Historia Eggmana i Strefa mroku

24 2 10
                                    

Taaa... nawet tych resztek nie potrafię wydawać regularnie XD Ehhh... No nic, oto dwie kolejne nieskończone rzeczy. 

Najpierw Historia Ivo "Eggmana" Robotnika. Ostatni rozdział zakończył się odrzuceniem projektu wykorzystania zwierząt do zasilania maszyn oraz śmiercią ojca Eggmana, Juliana. Następny rozdział, "Spadek" miał zaczynać się tak:


 Doktor nie zatrzymał się. Na nic były wołania Orbo i Cuberta, aby zaczekał. Ivo szedł przed siebie zaciskając pięści. Korytarz szpitala zdawał się wirować. Głowa go bolała choć była w niej pustka. Już po chwili znalazł się na parkingu. Słońce biło mu po twarzy pokazując jego kamienną twarz. Podchodząc do swojego pojazdu jego twarz zaczęła przybierać groźny grymas. Robotnik kopnął w swój czerwony, sportowy samochód na co ten odpowiedział alarmem. Ucichł on po chwili, a Ivo usadowił się w środku. Orbo i Cubert dogonili go, ale samochód gwałtownie ruszył i szybko się oddalił. W drodze do domu Ivo zrobił tylko jeden przystanek, po którym jego samochód wyładowany był śmieciowym jedzeniem. Robotnik zaparkował w garażu, rzucił reklamówki jedzenia na sam środek pokoju, po czym zaryglował wszystkie drzwi i okna gasząc także światła.




Nie reagował na dzwonki do drzwi, ani telefony. Bo po co to? Miałby słuchać kondolencji od fałszywców? Miał słuchać pocieszeń od swoich niby przyjaciół? Tak jakby słowa miały znaczyć tyle co czyny. Teraz Ivo był sam. Ciemny dom, paskudne jedzenie i jego kotłujące się, ale jednocześnie pozbawione większej głębi myśli były jedynymi rzeczami, które dla niego teraz istniały. Okrutny zewnętrzny świat zabrał mu ambicje i rodzinę więc w mniemaniu Robotnika nie zasługiwał on na to by taki geniusz był jego częścią. Jego mniemania nie burzyło nawet to, że siedział obecnie na podłodze cały upaćkany i wciskał sobie do ust kolejnego hamburgera.




Przez pierwsze dwa dni była tylko rozpacz i złość. Miotanie się od pokoju do pokoju i demolowanie tego co przypominało mu o lepszych czasach, które przecież jeszcze nie tak dawno trwały. Gdy jednak ta pierwsza faza minęła zaczęło się knucie. Niepokojace myśli przychodziły mu do głowy, ale Ivo nie był w stanie ich zablokować. A być może nie chciał...




"Ten przeklęty Toro zapłaci za to! Znajdę go i własnoręcznie uduszę! Ahh ha hah! A ci dwaj... ci dwaj zasługują na równie specjalne traktowanie... pan kozia bródka zostanie rzucony wiewiórkom na pożarcie! A ten z GUN... he he... może skuteczniejszą metodą będą maszyny zasilane ludźmi!"




Po tej myśli przerwał. Siedział przez chwilę gapiąc się w pustkę aż łzy popłynęły mu po policzkach. Co on wyprawiał? Siedział tutaj i myślał o sposobach policzenia się z tymi, którzy mu zawinili. Wiedział, że to złe, ale czuł też, że ma do tego prawo. Jeżeli świat ma być lepszym miejscem nie mogą istnieć na nim takie osoby jak Angelo del Toro czy jakkolwiek ci dwaj się nazywali. Ale czy pozbywając się ich w tak barbarzyński sposób Ivo nie stałby się taki jak oni? Chciał podnieść się z ziemi, ale nie mógł. Chciał przestać myśleć, ale nie był w stanie. Jedyne co mógł zrobić to siegnąć po jedzenie pod ręką, ale nawet na to nie miał ochoty.




Kolejny tydzień był czasem powrotu do zmysłów. Ivo zastąpił szał spokojnym przechadzaniem się po domu, coraz częściej przy zaświeconym świetle. Czarne myśli nie nękały go już tak często. Cały czas był pozbawiony chęci do życia. Stan depresyjny nie pozwolił mu żeby zebrać się na pogrzeb Juliana, który prawdopodobnie, zgodnie z jego wolą, został już skremowany i przeniesiony do rodzinnej krypty Robotników, w górach daleko za Station Square. I wtedy, pewnego dnia, podczas przesłuchiwania wiadomości głosowych coś do niego dotarło. Przecież to mu nie przystoi! On? Doktor Ivo Robotnik miałby od tak po prostu zostać zredukowany do roli odciętego od świata grubasa, przymierającego głodem z powodu kończących się zapasów jedzenia? Ostatni potomek rodu miałby tak po prostu zniknąć? Przecież on ma miejsca, w których musi być! Świat, który potrzebuje jego geniuszu jest tuż za drzwiami, a on sobie siedzi? Ivo wypuścił z siebie długi i powolny śmiech, który złowieszczo rozniósł się po pustym domu. Ivo przyrzekł sobie wtedy, że już nigdy więcej się nie podda. Nieważne jakie przeciwności staną na jego drodze on będzie z tym walczył!

Niezrealizowane fanfiki z SonicaOnde histórias criam vida. Descubra agora