Rozdział 16 - Wychodzimy

118 20 25
                                    

Długo nie mogłem zasnąć. Myśli kłębiły się wokół tego, co mu powiedziałem. Słowa wracały do mnie podwójnie wyraźnie. Z jednej strony nie powinien się dziwić, nie chciałem mieć żadnego opiekuna. Codziennie zajmowały się mną inne osoby i było mi z tym "dobrze". Z drugiej strony bardzo mu zależało na opiece akurat nade mną, wnioskując po jego rozmowie z Caroline.

Tylko dlaczego?  

Byłem zły, poirytowany i rozżalony, że próbuje wtrącać się w moje życie. Chciałem żyć, albo i nie, ale to nie zmienia faktu, że po swojemu. 

Kolejne dni przebywał u mojego boku. Dni były naturalne, rutynowe, a on zachowywał się tak jakby się nic nie stało. Był taki miły i uprzejmy, a ja wróciłem do swojego poprzedniego trybu. Nie odzywałem się, zamknąłem się w sobie i byłem wiecznie pogrążony w myślach. Tak bardzo tęskniłem za Liamem, czułem się tak bardzo oszukany przez przyjaciela i coraz bardziej samotny.

Minął miesiąc z nowym opiekunem. Za wszelką cenę próbował się ze mną zaprzyjaźnić. Czym bardziej próbował się do mnie zbliżyć, tym bardziej go od siebie odpychałem. To był mój sposób obronny, a przynajmniej tak sądziłem. Aż pewnego dnia wymyślił, że wyprowadzi mnie na zewnątrz. Kurwa, tak dawno nie byłem na powietrzu. Nie wypuszczali nas, a główni zarządzający tą placówką bardzo sceptycznie podchodzili do tego tematu. Zawsze mogło się coś wydarzyć, a byli za nas odpowiedzialni. 

Chłopak wybłagał Caroline, żeby poprosiła o zezwolenie na wyjście. Na wyjście z najcięższym przypadkiem w tej siedzibie. Było naturalne, że się nie zgodzą, nie w moim przypadku, lecz to był chyba cud. Chyba jedyny w moim życiu. Pozwolili, mógł mnie zabrać na cały dzień gdziekolwiek chciał, lecz musiał raportować co dwie godziny gdzie jesteśmy i czy wszystko jest dobrze.

Kierunek, jezioro Doncaster.

- Hej Louis! Wychodzimy, słyszysz? Możemy iść na spacer na cały dzień. Cieszysz się? - wbiegł do sali głównej z najszerszym uśmiechem jaki u niego widziałem dotychczas. 

Cieszył się chyba bardziej niż ja. Nie odpowiedziałem.

Spojrzałem na niego. Loki jeszcze delikatnie podskakiwały niczym sprężynki, a wokół roznosił się charakterystyczny dla niego zapach. Wanilia zawirowała w całym pokoju dziennym. Biała charakterystycznie rozpięta koszula i proste białe spodnie idealnie pasowały do jego postury. Dołeczki? Miał charakterystyczne zagłębienia przy uśmiechaniu, a szczęka była mocno zarysowana. Tego dnia to dopiero zauważyłem. Wnosił tyle radości do tego smutnego pomieszczenia. Uświadomienie sobie tego zajęło mi trochę, ale on naprawdę się starał mi pomóc. Ciągle odrzucałem tą szanse. Zrobił coś niesamowitego, chciał mnie stąd wyciągnąć i może tego nie okazałem w tamtej chwili, ale naprawdę się cieszyłem, że wyjdę.

- Louis? Słyszysz?! Idziemy na zewnątrz. Możemy spędzić cały dzień na świeżym powietrzu. Chodź, pójdziemy po jakieś rzeczy na podróż i wychodzimy. - kucnął znowu przy mnie i wyglądał jakby chciał mnie przytulić. 

Wtedy przestało to być takie złe, na pewno mniej złe, niż wcześniej. W tym małym geście było coś, co wydawało się jakby uczuciem, którego nigdy do końca nie doświadczyłem. Ktoś chciał mi pomóc, nie tylko mówił, ale również to robił. Uczucie troski zaczęło otaczać moje ciało i było naprawdę przyjemne, tak bardzo dobre. 

Wróciliśmy do pokoju. Chłopak zabrał z nich moją bluzę mimo, że było naprawdę ciepło na zewnątrz, ale wieczory były już nieco chłodniejsze. W końcu był to koniec sierpnia. Wziął również jakiś wielki kosz z jedzeniem. Nie mam pojęcia skąd go miał. Musiał mieć nadzieję, że jednak pozwolą nam wyjść. 

Szybkim krokiem wyprowadził mnie z pokoju, udając się w kierunku drzwi, jakby zaraz mieli się rozmyślić. Gdy je otworzył ciepłe powietrze tak raptownie uderzyło mnie w twarz. Było to niesamowite. 

Udaliśmy się w kierunku najbliższego przystanku. Po drodze wydawało mi się albo może i nie, ale jakby słyszałem jak cicho pogwizdywał sobie z każdym krokiem, co było zabawne. Prowadził mój wózek, żebym nie musiał się męczyć, zaś w drugiej ręce trzymał wielki kosz. 

Jasne błękitne niebo, śpiew ptaków i niewielki ruch w miasteczku, spowodował uroczą aurę nieco zmieniając moje nastawienie.

By my side || LarryOù les histoires vivent. Découvrez maintenant