Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Counting Crows - I am Ready lub Natalie Merchant - My Skin
_____
Usta Draco wciąż były wilgotne od ich pocałunku.
Opadł na kanapę, mocno zaciskając oczy i otulając twarz spoconymi dłońmi, gdy ogarnął go chłód. Nie miał pojęcia, czy trzęsie się z zimna, czy od fali bólów, które targały jego piersią tak, że była bliska pęknięcia. Czuł się całkowicie zagubiony. Pomimo swoich nieustannych nalegań, że Granger i to miejsce doprowadzały jego umysł do ruiny, teraz zdał sobie sprawę, że jej obecność rzeczywiście łagodziła burzliwe myśli wirujące w jego umyśle. Dwadzieścia dni milczenia było torturą; a samotność prowadziła do kolejnych wątpliwości co do jego krwi i tego, czego chciał od Granger.
Echa głosu jego ojca i wyobrażeń o mugolakach były teraz zniekształcone i kruche; ledwo szepczące w zakamarkach umysłu. Złościło go i przerażało, że tak bardzo wpłynęła na jego postanowienie, ale tliło się w nim też odurzone poczucie ulgi, co nie do końca rozumiał. Całowanie i dotykanie jej było jak fala niezwykłego poczucia spokoju; i chociaż czuł się całkowicie zagubiony, to było... dobre. Wyobraził sobie, że jest to bliskie błogości, której powinno się doświadczać podczas tonięcia, a on z pewnością tonął.
I takim go właśnie tu zostawiła; z frustracją trzeszczącą pod skórą, walczącego z raniącymi zmysły obrazami jej z Cornerem. W głębi swojego poobijanego mózgu wiedział, że Granger nie kłamała mówiąc, że ona i ten kutas z Ravenclawu są tylko przyjaciółmi, ale i tak od środka zżerała go gorzka zazdrość. Czuł, że może wpaść w morderczy szał za każdym razem, gdy jego wyobraźnia pokazywała mu ich obraz, ale co mógł zrobić? Nic, tylko gotować się na wolnym ogniu.
Wbił paznokcie w skroń, gdy uderzyła go kolejna fala żalu, i przełknął żółć, która zaczęła parzyć jego tchawicę. Głęboki i gardłowy warkot sprawił, że całe jego ciało wibrowało, ale zmusił się do pozostania w pozycji siedzącej, wiedząc, że jeśli wstanie z kanapy, to najprawdopodobniej zacznie walić pięścią w ścianę, aż roztrzaska sobie kostki.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, odkąd go opuściła, prawdopodobnie nie więcej niż kilka minut, ale wydawało mu się, że to najbardziej samotna chwila w jego całym życiu.
Zawsze był taki... wyuczony i zdyscyplinowany w swoim zachowaniu, ale zaledwie chwila sam na sam z nią w pokoju sprawiła, że stał się całkowicie napędzany własnymi pragnieniami, co go totalnie przerażało. Kontrola była niezbędna, ale równie dobrze jego mózg mógł zostać rozbryzgany na ścianie za to, co robił w tej chwili. W jego głowie była potężna dziura, którą niegdyś zajmowały uprzedzenia, a którą teraz po prostu zapełniał nią.
Jej słowami.
Jej twarzą.
Zapachem, uśmiechem, westchnieniami.
Granger...
Poderwał głowę, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. Świadomość, że wróciła, całkowicie wypchnęła z jego płuc powietrze. Jej oddech był nieregularny, policzki zaróżowione, a loki wróciły do swojego zwykłego dzikiego stanu, idealnie obramowując twarz. Mimo szybkich uniesień jej klatki piersiowej i rozszerzonych oczu wyglądała na oszołomioną, ale tak bardzo smakowitą. Miękkie kołysanie materiału jej atramentowoniebieskiej sukni mignęło mu przed oczami, a on zerwał się na równe nogi z dudniącym sercem; działając wyłącznie instynktownie.
Spojrzeli sobie w oczy przez pokój, a zamieszanie i napięcie praktycznie wzrosło między nimi. Draco zmusił się jednak do pozostania spokojnym. Równie dobrze mógł zbytnio wybiegać myślami w przód; Granger mogła po prostu o czymś zapomnieć, a rozbudzanie żałosnej nadziei nie przysporzy mu żadnej przysługi. Jednak po niespokojnym wyrazie twarzy wyrytym na jej pięknych rysach, mógł stwierdzić, że przybyła tu z konkretnego powodu, a węzeł ekscytacji i niepokoju zacisnął się mu w żołądku.

ESTÁS LEYENDO
[T] Izolacja | Isolation | Dramione
FanficNie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewnością będzie coś kosztować. Zapewne zdrowie psychiczne. A może i nie. - Proszę bardzo - splunęła...