07 ~ Przepraszam...

265 27 36
                                    

Marinette

Biegłam przed siebie, nie zwracając większej uwagi na trąbienie przejeżdżających samochodów, czy krzyki poirytowanych ludzi, z nich wysiadających.
Nic w tamtej chwili nie miało dla mnie znaczenia. Pragnęłam po prostu przez chwilę pobyć ze sobą sam na sam, aby móc rozpatrzeć w spokoju wszystkie myśli oraz dać upust emocjom, które zaczęły we mnie kiełkować.

Dobiegłam na tą bardziej zaludnioną część plaży, znajdującą się w centrum miasteczka, na której znalezienie wolnego miejsca za dnia, graniczy z cudem, jednak w nocy, grubo po północy, nie było tu żywej duszy. Tym razem spokojnym już krokiem, weszłam na niewielkie molo, ciągnące się w głębię morza. Usiadłam na jego krawędzi, tak, że wraz z przypływem większej fali, woda zalewała mi nogi.

Co prawda, nie płakałam już od dłuższej chwili, lecz wciąż miałam mokre od łez oczy. Przetarłam dłońmi całą twarz i starałam się wziąźć głęboki oddech, co przez ciągły szloch było dosyć trudne.

Bolała mnie jego reakcja. Bolał mnie jego brak zaufania do mnie. Bolały mnie jego słowa i ton głosu. Zachowywał się co najmniej tak, jakbym dopuściła się zdrady! Czułam się wtedy jak najbardziej bezużyteczna rzecz na świecie, a przecież nie zrobiłam nic złego! Faktycznie, mogłam tyle z tym nie zwlekać i zebrać się w sobie by mu to wyznać dużo wcześniej, ale moje próby przynosiły marny skutek. Nieszczęśliwym trafem, dowiedział się sam, niszcząc tym samym moje wyobrażenia o tej chwili. Planowałam to zrobić zupełnie inaczej.

Wzięłam głęboki wdech, po czym powoli wstałam i spojrzałam przed siebie. Obserwowałam wzburzone fale, które ścigały się po morzu, która szybciej i z większą gracją uderzy o brzeg. Gdzieniegdzie z tej całej kotłaniny, wypływała biała piana.

Teraz swój wzrok przekierowałam nieco wyżej, by móc zobaczyć jak szare chmury odkrywają lśniący księżyc, a światło jakie dawał, przepięknie odbijało się od tafli wzburzonego morza.

- Za dwa dni będzie pełnia. - usłyszałam głos za sobą oraz ciche kroki zmierzające w moją stronę.
- Nie potrzebnie się tutaj fatygowałeś. - głośno przełknęłam ślinę i powiedziałam, nadal nie odwracając wzroku od cudownego widoku nocy.

- Marinette... - wypowiedział moje imię z niezwykłą czułością w głosie, od którego zawsze miękkły mi nogi, lecz tym razem pozostałam twarda i nie odwróciłam się.
- Proszę, spójrz na mnie. - chwycił moją dłoń, którą momentalnie chciałam puścić, ale jego palce szybko znalazły się pomiędzy moimi, a wyrwanie ręki z takiego uścisku graniczy z cudem.
- Nie. - odparłam szorstko. - Wystarczająco się już na ciebie napatrzyłam.
- W takim razie pomyśl o mnie. - jego ręce zaczęły zmierzać w kierunku mojego brzucha, a ja przysięgłam sobie, że jak tylko go dotknie, to nie ręczę za siebie i swoje czyny i blondyn może zaraz posmakować słonej, morskiej wody. - Nigdy nie znudzi mi się patrzenie na ciebie. - kontynuował, a ja czując w jak niebezpiecznie bliskiej odległości są jego dłonie, szybko się odwróciłam, wyrywając się tym samym z jego uścisku, lecz wciąż nie podnosząc na niego wzroku.

- Nie powiem tego do póki się na mnie nie spojrzysz. - tym razem jego dłoń powędrowała w stronę mojej twarzy. Gdy opuszki jego palców zaczęły delikatnie masować mój podbródek, mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie moja wina, że mam w tym miejscu łaskotki.
Adrien okrążył mnie kilka razy, aż w końcu zatrzymał się w takiej pozycji by obojga nas oświetlało światło księżyca.
- Czyli jednak na mnie spojrzałaś. - teraz i on uśmiechnął się tajemniczo. No tak, przecież przez cały czas śledziłam wzrokiem jego poczynania, ciężko było na niego nie spojrzeć.

- Przepraszam. - powiedział, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
- Przepraszam za to, że to ja nie zaufałem tobie. Również przepraszam za podniesienie na ciebie głosu i rzucanie obelg, podczas gdy ty tak naprawdę nie zrobiłaś nic złego. - jego głos stopniowo się ściszał, a jego twarz przysuwała się do mojej. - Czy jesteś w stanie mi wybaczyć, Moja Pani? - w tym momencie, jego męskie dłonie, znalazły się na moim brzuchu, a ja przypominając sobie swoją przysięgę z przed chwili, również się do niego przybliżyłam, aby...

- J-ja... - wyszeptałam mu do ucha, po czym z całej siły pchnęłam w głąb pomostu. On próbując złapać równowagę, chwycił mnie za obie ręce i pociągnął ze sobą. Ponieważ staliśmy na krawędzi, nie trudno jest się domyślić, że oboje z wielkim chlastem skończyliśmy w wodzie.

Gdy tylko wynurzyłam głowę, aby zaczerpnąć powietrza, dostrzegłam zdezorientowanie oraz gniew na twarzy blondyna. Podpłynęłam do niego i zanim tylko zdążył coś powiedzieć, zrobiłam to pierwsza.
- Ja też przepraszam. - rzuciłam się na niego, oplatając nogami jego biodra, a nasze usta zamykając w tak długo wyczekiwanym pocałunku.
- Kocham cię, Marinette. - przerwał na chwilę, odgarniając moje, mokre kosmyki włosów, z czoła. - Chcę tego dziecka i już w tej chwili czuję się dumnym tatą. - dodał, po czym kontynuował to co przed chwilą przerwał.
- Też cię bardzo kocham. - opuściłam swoje nogi na dół, lecz nadal pozostałam blisko.

- Teraz to już na pewno będziemy chorzy. - zaśmiał się ironicznie, podnosząc mnie i wynosząc z wody.
- Dziękuję, jednak potrafię sama chodzić. - zauważyłam gdy już byliśmy na lądzie.
- Ahh no tak, zapomniałem, że przy tobie już nie można się pobawić w romantyka. - przekręcił oczami. - W takim razie chodź, wracamy do domu. - złapał moją dłoń, po czym udaliśmy się w kierunku naszego pola...

𝐖𝐞 𝐁𝐞𝐥𝐨𝐧𝐠 𝐓𝐨𝐠𝐞𝐭𝐡𝐞𝐫, 𝐌'𝐋𝐚𝐝𝐲 ~ Miraculous ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz