mogłam zarobić dla mnie i mamy na dogodne życie w naszym domu.

Dlaczego akurat ja? Mama oczywiście też pracowała, jednak u niej różnie bywało z pracą, była artystką. Nie jeden obraz sprzedała i miała dość sporo zamówień, jednak ciągłe przebywanie z farbami też nie było dla niej najzdrowsze. Nie chciałam, by się przemęczała, dlatego pomagałam jej ze wszystkim.
Na ojca nie miałyśmy co liczyć. Wielki pan zniknął sobie do innej kobiety, kiedy miałam pięć lat. Od tego czasu nie ma z nim kontaktu, choć w sumie mnie to cieszy. Nie wiem, jak wielkim musi być gburem i kłamca, by jednocześnie kręcić z dwoma kobietami, z czego z jedną mieć dziecko. W sumie ciekawiło mnie to, czy z tą swoją flądrą też jakieś miał? Może nic nie wiem, a gdzieś pod moim nosem mieszka gromadka przyrodniego rodzeństwa? To by był jakiś nieśmieszny żart.

Wysiadłam w pośpiechu z autobusu, po czym pobiegłam do kawiarni. Przy stolikach siedziało już kilku klientów, jednak kolejka po kawę na wynos mnie nie pocieszała. No tak, jak zwykle ruch w godzinach porannych.

- Hejka Lizy! Zaraz ci pomogę, tylko się szybko przebiorę! - Krzyknęłam przyjaciółce, która stała za ladą i obsługiwała klientów. Ciężko było mi przebić się przez ten cały tłum ludzi, jednak finalnie udało mi się trafić do szatni, kończąc przebierać bluzę na koszulkę z krótkim rękawem i fartuch. Wróciłam do Lizy i od razu zaczęłyśmy razem serwować zamówienia.

Ruch zmniejszył się dopiero po jakiejś godzinie. Wtedy na spokojnie mogłyśmy odsapnąć i porozmawiać.

- No naprawdę, czy ty przestaniesz się kiedyś spóźniać do pracy? Ciesz się, że kryję ci dupę, bo szef wywaliłby cię na zbity pysk, gdyby dowiedział się, że klika razy w tygodniu jesteś po czasie - Oburzyła się blondynka, a ja podeszłam do niej i uwiesiłam się na jej ramieniu.

I'm not your daughter | Steve RogersWhere stories live. Discover now