7.Może mu na tobie zależy.

1.5K 35 21
                                    

Wtorek zaczął się dla mnie okropnie ledwo co zdążyłam na autobus i tak wiem że mam samochód ale akurat moja mama go wzięła bo jej auto jest w naprawie więc wniosek jest taki że nie będę mieć czym jeździć do szkoły do końca tygodnia. Dodatkowo nie miałam czasu się stroić więc wyciągnęłam obojętnie co z szafy nie patrząc nawet co to takiego było, szare dresy i luźna czarna koszulka z nadrukiem chociaż wyglądało to jakbym wyszła w piżamie z domu to było mi bardzo swobodnie w tym stroju tak mogła bym się ubierać codziennie ale no trzeba jakoś wyglądać. Weszłam do szkoły zdyszana to poranne bieganie nie dało niczego dobrego. Wzięłam sobie chociaż po drodze okulary przeciw słoneczne z tego powodu nie będzie widać moich worów pod oczami, makijażu też nie robiłam jedynie pomalowałam rzęsy i to tyle, włosów też nie chciało mi się ogarniać więc związałam je w luźnego koka.

Dobra trzeba jakoś to przeżyć.

Powolnym krokiem przeszłam do szafki, wzięłam z niej książkę do francuskiego który całkiem lubię i umiem zawsze fascynował mnie ten język i idąc do liceum postanowiłam się go uczyć. Miałam w pierwszej klasie dość dobre oceny z tego przedmiotu więc mam nadzieję że tak będzie również w tym roku. Zaczął dzwonić dzwonek dlatego zamknęłam szafkę i popędziłam do klasy, weszłam do sali i zajęłam ławkę na samym końcu jak zwykle. Po chwili do klasy wszedł profesor Blossom jest starszym facetem już lekko po pięćdziesiątce, ale jest wspaniałym nauczycielem zawsze umie poprowadzić tak lekcję żeby była ona interesując i żebyśmy dużo z niej wyciągnęli.

-Dzień dobry wszystkim jak tam samopoczucia.- uśmiechnął się w naszą stronę ale wszyscy byliśmy zaspani jak on ma tyle energii o ósmej rano.- no proszę was obudźcie się wiem że wstawanie o tak wczesnych porach nie jest łatwe, ale trzeba się jakoś przystosować. Dobra chociaż mi nie zasypiajcie na tych ławkach, a teraz zapiszcie temat lekcji.

***

Wykończona szłam na przystanek autobusowo nie było zbyt ciepło ale mi to nie przeszkadzało, ten dzień był bardzo nudny bo nie było moich przyjaciół nie wiem gdzie się podziali ale przez to że nic mi nie powiedzieli dostaną niezły opierdol bo zostawili mnie samą.

Mogą już sobie szykować miejsce na cmentarzu.

Usiadłam na ławce stojącej na przystanku wyciągając z kieszeni telefon sprawdzając godzinę, czternasta czyli mam jeszcze trochę czasu chyba zdążę. Po około dziesięciu minutach podjechał mój autobus wsiadłam do niego i zajęłam miejsce obok jakiejś starszej pani. Dwadzieścia minut później już dochodziłam do domu, muszę szybko się ogarnąć bo została mi tylko godzina. Weszłam do mieszkania zdjęłam swoje buty i popędziłam do kuchni, zakosiłam z niej gruszkę leżącą w misce na wyspie kuchennej. Pobiegłam do pokoju otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej moją torbę w której trzymałam wszystkie potrzebne rzeczy do jazdy konnej, tak jeżdżę konno już dość długo bo już z pięć lat. Byłam też na wielu konkursach przez to mam w pokoju parę pucharów i medali. Sprawdziłam czy wszystko mam i wyszłam ze swojej sypialni, mama była już w domu więc pomyślałam że poproszę ją o to żeby mnie podwiozła dlatego popędziłam do jej pokoju zapukałam i otworzyłam drzwi moja rodzicielka siedziałam na łóżku czytając swoją ulubioną książkę którą czyta chyba już setny raz.

-Mamuś podwieziesz mnie do stadniny mam dzisiaj zajęcia?- grzecznie zapytałam ona zawsze była dumna z moich sukcesów w jeździectwie. Zawsze się cieszyła gdy wygrywałam konkursy wtedy zawsze chodziliśmy na pizzę świętować moje zwycięstwo.

-Pewnie tylko już będziesz musiała sama wrócić bo musze iść na głupi bankiecik do pani Denver.- oj ja się dziwę że przyjęła zaproszenie ona wręcz nie cierpi jakiś bankiecików i tym podobnych imprez.

Raj zwany piekłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz