6. Pełnia

231 20 6
                                    

Dla Remusa był to okropny tydzień. Był rozproszony i poddenerwowany, przez co nie umiał się skupić na najprostrzych lekcjach.
Nauczyciele, choć starali się być jak najbardziej wyrozumiali, nie potrafili ukryć swojej irytacji tym, że ich najlepszy uczeń jest w rozsypce. James próbował podnieść przyjaciela na duchu proponując mu kolejne i kolejne imprezy, ale to nie było to czego Lunatyk potrzebował.

Codziennie po lekcjach biegł do skrzydła szpitalnego, siadał przy łóżku Syriusza i pokrótce streszczał cały dzień. A potem po raz setny już chyba czytał przyjacielowi na głos jedyną książkę którą Łapa w życiu przeczytał czyli: "Alicja w krainie czarów".

Wiedział że prawdopodobnie Syriusz nic nie słyszy, ale i tak, z uporem maniaka czytał.

Kiedy akurat nie czytał przyjacielowi, pisał do niego listy w zeszycie, albo szukał rozwiązania przypadłości Łapy.

Na razie wiedział tyle, że jest to zaklęcie pradawne "Agt revolus", że nigdzie nie ma słowa o tym zaklęciu, że to Regulus rzucił zaklęcie i że zobowiązał się on odrobinkę pomóc, ale kiedy Remus chciał go poprosić o przedstawienie tego co znalazł, ślizgon zbył go słowami, że nie będzie gadał z nikim z gryfonów prócz Jamesa.

- Fakt, jest najbardziej tępy z was wszystkich - argumentował - ale przynajmniej nie zachowuje się jak profesor. - Tu rzucił spojrzenie Remusowi - ani nie żre jak świnia całą dobę. - Tu spojrzenie ciemnych oczu powędrowało na Petera który usilnie próbował ukryć to co w danym momencie przeżuwał.

W końcu Remus dał sobie spokój, poprosił tylko żeby Regulus i James spotykali się co dwa dni żeby wymienić się informacjami, na co oboje niechętnie musieli przystać.

Jak zwykle po wygonieniu przez pielęgniarkę ze skrzydła szpitalnego, Lunatyk siedział pochylony nad masą starych ksiąg, kiedy James jak gdyby nigdy nic, podszedł do niego i zapytał przyciszonym głosem:

- To jak, gotowy na pełnie?

- Cholera - mruknął Remus - Na śmierć zapomniałem przez Syriusza i... wiesz.

To by tłumaczyło po części jego złe samopoczucie, a reszty wolał nie roztrącać.

- To już dziś prawda? - James przytaknął, a Remus schował twarz w dłonie.

- Hej, będzie przecież dobrze. - pocieszał go przyjaciel - Poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy.

Tak, ale tym razem, po raz pierwszy od wielu lat nie będzie z nim Syriusza. - pomyślał Remus, ale tylko przytaknął i zmusił się do uśmiechu.

Nagle James oderwał rękę od ramienia Lunatyka i sięgnął szybko do kieszeni. Wyjął pomiętą kartkę i ze śmiechem opadł na sąsiednie krzesło.

- Co jest? - zapytał Lupin chcąc się choć na chwilę oderwać od ponurych myśli.

- Pamiętasz tą akcję z listownym przyjacielem czy coś, nie? - Remus skinął głową - Właśnie piszę z moim. Jest przezabawny, choć strasznie ponury. Dziwne połączenie, co nie? Nazywam go Gevidre. A w ogóle...

Remus uśmiechnął się półgębkiem. James gadał jak nakręcony - Zupełnie jak kiedyś o Lily - przemknęło mu przez myśl.

James zdążył opowiedzieć mu połowę swojej rozmowy z Gevidre, kiedy spojrzał na zegarek i wstał jak oparzony.

- Na Merlina! Muszę lecieć na to spotkanie z naszym ślizgonem. Jak to się skończy, muszę zapytać Syriusza czemu ma tak wkurzającego brata. Dobra, nieważne. Spadam.

Rogacz wyszedł z biblioteki, a Remus pogrążył się na nowo w lekturze. W końcu dał sobie spokój i ruszył do dormitorium żeby przygotować się do pełni. Kiedy jednak szedł, napotkał bardzo niewygodną personę, mianowicie Lee Honey'a. Puchon stał w grupce i coś opowiadał, więc Lunatyk miał nadzieję że go nie zauważy, niestety były to tylko płonne nadzieje. Lee podbiegł do niego i trącił łokciem.

- Witaj piękny, co tam u ciebie? - na Merlina, niech on go zostawi.

Remus odburknął coś i chciał ruszyć w stronę wieży gryfonów, ale chłopak zagrodził mu drogę.

- Zabierzesz mnie ze sobą do dormitorium? - Kiedy Remus odburknął że nie ma takiej potrzeby, Honey kontynuował - wiesz, chciałbym żeby twoi przyjaciele mnie poznali. Ja bym chciał poznać chłopaka swojego kumpla.

Co? Chłopaka? Co on sobie wyobraża? O niczym takim nie było mowy!

- Daj mi kurwa święty spokój. I nie, nie jestem ani nie będę twoim chłopakiem. A teraz muszę iść. Żegnam. - Lupin odepchnął Lee i odmaszerował purpurowy na twarzy. Co za upokorzenie!

Gdy dotarł do dormitorium, natychmiast pobiegł do pokoju i opisał wszystko Syriuszowi. Miał nadzieję że jeśli się obudzi, spuści mu niezłe manto. Właśnie, JEŚLI.

Kiedy wraz z resztą huncwotów skradał się do Wrzeszczącej Chaty, nadal o tym myślał. A kiedy przemienił się w wilkołaka, po raz pierwszy cieszył się że nim jest. Mógł zapomnieć o tym wszystkim przynajmniej na chwilę.

Chyba nic dodawać nie muszę, przepraszam jedynie za dużą przerwę. W tym rozdziale znów pojawia się Lee! Szczerze, uwielbiam pisać sceny z nim, bo są strasznie niezręczne i śmieję się z tego w duchu. Dobra, dosyć o tym.

Cieszę się strasznie ze czytacie moje wypociny. Macie podejrzenia co do tożsamości Gevidre'a?

Hey, it's me | era huncwotówWhere stories live. Discover now