Rozdział 2

3.3K 144 33
                                    

Późny wieczór 4 lata temu, Nowy York

Młoda dziewczyna, szesnastolatka wracająca od koleżanki do domu, właśnie przechodziła przez jedną z ciemniejszych uliczek. Tego wieczoru kończyła projekt grupowy, jednak nieco się zasiedziała, a za oknem się ściemniło. Niestety, ale nie miał jej kto odwieźć ani po nią przyjechać, a nie miała przy sobie pieniędzy, by zamówić taksówkę.

Szła spokojnie tą samą droga co zawsze. Bardzo często wracała tędy do domu po lekcjach, chcąc odsapnąć po męczącym dniu. Nie była to najlepsza okolica, dość mroczna i niebezpieczna można by rzec, jednak w ciągu dnia była bardzo spokojna. Zadbana, wokół były kamieniczki z czerwonej cegły, jednak akurat tego wieczoru naprawiali lampy uliczne, przez co były wyłączone.

Dziewczyna czuła na sobie czyjeś czujne spojrzenia, chwilami słyszała kroki lub widziała cienie, jednak gdy się odwracała, nikogo nie było za nią. Cała sytuacja była dla niej dość dziwna i niepokojąca, dlatego szybko wzięła telefon i wybrała numer do mamy. Kobieta powiedziała jej kiedyś, że jeśli będzie czuła się zagrożona, zgubi się lub cokolwiek ją zaniepokoi, ma natychmiast do niej dzwonić. Nastolatka na początku nie chciała mówić co się dzieje. Próbowała jakkolwiek zająć myśli czymś innym, jednak w pewnym momencie gdy zawiał lekki wiatr, calutka zadrżała. Odwróciła się szybko, jednak w tym samym czasie ktoś stanął za nią. Położył jej dłoń na ramieniu, po czym wyciągnął telefon z ręki i zacmokał do słuchawki, odzywając się po chwili.

- No, no.. Powiem ci, że macie całkiem ładną córkę. Blaszak w końcu ma się czym pochwalić - Zaśmiał się mężczyzna w ciemnej masce, po czym rozłączył połączenie, rzucił telefon o ziemię i zgniótł nogą. Ekran zamrugał kilka razy, po czym zgasł na dobre. - A teraz zajmiemy się tobą dziecinko - Oznajmił podchodząc bliżej niej, po czym złapał brutalnie za szczękę dziewczyny. Do oczu cisnęły jej się łzy, a jedna nawet spłynęła po policzku.

- N-nie rób mi krzywdy, p-proszę.. N-nie dostaniecie za mnie dużego okupu, naprawdę! N-nie mam nic wartościowego, n-nie mam przy s-sobie żadnych pieniędzy - Wydukała przerażona, na co mężczyzna ponownie cmoknął i zmarkotniał.

- Taka z ciebie laleczka, że dziwie się szefowi, że się tobą zainteresował. Hydra tylko ucierpi biorąc cię do siebie eh.. - Burknął, po czym wyjął coś z jednej z kieszeni swojej kurtki. Przedmiot był podłużny, przezroczysty, a na końcu zakończony igłą. W środku buteleczki znajdował się płyn w metaliczno-czerwonym kolorze. Dziewczyna spanikowała jeszcze bardziej i zaczęła się szarpać, jednak wtedy mężczyzna mocniej złapał ją za szczękę, odchylił głowę na bok, po czym wbił strzykawkę w szyję i wprowadził substancję do krwioobiegu.

Nastolatkę momentalnie przeszedł dziwny dreszcz w całym ciele, czując jak ciecz miesza się z jej krwią. Chwilę później było ciepło, a potem ciemność. Nic nie widziała, ani nie słyszała, a dopiero po kilku minutach runęła na ziemię nieprzytomna.

~*~

Dziwna mgła zniknęła dopiero po dłuższej chwili. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a ból w głowie pulsował uciążliwie. Dało się do tego przyzwyczaić, jednak nadal było to okropne uczucie. Nienawidziłam tego, bo za każdym razem pojawiały się w tak nietrafionych momentach. Niestety nie było na to żadnych leków, terapii czy czegokolwiek innego. Lekarz powiedział mi, że muszę nauczyć się z tym żyć i tyle. Tsa, niezwykle pomocny był z niego człowiek.

Od tego wszystkiego aż ode chciało mi się palić. Zrezygnowana westchnęła ciężko, rzuciłam papierosa na ziemię, po czym zdeptałam butem. Wyjęłam jeszcze na chwile telefon, sprawdzając godzinę, po czym wróciłam do środka. Z tego co widziałam, nasi specjalni goście nadal siedzieli, jednak Lizy w końcu wróciła za ladę i właśnie przygotowywała ich zamówienie. Czułam na sobie jej spojrzenie, kiedy stanęłam obok i nalałam sobie trochę wody z kranu. Aż tak źle wyglądałam?

I'm not your daughter | Steve RogersWhere stories live. Discover now