Alec\
Zrobiłem tak jak kazał mi Magnus. W międzyczasie pytając milion razy dokąd mnie zawozi.
- Przecież wiesz, że nienawidzę niespodzianek - powiedziałem po raz kolejny, gdy już zdecydowanie za długo jechaliśmy.
- Wiem, dlatego je robię - odpowiedział z uśmiechem nie spuszczając oczu z drogi.
- Naprawdę? Dziękuję Ci bardzo. Już wiem czemu się tak lubisz z Izzy.
- Dlaczego?
- Obydwoje uwielbiacie uprzykrzać mi życie pod pretekstem mojego dobra i szczęścia.
- A co, nie jesteś ze mną szczęśliwy - kurwa nie tak to miało zabrzmieć...?
- Co? Nie. To znaczy oczywiście, że jestem z Tobą szczęśliwy. Kurwa. Wiesz, prawda?
- Wiem. Tylko się droczę. Za kilka minut będziemy.
Wbrew pozorom Magnus jeździł bardzo ostrożnie i potrafił się skupić na drodze. Spodziewałbym się po Nim raczej, że jechałby wbrew przepisom i przez cały czas komentując moją osobę. Gdy w końcu samochód się zatrzymał dojechaliśmy pod jakiś pseudolas.
- Spokojnie nie zamierzam Cię zabić, ani zgwałcić, ani nic w tym stylu - stwierdził kilka sekund po zaciągnięciu hamulca ręcznego.
Wyszliśmy z samochodu. Nie wierzę w tego człowieka. Nie pomyślałem o niczym takim, dopóki tego nie powiedział. Przełknąłem ślinę, na co Magnus podszedł do mnie i lekko uśmiechnął się motywująco.
- Wszystko dobrze - spytał patrząc mi w oczy i zgarniając kosmyk moich włosów za moje ucho?
- Tak, tak... Nie lubię po prostu lasów. Źle mi się kojarzą. A tak poza tym jest noc.
- Prawie. O to chodzi.
- Czyli jednak chyba masz zamiar mnie... - tu urwałem. Jakoś nie przeszło mi to przez gardło.
- Nie, nie. Nie tutaj. W domu wygodniej - zaśmiał się na to Magnus. - Dobra, chodź.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz.
Mój chłopak prowadził mnie w głąb lasu, w którym było coraz ciemniej. Coraz gorzej. I coraz bardziej się bałem, że coś się Nam stanie. W pewnym momencie usłyszałem jakiś trzask i szybko złapałem mocno Magnusa za rękę, na co tem zaśmiał się przyjaźnie:
- Spokojnie, to tylko gałąź.
- Na razie.
- Dlaczego na razie? W Nowym Yorku nie ma Wielkiej Stopy - no i znowu się śmieje.
- Są jeszcze niedźwiedzie.
- Będziemy cicho.
- Wierzysz w to?
- Tak.
- Ja nie. Daleko jeszcze?
- A myślałem, że to ja nie lubię sportu. I już tylko chwila.
- Lubię sport. Nie lubię lasów.
- Czemu - wiedziałem, żeby tego nie powtarzać. Jak Mu powiem to co On sobie o mnie pomyśli?
- Bo nie.
- Alexandrze, doskonale wiesz, że to nie jest odpowiedź.
- Daleko jeszcze?
- Nie zmieniaj tematu - Magnus stanął przede mną, a ja zacząłem odczuwać, że zaczyna mi się coraz trudniej oddychać. - Wszystko dobrze? Alexandrze?
- Tak - wziąłem głęboki oddech i stwierdziłem nie patrząc Mu w oczy. - Możemy iść.
Ruszyłem, ale zatrzymała mnie dłoń Magnusa na moim ramieniu, która po chwili znalazła się na moim policzku.
- Hej, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Alexandrze...
Poczułem spływającą łzę, którą mój chłopak niemal od razu starł swoją dłonią.
- Nic...
- Nikt nie płacze po środku lasu bez powodu.
- Różnię się trochę od innych ludzi.
- W to nie wątpię, ale akurat ten wątek dotyczy się raczej wszystkich. Jeśli nie powiesz co się dzieje, to nie będę umiał Ci pomóc.
Magnus\
- Nie musisz...
- Muszę. Nie będę się przyglądał jak płaczesz. Alexandrze... Chcę Ci pomóc.
Chłopak tylko zacisnął wargi i spojrzał w górę. Jak ja mam Mu pomóc, jeśli nie chce się otworzyć?
- Coś z lasem, tak - spytałem po chwili? Skoro nie chce powiedzieć dokładnie to dojdę drogą dedukcji. Alexander trochę zdziwiony kiwnął głową na znak potwierdzenia.
- Rodzina? Nie. Znajomi? Okej. Ktoś Ci coś zrobił? Alexandrze. Nie wymijaj pytań.
Alexander westchnął. Wiem, że nie powinienem się tak dopytywać, no ale chcę jakoś pomóc.
- Byliśmy na jakimś pierdolonym campingu z klasą, rok temu. Taki na zakończenie liceum, już po śmierci Maxa. Już nie byłem taki otwarty jak wcześniej, więc... Dobra, to skomplikowane... W skrócie naćpali mnie, porozrzucali ubrania po lesie, ja obudziłem się sam w środku tego lasu i udało mi się wyjść od jakiejś dupy strony. Taka krótka historia z mojego życia.
- Już nie lubię Twoich znajomych.
- Dzięki, ja też.
- Nie, poważnie. Naprawdę Ci współczuję Alexandrze, ale teraz jesteś ze mną i ja Cię nie zostawię bez ubrań w środku lasu.
- Bez ubrań w środku lasu tylko z Tobą - Alexander uśmiechnął się krzywo?
- Oczywiście.
- Wiesz co?
- Hm?
- Jestem głodny.
- Wiem. Już jesteśmy na miejscu. Tylko chodziliśmy w kółko.
- Ty sobie jaja robisz?
- Nie - spytałem spokojnie z uśmiechem?
- Chodziliśmy w kółko, bo zacząłem ryczeć, tak?
- Nie...
- Czyli tak. Przepraszam Cię.
- Nie masz za co.
- Mam? Przygotowałeś coś, a ja jak zwykle to zjebałem...
- Nie zjebałeś. Noc jeszcze młoda - powiedziałem z uśmiechem wystawiając dłoń w kierunku Alexandra.
YOU ARE READING
Do Końca | złσ∂zιєנкα мαяzєń
Short Story~Malec Fanfiction~ Alec Lightwood, odpowiedzialny i przykładny nastolatek, borykający się jednak z wieloma problemami ze swoją tożsamością zaczyna studiować kryminologię i przeprowadza się z tego powodu z Chicago do Nowego Jorku. Tam poznaje paczkę...