"Chyba traktuje Cię jak młodszą siostrę"

289 13 1
                                    

Odsunęłam się delikatnie nie podnosząc wzroku do góry. Obawiałam się co powie tym razem.

-Przepraszam.- Wysunął swoją dłoń spod mojej.- Nie powinienem.

-Tak, nie powinieneś.

Kiwnął tylko głową na znak zrozumienia, odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samą. Chciałam za nim pójść, powiedzieć mu cokolwiek, ale sama nie wiedziałam co.

Jest tak wielką chodzącą zagadką, której nie potrafię rozgryźć. Dodatkowo nigdy nie byłam wybitna w zagadki. Raz jest strasznie miły, opiekuńczy i wszystko inne, a chwilę później strzela fochy na cały świat.

Sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Strasznie nie lubię siedzieć bezczynnie, lubię być w ruchu i czuć się potrzebna. Ale uniemożliwiał mi to ból w udzie. Nie bolało cały czas, przychodziło falami. Ale przecież nie mogę też siedzieć i czekać aż komuś kolejnemu stanie się krzywda.

Nie potrafię zrozumieć dlaczego w takich czasach człowiek człowiekowi potrafi być wrogiem. Wiem, że coraz ciężej z zapasami, ale przecież można się dogadać. Zawsze jest jakieś wyjście poprzedzające przemoc.

Zeszłam z łóżka tym razem jeszcze delikatniej. Przecież podpierając się ściany dam radę pójść gdziekolwiek. Jednak szło mi to dosyć mizernie. Potykałam się nawet na prostej podłodze, co tylko potęgowało ból. Nigdy nie sądziłam, że skończę ze strzałą w nodze. Muszę to dopisać do listy rzeczy zrobionych przed 30-stką.

Kiedy nareszcie udało mi się opuścić pokój i dotrzeć na korytarz nie wiedziałam co chcę zrobić dalej. Czy iść prosto do biura Daryla, czy skręcić w prawo i wyjść na zewnątrz. Ale uchylone drzwi od biura, przez których szczelinę widać było krzątających się w kółko ludzi, były bardziej kuszące. Szłam tak wolno, że gdyby ubrudzić mnie krwią i flakami można by mnie pomylić ze sztywnym. Kurde, to jest plan.

-Ktoś jeszcze musi zostać na miejscu. Olivia sobie sama nie poradzi z Harper w razie potrzeby. Nick?- Usłyszałam głos Daryla. Dlaczego organizują wyprawę bez mojej wiedzy?

-Niechętnie, ale mogę zostać. Wiszę jej przysługę.

-Po pierwsze, świetnie potrafię się bronić sama. A po drugie, gdziekolwiek jedziecie ja jadę z wami.- Odezwałam się od razu po przekroczeniu progu.

-Kurwa mówiłem, że masz leżeć.- Daryl patrzył mi w oczy ze złością i troską jednocześnie. Obwiniał się za to, co się stało, mimo że nie chciał tego okazywać.

-Chcę jechać z wami. Dam radę.

-Ledwo stoisz na tej nodze skarbie. Nie wygłupiaj się.- Georgia podeszła do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu.

Pokiwałam tylko głową na znak zrozumienia. Nie chciałam tak, ale wiedziałam, że oni mają rację. Obronić się może jeszcze dałabym radę, ale uciekać? Aż tak się nie cenię. Stałam tam nadal, aż do momentu jak każdy wychodził na zewnątrz w stronę pojazdów. Posyłałam im wymuszone uśmiechy mając nadzieję, że chociaż w malutkim stopniu doda im to otuchy.

-Uważaj na siebie. Wszyscy uważajcie.- Rzekłam, kiedy on kierował się w stronę drzwi.

-Będziemy.

-Daryl?- Rzekłam ponownie, kiedy prawie był już na zewnątrz. Odwrócił się patrząc mi w twarz i oczekując co powiem dalej.- Weź to proszę.- Zdjęłam z nadgarstka cienką, materiałową opaskę.- Dostałam ją od mamy. Zawsze przynosiła mi szczęście w stresujących momentach. Może tobie też pomoże.

Mężczyzna widocznie się wahał czy powinien ją wziąć, bo podniósł dłoń delikatnie do góry nie robiąc żadnych innych ruchów. Stał i wpatrywał się w zniszczony już trochę kawałek materiału. W końcu wziął go między dwa palce i ostrożnie wsunął na lewy nadgarstek. Ten czyn sprawił, że poczułam ciepło na serduszku i mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.

-Powodzenia.- Zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak jedno ramię mężczyzny mnie obejmuję, co kompletnie mnie zaskoczyło. Zanim zdążyłam zareagować Dixon był już na zewnątrz i szedł w stronę reszty grupy.

Tak bardzo się o nich martwię.

***

Niedługo minie doba odkąd wyszli, a z każdą kolejną godziną martwiłam się coraz bardziej. Zdaję sobie sprawę, że taka wyprawa na pewno nie jest łatwa, a znalezienie miejsca pobytu tych popaprańców nie trwało godzinę. Ale to nie zmienia faktu, że w głowie roiło mi się od samych czarnych scenariuszy.

-Pora na zmianę opatrunku!- Do pokoju z krzykiem na ustach wbiegł Nick jednocześnie okropnie mnie strasząc.

-Ten co mam jeszcze jest w porządku. Nie marnujmy nowych na mnie.

-Bandaży mamy od cholery. Frank zwinął je z wszystkich pobliskich szpitali. No dawaj tą zgrabną nóżkę.- Mężczyzna usiadł na łóżku obok mnie i poklepał swoje nogi chcąc mi pokazać, żebym tam ułożyła swoją kończynę.

Każdy jego ruch i dotyk był bardzo delikatny przez co prawie wcale nie czułam pieczenia, kiedy stary bandaż odklejał się od rany. Patrzyłam w sufit licząc brudne plamy, które na nim były. Wolałam jednak nie przyglądać się ranie i żyć w świadomości, że jest mała.

-Frank wspominał, że gdyby strzał był mocniejszy mogłoby ci uszkodzić mięsień. A wtedy nie byłoby już tak kolorowo jak teraz. Skończyłem.- Poklepał mnie po łydce dając znać, że mogę już wziąć nogę.

Siedzieliśmy w ciszy. Nick chyba nie miał zamiaru wychodzić, a ja nie miałam zamiaru go wyganiać.

-Odkąd się tu pojawiłaś Dixon stał się jakiś taki bardziej odpowiedzialny? Tak. Odpowiedzialny to dobre słowo.- Odezwał się po jakimś czasie.

-Co masz na myśli?- Usiadłam ramię w ramię z nim.

-Wiesz, kiedyś potrafił wychodzić na długi czas nie mówiąc nic nikomu. Wracał po kilku dniach i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Z nami było podobnie. Wychodziliśmy kiedy chcieliśmy. A teraz? Musimy się spowiadać z każdej wyprawy. Nawet najmniejszej.

-To chyba lepiej prawda? Jest bezpieczniej.

-Pewnie tak.- Zatrzymał się na moment.- Wiesz, jesteś tu najmłodsza. Dba o twoje bezpieczeństwo. I chyba traktuje cię jak młodszą siostrę.

Traktuje mnie jak młodszą siostrę. Jak młodszą siostrę. Ale czy na pewno ja chce być traktowana jak młodsza siostra?

**********

You are my hope//Daryl DixonHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin