Prolog

13.2K 312 86
                                    

Pov: Maddalena

Ostatni raz przesunęłam palcem po jedwabnym materiale sukienki, kierując się w stronę stromych schodów, prowadzących na dół. W sam środek piekła. Rozejrzałam się dookoła, widząc w większości pokryte czerwonym dywanem podłogi. Przymknęłam na chwilę powieki, mając nadzieje, że nie będzie rozlewu krwi. Moja rodzina stawiała na kolor krwistoczerwony, jeżeli chcieli aby krew nie rzucała się w oczy.

Pamiętaj, jesteś Maddalena Valentini. Przymknij oczy, nakładając na usta sztuczny uśmiech i powalaj ich na kolana.

Westchnęłam, wychodząc za rogu. Byłam centralnie na widoku. Moje spojrzenie padło na dwóch mężczyzn, stojących przy ścianie. Byli mniej więcej tego samego wzrostu, ubrani w czarne garnitury. Wzrok jednego z nich, odrazu padł na moją osobę. Nie znajdowałam się zbyt daleko od nich, przez co kiedy na mnie spojrzał, uniosłam podbródek wyżej. Jednak gdy spojrzałam w jego oczy, zmarszczyłam brwi i poczułam uścisk w gardle.

Kojarzyłam te czarne tęczówki, wydawało mi się, że już je kiedyś widziałam. Jakby były mi cholernie znajome, bliskie memu sercu. Zawarty w nim mrok i niepokojący błysk. Pomrugałam, wypędzając niepotrzebne wspomnienia.

Zachowując gracje, odnalazłam wzrokiem moją siostrę. Widząc jej grymas na twarzy, rozumiałam dlaczego. Aranżowane małżeństwa w La Cosa Nostra były bardzo częste. Dzisiaj wypadło na Gabriellę, miała poznać swojego narzeczonego, który stał kilka metrów od niej. Podeszłam do niej, zerknęła na mnie kątem oka, lekko unosząc kąciki ust.

- Spokojnie. - zaczęłam. - Dzisiaj masz tylko go poznać, nic więcej. - próbowałam ją uspokoić, jednak skutek był marny.

- Łatwo Ci mówić. Patrz jak on wyglada, a jak ja. - wskazała ruchem dłoni na swoje ciało, po czym wzruszyła ramionami. - On jest... - otworzyła usta, lecz chwilę później je zamknęła, zaciskając w wąską linię.

- Jaki jest? - zapytałam, chcąc aby skończyła, to co zaczęła.

- Sama nie wiem. Jest szefem mafii, za miesiąc mam zostać jego żoną. Zajmuje się nielegalnymi rzeczami, nosi na rękaw krew niewinnych ludzi. - pokręciła głową w niedowierzaniu.

- Gabrielle, oni nie są niewinnymi ludźmi. Zemsta wiąże się z prawami honoru, jest rodzajem wymierzenia sprawiedliwości. Pamiętasz?

- Tak. - przytaknęła. - Ale ma nielegalne powiązania z tymi ludźmi co piorą brudne pieniądze. Wiesz jakie ma wpływy? Jestem załamana.

- Zapomniałaś czym zajmuje się nasza rodzina? Dokładnie tym samym co oni, wszyscy tu zgromadzeni. La Cosa Nostra jest w nas. Płynie w nas krew Valentini. Rozwaga, przenikliwość, symbol samego diabła, Gabrielle. - popatrzyłam na nią znacząco, niechętnie pokiwała głową na znak, że rozumie.

Widząc niedaleko nas stół, a na nim tackę z drogim szampanem. Wzięłam dwa kieliszki alkoholu, jeden dla siebie, a drugi dla niej.

- Napij się, może się rozluźnisz..

- Dziękuje.. - wyszeptała, a po chwili jej wzrok padł na kogoś za mną.

- Poznajcie się. - usłyszałam głos mojego ojca. Powoli się odwróciłam, patrząc centralnie na jedną osobę, on nie był mi dłużny, zrobił to samo. Jego twarz została obojętna, niemniej oczy zdradzały wszystko. Jakbym w pewnym sensie znała je na wylot.

- Marcello Zanetti. - odparł nonszalanckim tonem.

- Maddalena Valentini. - wzięłam głęboki wdech. Moc naszych spojrzeń, przerwał głos ojca.

- Marcello to twoja przyszła żona. - wskazał na moją siostrę. Mężczyzna przytaknął, zamieniając z nią kilka słów. Postanowiłam się nie wtrącać. Założyłam pasemko włosów za ucho, wychodząc na świeże powietrze. Oparłam się o barierkę, patrząc w dół, centralnie na oświetlony basen. Otworzyłam kopertówkę, wyjmując z niej paczkę papierosów, wyjęłam jeden, zapalając go zapalniczką.

- Palenie zabija, Eleno.  - wychrypiał głos obok mnie, należący do bruneta.

- Syn Zanetti bez skazy. - mruknęłam, zaciągając się papierosem.

- Przynosi ukojenie. - odparł, równie cicho, co ja. Rozdrażniona całą sytuacją, zmrużyłam lekko oczy, a następnie objęłam owym spojrzeniem przyszłego szwagra. W jego tęczówkach mignął ledwie zauważalny błysk, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i ponownie je nabrałam. Przechyliłam głowę, przyglądając się jego twarzy. Miał takiego samego koloru włosy, co oczy. Prosty nos i pełne, malinowe usta. Przypatrywał mi się, jak gdyby przedstawiono go osobie, którą znał.

- Wpatrujesz się, jaki jestem przystojny? - powiedział rozbawionym tonem, unosząc brew.

- Zapomniałeś dodać, że również bardzo skromny.

- Zamierzasz wymieniać moje zalety, Eleno?

- Nie. - pokręciłam głową. - Nie nazywam się Elena. - dodałam zgodnie z prawą.

- Maddalena, wiem. - uniósł kącik ust w niezauważalnym uśmiechu. Zaskakująco swobodnie czułam się w jego towarzystwie.

- To dlaczego.. - zaczęłam, jednak nie dał mi skończyć.

- Bardziej mi się podoba. Przypuszczam, że tobie także. - spojrzał na mnie w kpiący sposób.

- Wiesz, dokąd prowadzą przypuszczenia?

- Do grobu. Wiem. - powiedział głębokim, cichym głosem. Przytaknęłam, odwracając się w stronę basenu. Miałam dość rozmowy z nim.

Mój oddech oddech stał się płytki, gdy mężczyzna podszedł do mnie, przystając za mną. Dwiema rękami objął moje ramiona, a skóra w tym miejscu zapiekła mnie, jakby przyłożono do tamtego miejsca tlący się płomień.

- Miło cię poznać, Maddaleno. - wyszeptał do mojego ucha, wypowiadając moje pełne imię.

Związana frenezja 18+ [ZAKOŃCZONE] Where stories live. Discover now