Rozdział dwudziesty czwarty

55 7 0
                                    

Alec\

Zrobiłem tak jak kazał mi Magnus. W międzyczasie pytając milion razy dokąd mnie zawozi.

- Przecież wiesz, że nienawidzę niespodzianek - powiedziałem po raz kolejny, gdy już zdecydowanie za długo jechaliśmy.

- Wiem, dlatego je robię - odpowiedział z uśmiechem nie spuszczając oczu z drogi.

- Naprawdę? Dziękuję Ci bardzo. Już wiem czemu się tak lubisz z Izzy.

- Dlaczego?

- Obydwoje uwielbiacie uprzykrzać mi życie pod pretekstem mojego dobra i szczęścia.

- A co, nie jesteś ze mną szczęśliwy - kurwa nie tak to miało zabrzmieć...?

- Co? Nie. To znaczy oczywiście, że jestem z Tobą szczęśliwy. Kurwa. Wiesz, prawda?

- Wiem. Tylko się droczę. Za kilka minut będziemy.

Wbrew pozorom Magnus jeździł bardzo ostrożnie i potrafił się skupić na drodze. Spodziewałbym się po Nim raczej, że jechałby wbrew przepisom i przez cały czas komentując moją osobę. Gdy w końcu samochód się zatrzymał dojechaliśmy pod jakiś pseudolas.

- Spokojnie nie zamierzam Cię zabić, ani zgwałcić, ani nic w tym stylu - stwierdził kilka sekund po zaciągnięciu hamulca ręcznego.

Wyszliśmy z samochodu. Nie wierzę w tego człowieka. Nie pomyślałem o niczym takim, dopóki tego nie powiedział. Przełknąłem ślinę, na co Magnus podszedł do mnie i lekko uśmiechnął się motywująco.

- Wszystko dobrze - spytał patrząc mi w oczy i zgarniając kosmyk moich włosów za moje ucho?

- Tak, tak... Nie lubię po prostu lasów. Źle mi się kojarzą. A tak poza tym jest noc.

- Prawie. O to chodzi.

- Czyli jednak chyba masz zamiar mnie... - tu urwałem. Jakoś nie przeszło mi to przez gardło.

- Nie, nie. Nie tutaj. W domu wygodniej - zaśmiał się na to Magnus. - Dobra, chodź.

- Gdzie idziemy?

- Zobaczysz.

Mój chłopak prowadził mnie w głąb lasu, w którym było coraz ciemniej. Coraz gorzej. I coraz bardziej się bałem, że coś się Nam stanie. W pewnym momencie usłyszałem jakiś trzask i szybko złapałem mocno Magnusa za rękę, na co tem zaśmiał się przyjaźnie:

- Spokojnie, to tylko gałąź.

- Na razie.

- Dlaczego na razie? W Nowym Yorku nie ma Wielkiej Stopy - no i znowu się śmieje.

- Są jeszcze niedźwiedzie.

- Będziemy cicho.

- Wierzysz w to?

- Tak.

- Ja nie. Daleko jeszcze?

- A myślałem, że to ja nie lubię sportu. I już tylko chwila.

- Lubię sport. Nie lubię lasów.

- Czemu - wiedziałem, żeby tego nie powtarzać. Jak Mu powiem to co On sobie o mnie pomyśli?

- Bo nie.

- Alexandrze, doskonale wiesz, że to nie jest odpowiedź.

- Daleko jeszcze?

- Nie zmieniaj tematu - Magnus stanął przede mną, a ja zacząłem odczuwać, że zaczyna mi się coraz trudniej oddychać. - Wszystko dobrze? Alexandrze?

- Tak - wziąłem głęboki oddech i stwierdziłem nie patrząc Mu w oczy. - Możemy iść.

Ruszyłem, ale zatrzymała mnie dłoń Magnusa na moim ramieniu, która po chwili znalazła się na moim policzku.

- Hej, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Alexandrze...

Poczułem spływającą łzę, którą mój chłopak niemal od razu starł swoją dłonią.

- Nic...

- Nikt nie płacze po środku lasu bez powodu.

- Różnię się trochę od innych ludzi.

- W to nie wątpię, ale akurat ten wątek dotyczy się raczej wszystkich. Jeśli nie powiesz co się dzieje, to nie będę umiał Ci pomóc.

Magnus\

- Nie musisz...

- Muszę. Nie będę się przyglądał jak płaczesz. Alexandrze... Chcę Ci pomóc.

Chłopak tylko zacisnął wargi i spojrzał w górę. Jak ja mam Mu pomóc, jeśli nie chce się otworzyć?

- Coś z lasem, tak - spytałem po chwili? Skoro nie chce powiedzieć dokładnie to dojdę drogą dedukcji. Alexander trochę zdziwiony kiwnął głową na znak potwierdzenia.

- Rodzina? Nie. Znajomi? Okej. Ktoś Ci coś zrobił? Alexandrze. Nie wymijaj pytań.

Alexander westchnął. Wiem, że nie powinienem się tak dopytywać, no ale chcę jakoś pomóc.

- Byliśmy na jakimś pierdolonym campingu z klasą, rok temu. Taki na zakończenie liceum, już po śmierci Maxa. Już nie byłem taki otwarty jak wcześniej, więc... Dobra, to skomplikowane... W skrócie naćpali mnie, porozrzucali ubrania po lesie, ja obudziłem się sam w środku tego lasu i udało mi się wyjść od jakiejś dupy strony. Taka krótka historia z mojego życia.

- Już nie lubię Twoich znajomych.

- Dzięki, ja też.

- Nie, poważnie. Naprawdę Ci współczuję Alexandrze, ale teraz jesteś ze mną i ja Cię nie zostawię bez ubrań w środku lasu.

- Bez ubrań w środku lasu tylko z Tobą - Alexander uśmiechnął się krzywo?

- Oczywiście.

- Wiesz co?

- Hm?

- Jestem głodny.

- Wiem. Już jesteśmy na miejscu. Tylko chodziliśmy w kółko.

- Ty sobie jaja robisz?

- Nie - spytałem spokojnie z uśmiechem?

- Chodziliśmy w kółko, bo zacząłem ryczeć, tak?

- Nie...

- Czyli tak. Przepraszam Cię.

- Nie masz za co.

- Mam? Przygotowałeś coś, a ja jak zwykle to zjebałem...

- Nie zjebałeś. Noc jeszcze młoda - powiedziałem z uśmiechem wystawiając dłoń w kierunku Alexandra.

Do Końca | złσ∂zιєנкα мαяzєńWhere stories live. Discover now