Chaper 10.

2K 119 12
                                    

-Musisz to zakończyć i odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie.- rzekła Rosalie i spojrzała na mnie niepewnie. -Wybierz tego, którego podpowiada ci serce, a nie tego, którego chcesz w tej chwili, bo "taka moda".- kontynuuje, bacznie obserwując moją reakcję. Ma rację.  Będąc z obojgiem na raz raniłam ich. Nie potrafię dać im tego, co ode mnie oczekują. Christian- tak, jak nadmieniła Rose, chciałby pewnie niebawem się ustatkować, założyć rodzinę, mieć spokojne życie i mnie przy boku, w przeciwnym razie nie byłby dalej ze mną. A ja? Sama nie wiem, czego chcę. Justin nie jest zadowolony z mojego pomysłu. Nie chce tracić obu, ale w końcu muszę podjąć decyzję: którego z nich wybrać?

-Prześpij się tutaj, nie musisz wracać do siebie. Wiesz, że twój pokój zawsze na ciebie czeka.- przyznaje i podaje mi kubek gorącej czekolady. -Włącz jakiś melodramat, zrelaksuj się i jutro to poważnie przemyślisz. Przy śniadaniu dasz mi odpowiedź.- położyła pocieszająco rękę na mojej i zabierając kubek z herbatą poszła do siebie, zatrzaskując drzwi. Westchnęłam ciężko, czując ulgę. Rozmowa z nią to najlepsze, co mogłam w tej chwili zrobić. Zabrałam więc gorący napój i powoli kierowałam się do siebie. Otworzyłam drzwi i ujrzałam nienaruszone pomieszczenie. Wszystko było tak, jak zostawiłam. Uśmiechnęłam się słabo i ruszając w stronę dużego, białego łóżka zdjęłam buty i  upiłam łyk czekolady. Odstawiłam ją na szafeczkę nocną i rzuciłam się na materac, zamykając oczy. Nie mam siły oglądać żadnych filmów, mam ochotę posiedzieć w ciszy i popatrzeć na panoramę Nowego Jorku z mojego okna. W tym samym momencie przypomniałam sobie o Las Vegas i o widokach rozciągających się u mych stóp. Westchnęłam na samo wspomnienie i pragnęłam znaleźć się właśnie tam, właśnie teraz. Tak właśnie zrobię. Spontaniczny wyjazd tam będzie najlepszą opcją, jaką wybiorę w tej chwili. Dopiłam gorącą czekoladę i opuszczając zadowolona pokój zapukałam do Rosalie.

-Kochana dziękuję ci za wszystko, ale potrzebuję się stąd wyrwać. Lecę do Las Vegas... Tam, gdzie zabrał mnie Justin. Muszę odreagować.

-Wiesz, że odbieram to tak, jakbyś to właśnie jego teraz wybrała?- zachichotała, unosząc się z łóżka.

-Zapewne... Pogadamy, jak wrócę. Dziękuję ci.

-Za co?- uniosła zaskoczona brew i otworzyła szerzej oczy.

-Za to, że mnie nie wywaliłaś z mieszkania, że mi wybaczyłaś, że mi pomagasz, mam wymieniać dalej?- wskazywałam kolejno na palcach zasługi, które jej przypisuję. Dziewczyna się roześmiała i wstała. Przytuliła mnie na pożegnanie, a ja wsiadając do auta wróciłam do mieszkania. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i napisałam krótką wiadomość Marii, a jadąc na lotnisko wybrałam numer do Seleny. Odebrała, mimo tak wczesnej pory. W końcu dobiegała czwarta nad ranem.

-Przepraszam, że tak wcześnie, ale muszę oznajmić, że biorę dwa dni wolnego i wszystkie spotkania, jakie mam przełóż proszę na przyszły tydzień.

-Oczywiście, pani MacCartney. Wszystkim się zajmę. Przekazać tą informację panu Grey, czy pan już wie?- spytała dość profesjonalnym tonem głosu.

-Nie, nie przekazywać. Niech nie wie, gdzie jestem. Za odebranie tego telefonu dostaniesz podwyżkę, o której porozmawiamy, jak wrócę. Przepraszam, że cię obudziłam.

-Nic nie szkodzi, proszę pani. Udanej podróży.

Samolot wylądował około dziesiątej. Wyłączyłam wszystkie telefony służbowe i zaczęłam odpoczynek. Moje taksi już czekało, więc pospiesznie wsiadłam do niego i udałam się do ARIA Resort. Hotel mieści się w środku Las Vegas. Taksówka zatrzymuje się pod drzwiami, gdzie od razu zostaję przywitana przez pracowników.

ToxicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz