Rozdział 4.

63K 2.3K 19.3K
                                    

To niemożliwe.

Starałam się oddychać, ale było to naprawdę trudne. Sukienka jakby nagle się skurczyła odbierając mi swobodne oddychanie, a tlen jakby gęstszy, niemożliwy do użytku. Patrzyłam na jego postać w czarnym jak jego nowa dusza kolorze, zmierzwione włosy, które były dłuższe, idealnie zarysowaną szczękę i kości policzkowe, które podkreślały jego wyjątkową urodę.

— Chris... gdzie jest Chris. — niemalże dusząc się, ze łzami w oczach zaczęłam szeptać do Travisa, który wyraźnie przejął się moją reakcją i kiwnął do Chrisa, który w trzech szybkich krokach znalazł się przy mnie.

— Spokojnie, nic się nie dzieje. — chwycił mnie w tali, kiedy zaczęłam się osuwać, a moje nogi nagle zrobiły się miękkie.

— Obiecałeś. — mój głos był zachrypnięty, kiedy spojrzałam w niebieskie tęczówki Chrisa. — Obiecałeś, że nie zobaczę go tak szybko, nie jestem na to gotowa. — zaczęłam się trząść, a moim ciałem zawładnęła gęsia skórka.

— Co tu do cholery robi Ian? — ponownie spojrzałam na bruneta, który stał na środku kościoła z szerokim uśmieszkiem.

Ian.

Nie byłam gotowa na to spotkanie wcześniej, teraz, ani w odległej przyszłości. Nie mogłam przebywać w jego towarzystwie, nie po tym wszystkim co się wydarzyło przez te dwa lata. Ian nie był tym samym chłopcem, którego wszyscy pamiętali. Dzieciakiem, który był oderwany od tego brudnego świata, ale kimś kto zmienił się przez piekło, które przeszedł.

Stał się skurwysynem, który stracił swoją ciężarną dziewczynę. Dziewczynę, którą zabiłam.

— Wszystko będzie dobrze, udawaj tylko, że nic nie wiesz. — Chris wyszeptał to do mojego ucha, a następnie puścił moją talię, przypominając mi tym samym, że powinnam przybrać innej postawy, nieważne jak ciężkie to mogło być. — To nigdy nie była twoja wina, pamiętaj o tym. — poprawił moje włosy, a następnie moje oczy zetknęły się z brązowymi tęczówkami.

Ian nie miał pojęcia, kto zabił jego ukochaną i cała rodzina chroniła go przed tą tajemnicą, jak tylko mogła. Wróciłam do Meerbey City, ponieważ to był hak, który Travis miał na mnie i nic nie mogłam na to poradzić, jak tylko wykonywać jego polecenia.

Nie planowałam tego, byliśmy na jednej akcji w Seattle, nie miałam pojęcia, że Alison tam studiuje. To był czysty przypadek, że wtedy znalazła się w tym magazynie, wracając do domu. Zaczęły padać strzały, było zimno i padał deszcz, dzień stał się ponury, przez co moje zdezorientowanie się nasiliło. Wzięłam ją za jedną z nich i chcąc czy nie, trafiłam. Jej zabójstwo przelało szalę nad wszystkim, zamknęłam się ponownie w sobie, jedynie co mi później pomogło to postawa zimnej suki z obojętnością. Do tej pory miewałam koszmary z jej udziałem.

— Jeśli mogę wiedzieć, kim jesteś? — odezwał się ksiądz, a z ust Iana wydobyło się ciche prychnięcie.

— Racja, nie przedstawiłem się. — Ian oblizał dolną wargę, patrząc prosto na księdza. — Jestem pierdolonym Bogiem, Alleluja czy coś takiego. — ukłonił się, a następnie wykonał znak krzyża, jakby od niechcenia. — A teraz kończymy ten cyrk. — wyciągnął zza paska pistolet, a następnie wycelował go w Travisa.

Goście nagle zamilkli, jakby ich zamurowało, natomiast moje serce nawet nie drgnęło, może to już wyższa klasa przyzwyczajenia. Pochyliłam się, żeby dyskretnie wysunąć nogę, a następnie z podwiązki wyciągnęłam swoją broń, mierząc prosto w Travisa, co kolejny raz wzbudziło delikatny pisk w tłumie.

Lubiłam być przygotowana, o każdej porze, sytuacji i godzinie.

— Aż nas smierć nie rozłączy. — odbezpieczyłam pistolet, patrząc prosto w jego oczy.

Secret Obsession - w sprzedażyOnde histórias criam vida. Descubra agora