2/Plan Ministerstwa

374 39 40
                                    

Z dnia na dzień żyłem monotonią, cały tydzień ciągle to samo, cały czas raporty, zapiski dla ojca, zbieranie informacji, które będą lub nie będą przydatne i oczekiwanie aż Ministerstwo wymyśli ten swój genialny plan powstrzymania Czarnego Pana.

Mój ojciec nic się nie domyślał, że mogę mieć jakieś złe zamiary lub coś komuś przekazywać. Rozmawiał ze mną o postępach w planowaniu, więc i ja powiadamiałem Czarnego Pana o tych postępach, posługując się w tym celu Rabastanem. On wydawał się ostatnio trochę bardziej pogodny i ciągle mnie zapewniał, że wkrótce wszystko zmieni się na lepsze. Tak bardzo chciałem mu w to wierzyć, a niestety, każdy dzień wyglądał identycznie, wstawałem z takim samym stresem i wracałem do domu tak samo znerwicowany. Świtało mi w głowie, że zmiana nastąpi, gdy w końcu pojawi się ten cholerny plan, więc czekałem z utęsknieniem na ten dzień, gdy zostanie on skompletowany.

Czas niestety leciał strasznie wolno, a deszczowa pogoda wcale nie ułatwiała mi egzystencji. Odzwierciedlała często to, co działo się w mojej głowie, było ponuro, szaro, bez perspektyw na poprawę. W tych dniach szczególnie tęskniłem za Evanem, który potrafił rozświetlić każdy dzień.

Wspominałem go sobie, stojąc późnym wieczorem na moim niewielkim balkonie i próbując jakoś dopalić do końca papierosa, choć zacinający deszcz skutecznie to utrudniał. Wkurzało mnie, że nawet głupiego papierosa nie mogę do końca dopalić, bo coś stoi na drodze. W końcu rzuciłem go za barierkę i wróciłem do mieszkania, zamykając za sobą balkon. 

Evan pewnie paliłby w domu, miałby wyjebane w to, że jego ubrania i rzeczy będą wkrótce pachniały dymem papierosowym. Ja jednak byłem bardziej wyczulony na takie rzeczy. Od zawsze stawiałem na elegancję i ojciec wychowywał mnie na swoje podobieństwo. Nie potrafiłem więc inaczej żyć, niż pod krawatem, choć gdy byłem sam w mieszkaniu, powoli przestawało mnie obchodzić to, co powinienem, a czego nie. 

Coraz częściej łamałem swoje zasady. Piłem alkohol w środku tygodnia, rzucałem ubrania na podłogę z pretekstem, że pozbieram je później, bo jestem zbyt zmęczony, więcej przeklinałem, niż norma przewiduje i pozwalałem sobie na to, żeby leżeć bez celu, nie robiąc absolutnie nic.

Gdy byłem w szkole, było to nie do pomyślenia. Ciągle coś robiłem, czytałem, uczyłem się, Evan musiał mnie odciągać od nauki, żebym choć trochę się zabawił i teraz jestem mu wdzięczny, bo dzięki temu mam cudowne wspomnienia. Mimo wszystko, co mi ze wspomnień, jeśli teraz jest beznadziejnie. 

Opadłem na swoją kanapę i znów wpatrzyłem się w sufit. Nic nie miało sensu. Znów nie zrobię niczego ze swoim życiem, nie mam z kim porozmawiać i wszystko jest beznadziejne. Leżąc tak bez sensu, miałem nadzieję, że jutro ojciec oznajmi mi, że plan jest gotowy i powie mi, gdzie go trzymają. Będzie w końcu się coś działo. 

Nawet nie wiem kiedy, przysnąłem na tej kanapie i obudziłem się w środku nocy. Dopiero wtedy przeniosłem się do łóżka, choć wydawało mi się, że te pare godzin snu jedynie mi zaszkodzi, a nie pomoże. Na szczęście, obudziłem się w miarę normalnym stanie. Z samego rana wypiłem kawę, bo teraz taki był mój zwyczaj, potem z pomocą magii przygotowałem sobie ubrania i wystroiłem się do pracy. Spojrzałem w lustro i westchnąłem.

— Niech dziś stanie się coś ciekawego... — Poprosiłem, wpatrując się w swoje odbicie. Wyglądałem świetnie, ale czułem się raczej źle. Mimo wszystko, musiałem zawitać w pracy, więc wybrałem się tam, mając nadzieję na jakieś ciekawy obrót spraw.

Gdy dotarłem do gabinetu ojca, on już tam był, dopiero rozkładał swoje dokumenty na biurku, co oznaczało, że przyszedł pewnie parę minut przede mną.

— Dzień dobry, ojcze. — Przywitałem się, jak zwykle wchodząc w rolę osoby zadowolonej z życia.

— Witaj Barty. Mamy dziś wielki dzień! — Oznajmił z dumą. — Plan jest gotowy, właśnie będę go przeglądał, a potem zostanie umieszczony w moim sejfie. 

Każdy ma swój cień [Barty Crouch jr x Evan Rosier]Where stories live. Discover now