Rozdział 2

239 20 9
                                    

Zaraz po przekroczeniu progu, w domu rozległ się pisk Marleny. Z przerażeniem bez zastanowienia odrzuciłam na bok torebkę i natychmiast pobiegłam w kierunku salonu, żeby zobaczyć co się stało. Moim oczom ukazali się siedzący na dywanie Damiano z naszą córką, która właśnie podziwiała skromny aparat fotograficzny wypakowany z kolorowego pudełka. Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o chropowatą, wyłożoną cegłami ścianę, żeby móc ich obserwować.

- Mamiś, będę robić zdjęcia, tak jak ty! - krzyknęła ze szczęścia i podczas wstawania z podłogi wysypała z pudełeczka kilka czekoladek. Szatynka spojrzała na nie z zaskoczeniem, po czym zmieniła pozycję, żeby nie były widoczne z mojej perspektywy. - Tata był tam gdzie osioł i kupił mi aparat – dodała i pomachała nim radośnie.

Nie wytrzymałam i parsknęłam ze śmiechu, jednocześnie podchodząc w jej kierunku, żeby obejrzeć prezent, który otrzymała. Damiano naprawdę podarował jej prawdziwy aparat, który na pierwszy rzut oka wydaje się być intuicyjny i prosty w obsłudze czyli w sam raz dla początkujących.

Muszę przyznać, że tym razem oboje mnie zaskoczyli, a w szczególności córka, która wcześniej raczej nie wykazywała chęci czy zainteresowania moim hobby. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że jej zachwyt prezentem nie potrwa kilku dni, jak to ma w zwyczaju czterolatka dopiero poznająca świat.

- Kochanie, tata był w Oslo, a nie u osła. Oslo jest stolicą Norwegii. O tej porze roku jest tam mnóstwo śniegu – wytłumaczyłam jej i pocałowałam ją w czoło. Nasza córka ma już ponad cztery lata, a jej dziecięca ciekawość nie zna granic.

- Ale zdarzało mi się pracować z kilkoma osłami – zażartował Damiano, co spotkało się z moim niezadowoleniem. Marlena spojrzała na niego pytająco, a on wzruszył ramionami i zrezygnował z wyjaśnień. - Może w takim razie spróbujesz zrobić jakieś zdjęcie? Ja w tym czasie sprawdzę czy nasze kakao jest już gotowe.

Oczywiście odpowiedź była twierdząca i córeczka podeszła do mnie z zapałem, żebym jej pomogła. Kolejno pokazywałam przyciski i tłumaczyłam, do czego służą, a szatynka chłonęła wiedzę jak gąbka. W końcu oddałam jej aparat i zaczęłyśmy wspólnie szukać inspiracji do pierwszego zdjęcia. Znalazłyśmy ją w kuchni, siedzącą przy stole i zajadającą się pierniczkami, które upiekłyśmy wczoraj wieczorem. Dzisiaj miałyśmy je ozdobić, żeby jutro mu je wręczyć, ale sądząc po prawie pustej blaszce, nasz plan legł w gruzach.

- Tato! - krzyknęła przerażona Marlena i pobiegła w jego kierunku, żeby jakoś uratować sytuację. Damiano zarumienił się i ukrył za plecami dłoń z nadgryzionym pierniczkiem w kształcie łosia. Swoją drogą, to największy kształt, więc doskonale wiedział co robi.

- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Te ciasteczka są przepyszne i doskonale smakują z gorącym kakao – wybronił się, po czym pomógł jej wdrapać się na wysoki taboret. Gdy już się na nim usadowiła, postawił przed nią jej ulubiony kubek, który przywieźliśmy ze wspólnego wyjazdu do francuskiego Disneylandu i przysunął blaszkę z ciastkami. Marlena wzięła do rączki największego piernika, następnie zamoczyła w mlecznym napoju i włożyła do ust. - I jak?

- Pychota – rozmarzyła się, po czym sięgnęła po gorący napój i wierzchem dłoni starła z twarzy brązowe wąsy, które zostawił po sobie obszerny kubek. - Mamiś, spróbuj – zachęciła mnie i wskazała krzesło obok Damiano.

Zanim się do nich dosiadłam, zrobiłam im kilka zdjęć. Oczami wyobraźni widziałam już jak któreś z nich dołącza do naszej na razie skromnej domowej galerii, której szeregi co jakiś czas zasila kolejne zdjęcie, które uda mi się wywołać. Na szczęście na ten moment nasza klatka schodowa świeci pustkami, a to daje nam dużo możliwości na jej udekorowanie.

I wanna make you love me / Måneskin fanfictionWhere stories live. Discover now