5/Wspomnienia dawnych lat

358 32 53
                                    

Położyliśmy się razem w łóżku, wciąż w naszych ubraniach, które jednak wypadałoby zdjąć, lecz przyszło mi to do głowy, gdy już leżałem naprzeciw Evana i przyglądałem się na jego uśmiechniętą twarz. 

— Powinniśmy się przebrać. — Powiedział na głos, jakby czytał mi w myślach.

— Albo przynajmniej zdjąć z siebie to, co zbędne. — Poruszyłem brwiami sugestywnie i wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, powoli podwinąłem ją do góry. 

— Widzę, że bardzo chcesz mnie rozebrać. — Evan uśmiechnął się łobuzersko i zrzucił z siebie koszulkę. — Czy też mam pozwolenie, żeby pozbawić cię ubrań, piękny królewiczu?

— Nie wszystkich, niuniu, ale tych zbędnych jak najbardziej. — Zgodziłem się, bo w końcu sam właśnie pozbawiałem go ubrań, zostawiając go w samej bieliźnie.

— Wszystkie są zbędne. — Stwierdził Evan i też pozbawił mnie tych samych części garderoby, zaśmiałem się krótko i pokręciłem głową. 

— Jesteś niemożliwy.

— Ale i tak mnie kochasz. — Poruszył brwiami i spojrzał mi w oczy. — Prawda, koteczku?

— Prawda. — Przysunąłem się do niego bliżej. On delikatnie złożył pocałunek na moim czole, a potem przytulił mnie mocno. Leżeliśmy tak, po prostu przytuleni do siebie. Wsłuchiwałem się w jego oddech i w bicie jego serca. Poczułem taki niesamowity spokój i powoli zaczynałem zasypiać. Musiał to zauważyć, bo przykrył nas kołdrą i zgasił nocną lampkę, a potem dalej trzymał mnie w swoich ramionach, aż zasnąłem i nadal, gdy obudziłem się rano.

Poczułem się przez moment jak za dawnych czasów w szkole, gdy czasami spaliśmy albo w jego łóżku, albo w moim, a nasi lokatorzy już nawet nie zwracali na to uwagi. Rabastan zawsze mocno nam kibicował, podobnie jak i Regulus. Sporo się pozmieniało od tamtych dni, gdy naszym największym problemem były egzaminy końcowe, ale ekspresja śpiącego Evana była taka sama, jak zaledwie rok temu. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.

Wiedziałem, że nie było najmniejszego sensu w próbie obudzenia go, dlatego delikatnie wydostałem się z jego ramion i postanowiłem się ogarnąć. Był weekend, wolna sobota, a to oznaczało porządki w mieszkaniu po całym tygodniu i zrobienie zapasów do kuchni. 

Dzień zacząłem od wzięcia prysznica, a potem od kawy, którą piłem, gdy już się ubrałem w mniej eleganckie ubrania, niż zwykle. Nim Evan wstał, zdążyłem zrobić nam kanapki na śniadanie i herbatę dla niego, bo zwykle nie pijał kawy. 

— Dbasz o mnie jak nikt inny, pączusiu. — Powiedział do mnie, gdy już skończył jeść. Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami.

— To z miłości, skarbie. Chcesz dziś mi pomóc ogarnąć w mieszkaniu i zrobić zakupy?

— Jasne. Tylko wiesz, nie we wszystkich miejscach mogę się pokazywać...

— Byłoby to ryzykowne, fakt. Więc to ja zrobię zakupy, a ty tutaj ogarniesz, co ty na to?

— Tak chyba będzie najlepiej. Pamiętaj, że dzisiaj przychodzi Lestrange.

— Pamiętam. — Pokiwałem głową. — Kupię coś dla nas na wieczór.

Obowiązki zostały rozdzielone, więc zostało nam tylko je wykonać. Zakupy były zdecydowanie dla mnie przyjemniejsze, niż sprzątanie, choć niby wystarczyło użyć magii. Są jednak takie rzeczy, które są uciążliwe nawet z użyciem magii, a dla mnie do takich należało sprzątanie. Było mi więc na rękę, że Evan się zgodził tym zająć, choć wiedziałem, że on sam nie przepada za porządkami. Nie narzekał jednak, pewnie ze względu na to, że mieszka pod moim dachem.

Każdy ma swój cień [Barty Crouch jr x Evan Rosier]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora