Rozdział 26-Wypadek

86 5 6
                                    

Od czasu wykonania naszego planu minął miesiąc i wszystko zgodnie z przewidywaniami wróciło do normy.
Wróciłam do normalnej nauki w szkole. Tak samo Ania, która na nieszczęście Wojtuli, wróciła do swojego domu... Do siostry...
Mój związek z Konradem się rozwijał, Zborowi natomiast niewypalił tamten. Podobnie związek mojego brata się zaczął rozwijać- mieszkanie razem bardziej ich do siebie zbliżyło. Gdy nie mogli się codziennie spotykać to przynajmniej dwa razy w ciągu dnia rozmawiali na facetime... Miłosz o dziwo zaczął z jakąś dziewczyną coraz więcej pisać.
Michał zbierał wszystko na Marcina ,byłego partnera mamy, tego mafiozę- ojca Maksa oraz jego starszego brata, Mateusza...
Wszystko byłoby wręcz idealnie- gdyby nie to, że od kilku dni źle się czułam.
Miłosz o tym wiedział i kazał mi leżeć w łóżku podejrzewając najzwyklejszą chorobę. Z resztą czułam się na tyle chujowo, że z chęcią leżałam w łóżku, a jak tylko było lepiej wychodziłam do ogrodu lub siadałam na ławeczce w oknie (oczywiście otwierałam wtedy okno, by wpadła trochę świeżego powietrza- szczególnie wtedy gdy zaczynało mnie mdlić). Niestety wymiotowałam przez co podejrzenia spadły na rotavirusa... No cóż zdarza się każdemu nie raz i nie dwa...
Ciężko było przekonać chłopaków, by w tym przypadku trzymali się ode mnie z daleka w miarę, ale w końcu się udało.
Jak tylko pojawiałam się w otwartym oknie (z okna mam widok na nasz ogród) w ogrodzie potrafil pojawić się Konrad i pokazywać mi, dużo przy tym kombinując (biedakowi słabo szło, ale doceniam starania) serduszko z palcy...
Już miałam dość i umówiłam się do lekarza z nadzieją, że przypisze mi jakieś lekki po, których będzie lepiej. Na wizytę muszę poczekać jeszcze tydzień. Dzisiaj właśnie mija trzeci miesiąc od lądu jesteśmy parą...
On się uparł, że z tej okazji pójdziemy na randkę. Chciałam go odwieźć od tego pomysłu, ale nie dałam rady. Dzisiaj wyjątkowo od rana go nie widziałam. Nie było go również na śniadaniu, a później obiedzie...
Wieczorem miałam dopiero się z nim spotkać. Podczas posiłku zrobiło mi się nie dobrze, znowu, pobiegłam do łazienki zwymiotować. A później od razu wróciłam do mojego pokoju i położyłam się- po chwili gdy było już lepiej zasnęłam...


*Miłosz*

Kurde słabo mi się patrzyło na siostrę w tym stanie. Miała dziwne zmiany apetytu, zawroty głowy, zmiany nastroju (to raczej normalne), nie raz zmęczenie, oraz wymiotowała...
Pewnie rotavirus i do tego zbliżał jej się okres- wtedy szczególnie ma zmiany nastroju, zmęczenie czy wybrzydza jeśli chodzi o jedzenie. Nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Wojtek zrobił smoothie (oczywiście owoce wcześniej przygotowane odpowiednio szczególnie, że może mieć tego nieszczęsnego virusa),nasza siostra bardzo je lubi i może chociaż to się przyjmie.
Poszedłem do niej, spała... Obudziłem ją delikatnie.

Rlecia... Otwórz oczy...
Mam coś dla Ciebie...
~Mmm...
•No już... Mała wstawaj...
~Co chcesz? Jestem zmęczona...
•Mam smoothie dla Ciebie, masz ochotę? Myślę, że Ci posmakuje.

Wzięła je i wypiła, było ok...
Poprosiła o więcej, więc tak się stało- przynajmniej tym chociaż odrobinę zapcha żołądek i nie padnie nam z głodu. Łącznie wypiła teraz trzy duże szklanki, zawsze coś...
Zaproponowałem, że pomogę jej wyszykować się na randkę. W końcu niech skorzysta trochę z życia oraz wyjątkowo dobrej pogody.

*Arleta*

Mani się uparł i po kąpieli wziął się za moje włosy... Odżywka, suszenie, układanie, itp.
Makijaż mogłam zrobić sama, ale on w tym czasie już grzebał w mojej szafie.
Jest kochany i to miłe, że dogadujemy się tak jak wtedy gdy byliśmy mali, ale dalej potrafiło to dla mnie być trochę dziwne...
W końcu byłam gotowa. Zostawił moje naturalne loki rozpuszczone, tylko je wystylizował. Mój strój składał się z czarnych dopasowanych spodni, luźniejszej czerwonej koszuli oraz butów na koturnie pod kolor koszuli. Z dodatków wybrał mi złoty wisiorek od Konrada oraz bransoletkę po babci (delikatna, również złota z zawieszką w kształcie róży)...
Byłam gotowa, przed domem już czekał na mnie Konrad z kwiatami. Wyglądał obłędnie w zapiętej tylko do połowy ciemnej koszuli oraz ciemnych spodniach. Swoje pofarbowane lekko na kolorowo włosy wystylizował. Użył również perfum, których zapach najbardziej lubię. Pocałował mnie na powitanie. Złapał mnie za rękę i udaliśmy się spacerem na naszą randkę...
Zjedliśmy kolację w restauracji, akurat kończyliśmy spacerować nad rzeką gdy po drugiej stronie ulicy zobaczyliśmy chłopaków- szli na imprezę do znajomych. Podeszliśmy do nich i postanowiliśmy iść z nimi.
Chciałam zerknąć na coś w telefonie. Przy okazji zobaczyłam, że z torebki wypadło mi pudełeczko z prezentem dla mojego chłopaka- w środku był sygnet, który mu się bardzo podobał, ale w końcu go nie kupił (mimo, że bardzo chciał). Leżało na chodniku po drugiej stronie ulicy- poszłam po nie.
Już miałam z powrotem przejść przez jezdnię gdy odwrócił się Konrad, uśmiechnęłam się do niego. Była całkowicie pusta droga więc zaczęłam przechodzić przez pasy. Wtedy znikąd pojawił się samochód, nie zdążyłam nic zrobić gdy we mnie trafił. Chwilę później otuliła mnie ciemność...


*Wojtek*

Uśmiechnęła się do swojego chłopaka...
Wracała do nas, była pusta droga... Nikt się tego niespodziewał i nie zdążyliśmy zareagować. Leżała nieprzytomna na jezdni- bezmyślnie podbiegliśmy do niej...
Gdy reszta skupiła się na wezwaniu karetki i sprawdzeniem co z siostrą ja zapamiętałem numery referencyjne samochodu oraz rozpoznałem kierowcę- Mateusz...
A więc nasi prześladowcy już wrócili, tata się ucieszy- szczególnie, że już coś na nich mamy i możemy w końcu lepiej zacząć działać.
W tym momencie pojawiła się karetka...
Zabrali ją, a z nimi pojechał Miłosz, razem z resztą wzięliśmy od razu taksówkę, która była uliczkę dalej i pojechaliśmy za nimi...

Mineły już dwie godziny jak tu jesteśmy... Czekamy przed salą, podczas gdy lekarze zajmowali się nią- nie odzyskiwała przytomności. To nie wróżyło dobrze... Ja z Miłoszem oraz z Konradem w końcu nie wytrzymaliśmy dłużej i łzy same zaczęły nam płynąć, natomiast Cody wraz z Pimpkiem byli mocno wstrząśnięci oraz załamani. Oby nic jej nie było...
Zaczął dzwonić mi telefon- to moja dziewczyna dzwoniła na facetime. Odebrałem...

Wszystko ok? Nie dzwoniłeś dzisiaj i się martwiłam. Przed chwilą w wiadomościach mówili o jakimś wypadku samochodowym w Sochaczewie. Jakiś debil w kogoś wjechał...
±Tak... Wiem o wypadku...
≈Kotek co się dzieje? Czemu płaczesz?
±Bo jestem w szpitalu... Czekam na informacje. Ten wypadek dotyczył nas...
≈Jak to?
±Mateusz... Wjechał w Arletę... Nie wiemy co z nią. Czekamy od ponad dwóch godzin na jakiekolwiek informacje od lekarzy...
≈...

Ania się przeraziła... A jako, że to była razmowa na facetime widziałem jak jej bliźniaczka, tzn. Weronika, ją łapała i posądziła na kanapie.
Po chwili się rozłączyła...
Na razie pozostaje nam czekać tutaj na jakiekolwiek informacje. Staramy się być dobrej myśli lecz to niełatwe. Nasza Arlecia... Nasza mała kruszynka w tej chwili walczy o życie, a my nic nie możemy zrobić prócz siedzenia bezczynnego oraz posiadania nadziei, że nic jej nie będzie i wróci niedługo z nami do domu...

Zaginiony brat <Felivers>Where stories live. Discover now