Rozdział 23

1.9K 93 13
                                    

Pov: Marcello

Spojrzałem na lekko otwarty laptop Eleny. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło, ale usiadłem przy biurku i podsunąłem go bliżej siebie. Włączyłem wyświetlacz, widząc biały ekran, a na nim kilka zdań. Kilka pieprzonych zdań z konsekwentnym dążeniem do śmierci.

Przetarłem zmęczone oczy, zamykając klapę laptopa. Byłem pewny, że było ich więcej i ten człowiek nie ograniczał się do jednego listu. Wstałem z miejsca, zaczynajac przeszukiwać całe pomieszczenie. Zajrzałem do kilku miejsc. Szafa, komoda i szafka nocna były puste. Nie było śladu po korespondencji. Poddając się, ostatni raz schyliłem się pod łóżko od jej strony. Zauważyłem niewielką, zamkniętą walizkę. Wyciągnąłem ją, otwierając bagaż.
Moim oczom ukazały się białe koperty.

Znalazłem dziesięć pieprzonych listów.

Otworzyłem po kolei wszystkie z powstałych, czytając ich zawartość. Zamarłem, przeglądając treść ostatniego.
Byłem pewny jednego; a mianowicie wszystkie były od tej samej osoby i chciały zemsty na nas.

- Wróciłam. - usłyszałem jej głos, dochodzący prawdopodobnie z pobliskiego korytarza. Musiałem zachować spokój. Zostałem w sypialni, opierając się o futrynę drzwi, na co ona zmarszczyła brwi na moją postawę.

- Coś się stało? - spytała niepewnie, świdrując mnie wzrokiem. Nie odpowiedziałem na jej pytanie. Musiałem zachować pieprzony spokój, choć cały w środku wrzałem i złość przejęła nade mną kontrolę. - Marcello?

- Co to jest? - spytałem, pokazując ruchem głowy wszystkie listy na naszym łóżku. Jej wyraz twarzy automatycznie się zmienił. Już nie był niepewny, a przerażony. Jej ciemne tęczówki wyrażały strach.

- Listy. - szepnęła.

- Od kogo? - syknąłem. Nie odpowiedziała mi, przerywając nasz kontakt wzrokowy. - Od Emiliano? - strzeliłem, licząc na odpowiedź odmowną.

- Tak. - potwierdziła ruchem głowy.

- Dostawałaś pierdolone listy z groźbami, dotyczące śmierci od samego Bianchi i nie raczyłaś mi o tym powiedzieć? - warknąłem, przecierając oczy.

- Nie krzycz.

- Ależ ja nie krzyczę. - krzyknąłem. - Jak mi kurwa nie mogłaś powiedzieć o tych listach? To pieprzony absurd.

- Nie dostawałam ich od dawna. - wypierała się.

- Kłamiesz.

- Marcello.. One nie były aż tak ważne. - tłumaczyła się, a w jej głosie błysnęło zaniepokojenie. Chciała mnie uspokoić, chcąc abyśmy zaczęli normalnie rozmawiać.

- Mogłaś mi powiedzieć. - powtórzyłem.

- Co ja miałam ci powiedzieć?! Że dostałam list od samego Emiliano Bianchi z treścią negatywną?! Miałam być sama! Sama z tymi listami. Nikt nie miał się dowiedzieć, rozumiesz? Byłoby jeszcze gorzej.

- Jeszcze gorzej? - zaśmiałem się gorzko. - Gorzej to jest w tym momencie. Dostałaś dziesięć kopert,  ukrywałaś je przede mną i myślałaś, że będzie lepiej? Nie, nie będzie, Maddalena.

Kobieta założyła ręce na piersi, patrząc wszędzie, byleby nie na mnie. Bała się, jednak w tym przypadku mało mnie to obchodziło. Musiała ponieść konsekwencje za swoje czyny.

- Od początku wiedziałem, że to nie był dobry pomysł. - zacząłem, ale nie dała mi skończyć.

- Jaki pomysł?

- Małżeństwo ze mną nigdy nie było łatwe, wiedziałaś to od początku, ale jednak w to brnęłaś. Chciałaś poznać moją dobrą stronę? Zobaczyłaś, bo się starałem. Mówiłem prawdę, choć nie zawsze była ona dobra. Chciałem abyś wiedziała o wszystkim. A ty? Dostawałaś przesłanie z nastraszeniem i nie raczyłaś mi tego powiedzieć? Bo co? Bo to nie ważna sprawa, da się ją zamieść pod dywan! - krzyknąłem, nie panując na swoją złością. Na jej policzkach zasychały poprzednie łzy, a rozpoczynały nowe, kończąc swoją drogę na jej koszulce.

- Przestań.. - warknęła.

- Żyjemy w mafii. Takie listy to nie jest nic takiego. Mogą one zapobiec tragedii. - wytłumaczyłem głośno i wyraźnie. - Życie ze mną nie jest bezpieczne i pełne frajdy. Rozumiesz?

- Ale nie rozumiesz, że wole życie z tobą? Czy to tak trudno zrozumieć? Muszę ci to wytłumaczyć jak małemu dziecku? - spytała, rozkładając ramiona z niedowierzania.

- Nie żyjemy w normalnym świecie, Maddalena. Na każdym kroku ktoś chce nas zabić, a ty nic sobie z tego nie robisz.

- Zrozumiałam to już za pierwszym razem!

- Doprawdy? - uniosłem kpiąco lewą brew.

- To jest pieprzone łgarstwo. - krzyknęła, kręcąc głową. - Nie obchodzi mnie to, że Bianchi może mnie porwać, rozumiesz? Jeżeli ma to w planach, może to wykonać. Czy będę z tobą czy bez ciebie. Dobrze wiesz, że kiedyś zginiemy. Nie obronisz mnie przed tym. - wyjaśniła, mówiąc owe słowa spokojnym tonem.

- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. - wziąłem dwa głębokie wdechy, starając się uspokoić.

- Nikt cię nie będzie trzymał, Marcello. Wyolbrzymiasz sprawę. - syknęła z nienawiścią. Jej oczy były pełne furii, zupełnie jak moje.

Takie same. Już na zawsze. Ufne, liczące na więcej. Nim się zorientowałem zawsze widziałem w nich siebie. Wtedy właśnie zdawałem sobie sprawę jak bardzo pasujemy do siebie.

- Przecież lubisz jazdę bez trzymanki.

- A żebyś wiedział, że uwielbiam.

- Tak się składa, że ja też!- krzyknąłem w złości.

- I super. - parsknęła, kręcąc niedowierzanie głową.

- Zajebiście. Na prawdę. - powiedziałem na odchodne, chowając do kieszeni telefon i kluczyki do auta. Zarzuciłem kurtkę skórzaną na ramię i trzasnąłem drzwiami. Dziewczyna stała w tym samym miejscu w jakim ją zastawiłem, ale to już mnie nie obchodziło. Skierowałem się w stronę podziemnego parkingu.

Wszedłem do samochodu, naciskając gaz i wyjeżdżając z budynku. Przez cały czas jechałem przed siebie, dopóki nie dotarłem do jednego miejsca.

Pamiętnego klifu.

Zatrzymałem samochodu kilka metrów przed. Wyszedłem z niego, opierając się o czarną maskę maserati. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i granatową zapalniczkę z jednym kryształem na dole, zupełnie tym samym, którym Maddalena ma ozdobione ostrze noża.

Wypuściłem dym wprost w gwiaździste niebo. Robiło już się coraz cieplej, a nasze relacje z Maddaleną coraz bardziej się zmieniały i czy ja wiem czy na lepsze. Mieliśmy tajemnice, które pod żadnym pozorem nie mogły dostać się na światło dzienne. Nasza zależność leżała w ryzach, choć większość chwil była beztroska i czasem flegmatyczna.

Ale trzeba było mieć odwagę aby spojrzeć prawdzie w oczy.

Nieznośny ciężar wielkiego talentu.

Związana frenezja 18+ [ZAKOŃCZONE] Onde histórias criam vida. Descubra agora