Rozdział czternasty

136 10 95
                                    

Po korekcie

Znów stałam przed Garmadonem. Jak zwykle miałam przekichane, bo to ja mam się wstawiać za wszystkich, ale nikt za mnie.

- Ostrzegałeś Imperatorze, że twój syn jest w pobliżu. Naraziłam cię na niebezpieczeństwo - powiedziałam ze zwieszoną głową.

- Tak, naraziłaś mnie - westchnął czteroręki.

- To przez ciebie przejęli mój program! - krzyknęła Vivienne. Nie dość że się za tobą nie wstawią, to jeszcze oskarżą.

- WYSTARCZY!!! - ryknął Garmadon - Chyba dałem ci do zrozumienia co będzie, jeśli mnie zawiedziesz!

- Bardzo jasno, mój panie - powiedziałam, kątem oka i przez grzywkę widząc jak idzie w moją stronę - Nie mam nic na swoją obronę.

- Wobec tego dobrze wiesz, jakie będą konsekwencje - powiedział, zbytnio się do mnie zbliżając. Aż nagle... Jego ręka zapłonęła. On mi tego nie zrobi... Prawda?

Poczułam jak unoszę się nad ziemię, a moje płuca zaczyna odwiedzać pustka, zagłębiać się w każdy ich zakamarek. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, nie mogłam złapać oddechu, czułam, jakby coś miało mnie rozerwać.

- P-p-pro-osze... U-uwolniłam c-ci-cię - próbowałam coś powiedzieć przez paraliżujący ból. Przecież nawet nie mam jak się bronić...

- Jeśli myślałaś, że zajmujesz wyjątkowe miejsce w moim sercu, to się myliłaś. Ja nie mam serca - pomimo tego całego bólu ogarniającego moje ciało to zabolało bardziej.

- A-ale mój p-panie... K-kto ich po-powstrzyma prz-rzed kole-jnym zam-machem d-dla cie-ebie - jak to strasznie boli...

- Nie ty, księżniczko - znowu zabolało. Przecież zrobiłam dla niego wszystko... Poświęciłam wszystko co miałam... Mogłam nawet aż tak bardzo wykiwać jego...

- Wiem gdzie się ukrywają! Widziałam ich... Ich bazę! - krzyczałam wręcz w agonii, próbując go przekonać żeby mnie nie zabijał. Nawet ona nigdy mnie tak nie potraktowała...

Garmadon wypuścił mnie z objęć swojej mocy. Zaczęłam łapczywie oddychać, prawie że leżąc na betonie. Poczułam na moich policzkach mokre ślady znaczone przez łzy. Podejrzewam że farba się rozmazała, przez co wyglądałam jakbym płakała krwią.

I tak też się czuję...

- GDZIE JEST?!?!?! - ryknął mi Garmadon prosto w twarz, trzymając mnie za kark i jednocześnie podduszając lekko. Nie wiem czy można to robić lekko, chociaż w sumie...

- W garażu dla śmieciarek... Dzięki nim mogą się swobodnie przemieszczać... Uwierz mi, widziałam ich na własne oczy! - próbowałam desperacko ratować swoje życie. A tak sobie zawsze wmawiałam, że nie boję się śmierci.

- Pokaż mi tę bazę dla śmieciarek - powiedział prześmiewczym tonem, po czym rzucił mnie na chodnik i odszedł. Bez słowa podeszli do mnie Vivienne i Killow. Mężczyzna wziął mnie na ręce, by podejść do włazu w podłodze, który odsłoniła kobieta. Pierwszy szedł Killow, schodząc po schodach, a za nami Violet, która zamknęła właz. Klatkę schodową rozświetlały małe lampki ledowe zawieszone na ścianie.

- Co my sobie myśleliśmy? - westchnął Killow - Że będzie się nas słuchał?

- A weź mi nic nie mów - odparła z irytacją kobieta - Nie wiem co my mieliśmy w głowach. Chyba tylko chęć zemsty za to, co zrobiło nam to miasto - wyprzedziła Killow'a i otworzyła drzwi prowadzące na korytarz. Następnie kliknęła przycisk przywołujący windę, której szyb znajdował się tuż obok.

Winda otworzyła się z charakterystycznym plumknięciem. Drzwi rozsunęły się, a my załadowaliśmy się do środka. Viv wybrała przycisk, ale nawet nie wiem co to za numer.

- Zrobiliśmy straszną głupotę, to teraz żyjemy z konsekwencjami - podsumował Killow.

- To ja was w to wciągnęłam... Przepraszam... - powiedziałam słabym głosem. Naprawdę było mi przykro. Nie wiem co mnie naszło, ale znowu chciało mi się płakać, tym razem z bólu psychicznego. Wkopałam nie tylko siebie, ale i moich przyjaciół.

- A my daliśmy się namówić. Przecież wiesz, że połączył nas ten sam początek złej kariery i szacunek do Garmadona - powiedziała Vivi, podnosząc mnie na duchu - Nie masz nas za co przepraszać.

Chyba z lekka przestałam kontaktować, ponieważ jeszcze przed chwilą byliśmy w windzie, a nagle znaleźliśmy się przez drzwiami. Violet wyciągnęła z kieszeni klucz i otworzyła drzwi. Mężczyzna wszedł do pomieszczenia i położył mnie na moim łóżku. Wyciągnął spode mnie kołdrę w kolorze ciemnej zieleni i przykrył mnie.

- Prześpij się, żeby być gotową na to, co on ci rozkaże - powiedział. Nie chciałam zasypiać, ale byłam tak potwornie zmęczona, że zgarnęłam w ręce kawałek kołdry i przytuliłam się do niej.

Tak jak mogłabym przytulać jego...

- Pieprzony głosie, zamknij się wreszcie! - ryknęłam w mojej głowie. Musze się jak najszybciej wyzbyć tych obrzydliwych myśli.

..................................................

Przespałam od popołudnia aż do następnego dnia. Z samego rana wysłałam patrol do słynnej już bazy dla śmieciarek. Kazałam przeszukać cały teren. Jeśli ninja tam nie będzie, to albo znajdę jakiś sposób aby postawić się Garmadonowi, albo mogę się pożegnać z  życiem.

A przecież miałam triumfować.

.................................................

Coś krótki ten rozdział, ale chcę go dodać. Na scenie z Harumi, Killow'em i Violet prawie się popłakałam. Niektórzy mają teorię, że to nie byli przyjaciele Harumi i byli z nią tylko ze względu na jej status społeczny, ale ja bym chciała żeby naprawdę ich coś łączyło. Niby się kłócą, ale jednak mimo wszystko wspierają.

Postaram się napisać dla was coś w tygodniu, ale nie wiem czy mi to wyjdzie. Spróbuję jeszcze tego wieczora coś zrobić, żeby dokończyć innego albo żeby dać jeszcze jeden rozdzialik.

Do następnego ♥

Rejestr zabójstw || Ninjago || LlorumiWhere stories live. Discover now