..Dziękuję..[6]

218 16 3
                                    

To już dziś. Pierwsza wyprawa za mury mojego oddziału. Przecież dają sobie radę prawda? Gdy wyszłam z łóżka była dopiero 6:30, a o 9 mamy być przed bramą. Gdy ubrałam się oraz skorzystałam z łazienki, w końcu wyszłam na śniadanie. Na sali widziałam już swój oddział oraz moich przyjaciół z wyższych stopni. Najpierw podeszłam do Erena oraz innych i zapytałam czy się wyspali oraz powiedziałam że wierze w nich. Kolejnie podążyłam do stołu w którym zawsze siedzę. Przywitałam się z wszystkimi i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam tą czynność, poszłam po swojego konia oraz pojechałam w stronę bramy. Był tam już mój oddział i od Levia. W końcu musimy być blisko siebie. Gdy popatrzył się na mnie, uśmiechnęłam się lekko do niego a on podniósł lekko widocznie jeden kącik ust. Gdy w końcu wyruszyliśmy, przypomniałam sobie moją pierwszą wyprawę. Nie było to aż tak dawno temu ale jednak byłam na tych wyprawach już pełno. Oddział specjalny był bardziej z tyłu,a ja byłam przed nimi. Gdy zauważyliśmy pierwszego tytana, wystrzeliłem racę oraz powiedziałam Mikasie i Jeanowi by zabili go. Na szczęście był to tylko 4-metrowiec. Gdy już wracaliśmy, przez pewien czas nie było widać żadnych oznak zagrożenia w pobliżu..dopóki nie zauważyłam kilka odmieńców, dokładnie chyba czterech. Za to że oddział Levia był oddalony bardzo, wiedziałam że oni sobie nie poradzą.
-Jedźcie ciągle na przód! Armin?
-Tak?-Odpowiedział odrazu.
-Bierzesz dowodzenie. Ja jadę zabić tych odmieńców!
-Ale chwila.-Dodał Eren.-Nie poradzisz sobie. Powinniśmy jechać z tobą!
-Nie, nie możecie. Dam radę..lecz jeśli bym nie dała.-Wzięłam głęboki oddech.-Powiedzcie Hanji by przekazała coś ode mnie ważnej mi osobie. Domyśli się o co chodzi.
-Ale [y/n]..-Powiedziała zmartwionym głosem Sasha.
-Jedźcie!-Przerwałam jej i ruszyłam w stronę odmieńców. Jestem głupia. Dobrze wiem że jest mała szansa że sobie poradzę z nimi, ale muszę zaryzykować i dać czas mojemu oddziałowi na którym zależy mi bardzo. Coraz bliżej byłam tej czwórki, na szczęście byli w miarę równych odstępach od siebie. Pierwszy Tytan miał może z 7 metrów, wbiłam się w jego nogi oraz odcięłam jego stopę przez co ten spadł i szybko odcięłam jego kawałek karku. Kolejnie zrobiłam to z dwoma kolejnymi. Został już tylko ostatni. Chciałam wbić się w jego udo ale ten złapał mnie w mocnym uścisku przez co nie mogłam się poruszyć. To już koniec. Nie wyznałam mu tej jebanej miłości, chociaż mogłam to zrobić. Niestety dowie się to od Hanji, a nie ode mnie. Co zrobię..Przed moimi oczami pojawiły się wszystkie cudowne wspomnienia które spędziłam razem z nim, z Hanji, z moim oddziałem oraz wieloma innymi osobami. Chwila co ja wygaduje?! Muszę spróbować powalczyć. Spróbowałam jakoś „wyjąć" się z objęć tego brzydkiego stworzenia co było strasznie ciężkie ale gdy chwyciłam swój miecz jak najszybciej odcięłam jego rękę która mnie trzymała przez co uwolniłam się. Szybko wbiłam się w jego plecy oraz odcięłam kawałek szyji. Dopiero poczułam że moja ręka jest zwichnięta. Gdy zeszłam na ziemie zaczęłam wołać mojego konia ale to nic nie pomagało. Próbowałam tak jeszcze kilka razy ale potem się już poddałam. Co ja tu zrobie? Umrę być może w inny sposób. Usłyszałam dźwięk kopyt i Obróciłam się widząc mojego konia. Wsiadłam na niego jak najszybciej oraz ruszyłam w stronę murów bo zapewne tam już są zwiadowcy..Przez całą moją powrotną drogę nie widziałam nikogo ani niczego. Wiedziałam że żandarmeria zapewne będzie stać ma murach i wypatrywać czy ktoś wraca. Muszą to robić przez 2 kolejnie dni gdyż wiadomo że ktoś może gdzieś np utknąć, oddalić się od grupy itp. Przede mną jeszcze trochę daleka droga, około 40 minut. Przynajmniej tak mi się wydaję..

W końcu zbliżałam się do murów ale u góry nikogo nie widziałam. Zapewne cholerna żandarmeria znowu zasnęła, ale na szczęście miałam jeszcze kilka rac więc wystrzeliłam ją by ktoś mnie zauważył. Po chwili zauważyłam że brama się otwiera i wjechałam do środka. Moją jedyną nadzieją na ten moment jest to że wszyscy przeżyli. Szybko ruszyłam do korpusu zwiadowczego i odstawiłam konia. Moja ręka zaczynała coraz bardziej boleć. Weszłam powoli do środka i zaczęłam ich szukać. Na stołówce ich nie było, więc poszłam w kierunku gabinetu Erwina, ale tam też go nie było. Jedyną opcją jest że mają spotkanie gdzieś na tej scenie gdzie wybiera się kadetów do dołączenia do zwiadowców. Poszłam tam jak najszybciej. Gdy zaczęłam się zbliżać słyszałam już głosy ludzi co było oznaką że ktoś żyje. Na scenie był Erwin, Hanji oraz Levi. Usłyszałam słowa.
-Niestety Kapitan [y/n] nie przeżyła tej wyprawy. Była drugim najlepszym żołnierzem ludzkości ale poświęciła się dla własnego oddziału.-Nie mogłam im zawołać że żyje bo byłam za daleko by mnie usłyszeli.-Oddział Kapitana [y/n]. Wejdźcie proszę.-Zauważyłam mój oddział który wchodził na scenę i miał pełno łez w oczach,Levi nie płakał ale jego oczy wyrażały smutek a Hanji po prostu ryczała. Byłam już w takim miejscu że mogłam po prostu powiedzieć „Halo ja żyje!", ale chciałam usłyszeć co mówią o mnie. Na sam środek podszedł Armin oraz zaczął swoją „przemowę".
-Kapitan [y/n] była najlepszym kapitanem jakiego mogliśmy dostać. Była dla nas również przyjaciółką. Niestety poświęciła się byśmy przeżyli..-Blondyn wziął głęboki oddech oraz przetarł łzy.-Chciała byśmy zdobyli czas i ruszyła na czterech odmieńców by to my mogliśmy przeżyć. A na dodatek powiedziała mi że muszę wyznać coś Hanji bo sama tego być może nie zrobi..-Chwila stop?! Nie może tego powiedzieć bo ja przecież żyje.
-Tak szybko się mnie nie pozbędziecie!-Przerwałam mu, mówiąc to zdanie najgłośniej jak umiem. Wszyscy zwiadowcy oraz inni odwrócili się w moją stronę a ich oczy otworzyły się szeroko. Cała grupa osób która była na scenie podbiegła do mnie. Oprócz tego idioty oraz Erwina bo ci szli spokojnie. Hanji zaczęła płakać i jako pierwsza była obok mnie, wbiegła we mnie przytulając mnie przez co lekko „zgniotła" moją zwichniętą rękę.
-Ała.
-Coś ci jest?!
-Chyba rękę zwichnęłam..-Kolejnie przytulił mnie cały mój oddział.-Armin! Jestem z Ciebie dumna że sobie poradziliście bo to tobie dałam dowodzenie. Chce byś mnie kiedyś zastąpił.-Uśmiechnęłam się oraz objęłam go jeszcze raz. Kolejnie podszedł do mnie Erwin podając mi rękę i witając mnie.
-Witaj w domu.-Uśmiechnął się lekko. Kolejnie podszedł Levi i przytulił mnie mocno.
-Idiotko, co Ci wpadło do głowy by lecieć na czwórkę odmieńców a na dodatek sama?
-Musiałam dać czas mojemu oddziałowi.-Mówiliśmy to dalej się przytulając. Przerwał nam Erwin.
-Chodź na scenę i opowiedz co się stało.-Pokiwałam twierdząco głową i poszłam w tym kierunku. Gdy weszłam na środek wszyscy zasalutowali a ja zaczęłam swoją „przemowę".
-Widzę że wszyscy mnie już tu pożegnali ale jednak znowu mnie witacie.-Uśmiechnęłam się.-Chciałam dać czas mojemu oddziałowi w którym jest Eren, Armin, Mikasa, Jean, Conny, Sasha, Historia oraz Ymir. Ruszyłam na czterech odmieńców którzy mieli od 7 do 10 metrów. Wszystko było dobrze dopóki jeden nie złapał mnie do swojej ohydnej ręki. Widziałam całe swoje życie przed oczami. Muszę przyznać że poddałam się w tamtym momencie, przypomniały mi się wspomnienia z osobami które kocham. Ale gdy już prawie znalazłam się w jego paszczy, pomyślałam że nie mogę się poddać. Spróbowałam wywinąć się z jego uścisku i udało mi się. Pamiętajcie by nigdy się nie poddawać. Zawsze warto spróbować! Niestety prawdopodobnie zwichnęłam rękę przez to ale to lepsze niż śmierć, prawda? Dziękuje wam wszystkim że tu jesteście. Ale najbardziej dziękuje Arminowi, który to wziął dowodzenie pod moją nieobecność. Armin? Nadajesz się na Kapitana lub nawet Generała. Umiesz sporządzić jakiś plan jak przeżyć. Dziękuje..-Po tym wróciłam koło tej dwójki a na koniec wyszedł Erwin jeszcze podziękować wszystkim i takie tam.

Czy ty dalej mnie nienawidzisz?Where stories live. Discover now