PROLOG

7.8K 303 11
                                    

"CHYBA WRACAM DO ŻYCIA.
Postanowiłam zacząć pisać, bo:
-Znalazłam pusty zeszyt
-Nudzę się
-Nikt mnie nie rozumie
-Czuję się inaczej niż zwykle.
Jednym słowem, ostatnio dzieje się ze mną coś, czego nie było przez ostatnie kilka lat, przez które tu jestem. Tak, właściwie nie liczę już czasu. Nawet nie wiem jaki jest miesiąc. Zapewne styczeń albo luty...
Wiem, że trafiłam tu w marcu 2009, miałam wtedy 15 lat. Pamiętam jeszcze swoją datę urodzenia choć ostatnio urodziny obchodziłam 6 lat temu. Dziesiątego kwietnia. Właściwie z obliczeń wynika że mam jeszcze 20 lat.
Nie zapomniałam też daty dnia, w którym tu trafiłam i wydarzeń poprzedzających całą akcję zabierania mnie z domu. Właściwie, z tego co z niego zostało. Tak niewiele brakowało a ja sama bym zniknęła. Było naprawdę blisko, sama nie wierzę, że minęło sześć lat, a ja nadal żyję. Nie sądziłam że wytrzymam tak długo w takim miejscu z ludźmi, którzy nawet nie próbują mnie zrozumieć. Ciągle tylko zadają głupie pytania. Przez sześć lat w kółko pytali jak się czuję, dlaczego stało się to co się stało i znów co czuję. Fatalnie jest słyszeć kilka razy dziennie o czymś o czym chce się zapomnieć. I to właśnie ma mi pomóc? GÓWNO PRAWDA.
Skupmy się na tym, że kiedyś byłam tylko nastolatką bez przyjaciół, która ciągle kłóciła się z rodzicami, którzy z kolei kłócili się ze sobą nawzajem. W tej rodzinie zawsze wszyscy byli pokłóceni. Szło głównie o ojca, który narobił długów w kasynie, o siostrę spotykającą się z chłopakiem starszym o osiem lat, ale także o mamę która straciła pracę i o mnie. Nie wiem tylko dlaczego. Bo źle się uczyłam, słuchałam złej muzyki, nosiłam złe ubrania? Pewnie gdybym miała przyjaciół, też byliby źli.
Pierwsze słowo jakie kojarzyło się z moją rodziną to patologia. Dobrze to rozumiem i zdaję sobie z tego sprawę. Nie zamierzam jednak nic tłumaczyć. Powiem to tak jak było i jest. Chyba jedyne zło jakiego nie potrafię wytrzymać to kłamstwo. Dlatego, że chcę być szczera, jestem tutaj. Dlatego, że nie skłamałam, zabrali mnie. A ja przecież tylko pokazałam im co czuję. Utrata rodziny to nic fajnego, nawet jeśli swojej się nie kochało. To było wszystko co miałam, teraz nie mam nic prócz czterech ścian, okna z kratami, łóżka i zupełnie obcych ludzi, którzy myślą, że mi pomagają. Przez całe sześć lat są w ogromnym błędzie. Nie potrafią nawet pojąć co czuję, co się kryje w mojej głowie i jak bardzo martwe jest moje serce mimo faktu, że próbowałam cztery razy je zatrzymać, a oni mi na to nie pozwolili. To jest nazwane życiem?
Przez całe sześć lat byłam przekonana, że zrobię to znów i tym razem nikt mi nie przeszkodzi, jednak ilekroć coś planowałam, pojawiał się ktoś, kto twierdził, że mi pomaga i mnie ratuje. Ile razy już próbowałam? Wiele, przecież myślę o tym codziennie. Do tej pory nie znalazłam nic, co mogłoby powstrzymać mnie od kolejnej próby.
Dopiero wczoraj pierwszy raz od bardzo dawna złapałam się na marzeniach innych niż te, że chcę umrzeć. Myślach innych niż te, że chcę zniknąć z tego świata. Poczułam, że jest jedno życie, którego naprawdę bym chciała.
Marzenie, pierwsze od sześciu lat. Zapomniałam już jak to jest marzyć, ale też zawieść się gdy marzenie się nie spełnia. Najwyżej zabiję się, kiedy uznam, że to się nie spełni, że moje życie już nigdy nie będzie normalne.
Wczorajszy dzień dał mi trochę do myślenia, chyba nawet odzyskałam wiarę w ludzi, kiedy na wpół przytomna leżałam na podłodze. Tak, znów miałam zamiar zasnąć i nigdy się nie obudzić. Tym razem było to sznurowadło zaciśnięte na gardle. Było koło trzeciej w nocy, kiedy usłyszałam nieznany głos mówiący zupełnie inaczej niż wszyscy. Nie pasował tu, dlatego myślałam że jestem w niebie, choć wcale na nie nie zasłużyłam. Sprawił wrażenie osoby, która naprawdę się mną przejmuje, jego słowa były bardziej prawdziwe niż innych. Pierwszy raz w tym nędznym życiu usłyszałam słowa: "Musisz żyć. Wszystko się ułoży, pomogę Ci dojść do siebie"
Może to puste słowa, ale jak dla mnie, brzmiały dość wiarygodnie. Nikt nigdy nie obiecywał mi, że mi pomoże. Nikt nie mówił, że będzie dobrze. Wcześniej ratowali mnie, bo musieli, inaczej mieliby problemy.
Co słyszałam najczęściej? "Iris znów próbuje się zabić", "Mam jej dość", "Wciąż to samo", "Nie mam już na nią siły".
To już nawet nie jest przykre, jest po prostu śmieszne.
Przecież ani ja ani oni nie muszą się już męczyć. Do tej pory byłam przekonana że wszyscy tu minęli się z celem i powołaniem. Teraz jednak choć przez chwilę uwierzyłam, że ktoś chce nawiązać ze mną jakiś kontakt, pomóc mi wyjść z wiecznego dołka..."

☑Opuszczone MarzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz