Rozdział 40

35 7 15
                                    

Rozległ się wielki huk połączony z odgłosem tłuczonego szkła, kiedy w końcu pękła szyba w oknie. Krzyknęłam przerażona i z lękiem spojrzałam na to co kiedyś było oknem, a gdzie teraz nie było już nic i stojące tam zombie mgło teraz bez problemu wejść do środka. Poczułam jak zalewa mnie fala zimna, która prawdopodobnie mogła być napadem strachu.

- A spadaj stąd zombiaku! - Harley wyrwała się do przodu z swoim nieodłącznym kijem do baseballa. Nie miałam pojęcia skąd go teraz wzięła, ale w sumie cieszyłam się, że go miała.

Harley zaczęła bić zombie kijem po głowie, wkładając w tą czynność zaskakująco dużo oddania i ekspresji. Zaczęłam nawet współczuć biednemu zombiakowi, który dostawał niezłe manto, ale przestałam kiedy zombie, złapało nagle kij Harley i po prostu jej go wyrwało i odrzuciło na bok.

- Ups, nie tak to miało wyglądać – powiedziała Harley patrząc zdziwiona na swoje puste ręce.

Wtedy blondynka wyprowadziła cios z pięści, trafiając nim zombiaka w twarz. Zombi wydawał się tym atakiem równie zaskoczony, co Harley wyprowadzonym ciosem, jakby zrobiła to raczej odruchowo, niż było to starannie przemyślane.

- Dlaczego ten zombie nadal stoi na nogach?! Powinien już dawno leżeć nieprzytomny na ziemi po takim nokaucie – powiedziała Harley z oburzeniem.

- Może dlatego, że on już jest martwy i nie wiele rzeczy robi na nim wrażenie – podsunęłam jej.

Harley trochę się zlękła, kiedy zombiak ruszył w jej stronę teraz jeszcze bardziej wkurzony atakiem na niego, niż nim osłabiony. Na szczęście w tym momencie Leo zaszedł go od tyłu i przyłożył mu porządnie lampą stojącą, którą teraz trzymał w rękach. Niespodziewany atak, wystarczył by ogłuszyć zombie i by te osunęło się na podłogę.

- Radził bym się stąd zmywać, zanim ta kreatura dojdzie do siebie – powiedział Leo, nadal kurczowo ściskając w rękach lampę, na wypadek kolejnej potrzeby jej użycia.

Zgadzałam się z nim całkowicie. W walce my kontra zombiak, jak widać mieliśmy marne szanse.

- Co robimy? - zapytała Aurelia, nadal będąc bladą jak płótno i trzęsąc się na całym ciele. Ona z nas wszystkich radziła sobie z tym wszystkim najgorzej.

- Najpierw potrzebujemy bezpiecznego schronienia, gdzie te kreatury nas nie podaną, potem obmyślimy plan działania – postanowiłam.

Jeśli w ogóle będziemy w stanie wymyślić jakikolwiek plan działania, pomyślałam sobie, ale nie dodałam tego nagłos.

- Za domem jest stary garaż, który chwilowo stoi pusty. Nie ma w nim okien i są tam tylko jedne drzwi, będzie to miejscówka łatwa do obronienia – powiedział Zack.

Przekazałam moim towarzyszą jego słowa i zaczęliśmy zbierać z domu wszystkie rzeczy, które mogły by nam się przydać w naszej nowej tymczasowej bazie.

- Ruchy kluchy, to nie są ćwiczenia! Zombiaki mogą się tu wedrzeć lada moment! Ogłaszam stan najwyższego zagrożenia! - Harley zamiast wziąć się do jakieś sensowniej roboty, postanowiła najwyraźniej robić na nasz motywator do działania i stała na środku korytarza wywołując rozmaite komendy na temat, że mamy się pospieszyć.

Z całymi torbami płucnych jedzenia, ubrań, koców i wszystkiego innego, opuściliśmy mieszkanie i uprzednio sprawdzając czy żaden zombie nie czai się w okolicy, udaliśmy się do wspominanego wcześniej garażu, gdzie zaszyliśmy się na trzy spusty.

Rzeczywiście nie było tam okien, co sprawiało, że żaden zombiak nie mógł go wybić jak poprzednio w domu, ale też nie mieliśmy przez to żadnego światła dziennego. Na szczęście pod sufitem wisiała stara żarówka, która oświetlała nam prostokątne, nie za duże pomieszczenie. Urządziliśmy się w garażu, tak by stał się on nasza nową miejscówką.

- I co teraz robimy? - zapytał Leo, kiedy usiedliśmy wszyscy w kole na kocach na ziemi, jedząc prowizoryczne śniadanie, bo za oknem wstawał już świt.

- Nie wiem – przyznałam. - Nie mamy armii, która mogłaby walczyć z zombie, bo całe nasze siły zbrojne są niematerialne, a nie pójdziemy w ślady Pracetora i nie będziemy kazać naszym duchowym wojownikom przejmować ciał innych ludzi, żywych czy nie żywych, bo to by było, chore, nienormalne, nietyczne i... - brało mi już słów, bo to wszystko już dawno wymknęło się spod kontroli i miałam wrażenie, że utknęłam w jakimś okropnym koszmarze, z którego nie umiem się wydostać.

- Masz rację – poprała mnie Aurelia, zawinięta w koc jak w burito, cała się trzęsąc ze strachu. Harley w niecodziennym dla niej przejawie czułości, mocną ją przytuliła.

- Czyli jesteśmy zdani tylko na siebie. Całe nasze siły jakimi dysponujemy to nasza żywa czwórka – powiedział Leo patrząc na naszą grupkę, bo Zacka i Kayi, która wciąż z nami była, nie mógł widzieć, a oni jako duchy i tak nie wiele mogły zdziałać.

- Musimy uderzyć w samo serce tej armii, zdusić to w zarodku, pokonać siłę napędową całej tej apokalipsy, licząc, że bez przywódcy, zombiaki się wycofają, tylko wtedy mamy jakiekolwiek szanse na wygarną, biorąc pod uwagę sytuacje w jakiej się znajdujemy – powiedział Zack.

- Czyli musimy pokonać samego Pracetora, licząc, że to zatrzyma inwazje umarlaków – szłam jego tokiem myślenia.

- Zgadza się.

- Ale to ciało Aleksandry przejął Pracetor, to ona teraz dowodzi tym wszystkim – uświadomiłam sobie nagle i spojrzałam z lękiem na Zacka, kiedy uświadomiłam sobie co miał na myśli.

On spojrzał tylko na mnie poważnie, potwierdzając moje koszmarne przypuszczenia. Miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Kiedy już myślałam, że gorzej być nie może, pojawiała się kolejna przeszkoda i trudność na naszej drodze.

- To oznacza, że musimy walczyć z samą Aleksandrą – wyszeptałam.

Zack tylko w milczeniu skinął głową.

- Nie mamy innego wyboru. Pozostaje nam mieć tylko nadzieję, że tobie jako medium uda się wypędzić Pracetora z ciała Aleksandry i zmusić go do przejścia na drugą stronę i tym samym zakończyć to wszystko. Ale najpierw musimy się do niego dostać, a to zapewne będzie oznaczać konieczność przedarcia się przez całe hordy zombiaków, co nie będzie proste.

- Jak ustalimy gdzie się on znajduje, a raczej gdzie się znajduję Alexandra?

- Kaya? Zajmiesz się tym? - Zack zwrócił się do dziewczyny

Ta skinęła twierdząco głową i już po chwili jej nie było, bo wyruszyła na przeszpiegi by ustalić położenie naszego wroga.

- Teraz pozostaje nam już tylko czekać na informacje i przygotować się do starcia.

Medium. Do zaświatów i z powrotemWhere stories live. Discover now