Przełom cz. I

51 8 4
                                    

Powoli powieki uchyliły się ukazując fioletowe tęczówki. Obraz mu się rozmazywał. Przez długi czas nie mógł skoncentrować wzroku. Ponownie zamknął oczy. Spał. Czekał. Regenerował siły.

Najważniejsze dla niego było to, że ze ból ustał. 

Gdy ponownie otworzył oczy, czuł się stabilnie. Jego wzrok nie błądził w przestworzach, lecz skoncentrował się na postaci przed nim. Glave ze skupionym wzrokiem klęczał nad nim, a z jego dłoni wypływał strumień niebieskiej mocy wprost na jego ciało. Wiedział, co starszy robił. Tak samo było, gdy opatrywał mu rany po walce ze smokiem. Po prostu go leczył.  Add nie był w stanie ruszyć ciałem, więc obserwował go. Jego twarz wydawała się wyrażać obojętność. Ile to czasu potrzebował, żeby nauczyć się dostrzegać w nim więcej. Glave był zmęczony, zmartwiony i niezwykle skupiony. Fioletowe tęczówki niezwykle powoli przeniosły się ze starszego na swoje dłonie. Uspokoił się. Widział je wyraźnie. Nie tylko zarys, lekką poświatę,. Wszystko wydawało się w porządku. 

Wydawało się. 

Musimy iść. 

Natychmiast.

Słowa rozbrzmiały mu w głowie. Musiał z nim porozmawiać. 

- Add? - Niepewny ton przerwał jego myśli. 

Pomrugał kilka razy oczami, rozprostował palce u rąk. Powoli się podniósł.

- Ostrożnie - uprzedził go starszy.

Był słaby... chyba nigdy jego ciało nie było tak słabe. Jakby się rozpadł, a teraz ponownie składał w całość. 

- Glave, czy z dzieckiem wszystko w porządku?! - Oprzytomniał. 

Starszy pokiwał głową.

- Tak, chłopiec jest cały.

Uśmiechnął się pod nosem. Jak to jest, że matki zawsze wiedziały, kogo noszą pod swoim sercem?

- Czuję się tragicznie - przyznał się starszemu. - Przeholowałem z bimbrem i to ostro. W pewnym momencie nie czułem swojego ciała. Nie dotknę alkoholu przez następne lata. 

Glave spoglądał na niego długo. Za długo milczał, przez co młodszy zaczął się obawiać. W myślach błagał, by Glave potwierdził jego słowa, że to wszystko, co miało miejsce, było winą alkoholu. Uczucie rozpadania się, wręcz rozrywania na szczątki, duszności, zanikanie jego ciała...  Naprawdę liczył, że to wszystko mu się wydawało, bo co tak innego mogło się wówczas stać? 

- Add, to nie alkohol. 

Glave powiedział słowa, których tak bardzo się obawiał. A więc co się do diaska stało?

- Glave... - zaczął. 

- Na razie śpij. Musisz zregenerować organizm. Porozmawiamy jak wstaniesz. 

- Wykręcasz się.

- Nie, powiem ci wszystko. Zasługujesz, by znać prawdę. 

- Glave, zostań przy mnie. 

Desperacko chwycił go za nadgarstek jakby starszy miał nagle zniknąć.

- Nigdzie się nie ruszam, Add.

Nie dzieciaku, Add. Zawsze, gdy sytuacja była poważniejsza zwracał się do niego bezpośrednio po imieniu.  

Gdy się obudził na dworze było już ciemno. Leżał w dużym, opuszczonym pomieszczeniu. Znajdowali się na wzniesieniu. Przez ogromną wyrwę w ścianie widział delikatne blask księżyca oraz, mieniące się w oddali poniżej, światła z zabudowań miejskich. Przeniósł wzrok niżej. Glave siedział przy krawędzi wyrwy i spoglądał w niebo. W dłoniach trzymał kostki czasoprzestrzenne, które co rusz podrzucał w górę. Zataczając niezwykłe konfiguracje, opadały z powrotem. Ten widok był dla niego magiczny. Podszedł do Glave'a i usiadł tuż przy nim. 

Szukasz może zaczepki? Glave x Add [bxb] ElswordWhere stories live. Discover now