30

50 6 0
                                    

Sinjin stał na balkonie domu wspólnego Alluinów w Zakazanym Mieście i patrzył na zacumowane statki w porcie. Istoty i ludzie w mieście zaczęli już ozdabiać swoje mieszkania różnorakimi kolorowymi świecidełkami ,które rzucały czerwono-złote światło na brukowane odśnieżone uliczki. Mimo potwornego mrozu miasto wyglądało na przytulne. W powietrzu mieszał się zapach kawy ,cynamonu i gorącej czekolady z pomarańczą. Spuścił wzrok na dzieciaki rzucające się śnieżkami i śmiejące się w najlepsze. Dostrzegając jego wielkie czarne skrzydła dzieciaki jednogłośne krzyknęły jego imię. Mężczyzna uśmiechnął się od niechcenia i pomachał im. Zaśmiał się na widok młodych Trevinów próbujących dorzucić śnieżkami na jego balkon. Przywykł do tego ,że w Zakazanym Mieście ,stolicy Alluinów ,on ,Mal i Donovan byli jak zabytki ,których spotkanie graniczyło z cudem, lecz nikt ich nie wywyższał. Mieszkańcy nie traktowali ich jako wynaturzenia i nie podporządkowali sobie miasta. Wszystkie istoty ,ludzie i Alluini żyli tutaj w pokoju. Bez władzy hybryd, bez podziału. Miasto było na tyle ukryte za górami i usadowione w zatoce ,że nikt nieproszony nigdy do tego miasta nie dotarł. Sinjin kochał te miasto. Było oazą spokoju i błogości. To tutaj uwielbiał odpoczywać po licznych bitwach i wojnach. Żadna jeszcze tutaj nie dotarła ,bo każdą armię zbliżającą się do Zakazanego Miasta odpierali najlepsi żołnierze- góry. Przez mroźne Góry Złotego Rogu nikt nigdy się jeszcze nie przedarł bez pomocy Alluinów.

-Panie Hoockley ,jesteśmy gotowi do wyprawy do Guinerd. -zameldował ziemny ,który niespodziewanie znalazł się za nim. Był uzbrojony po zęby jakby wybierał się na wojnę.

-Dziś ty dowodzisz. -odparł nie odrywając wzroku od zatoki.

-Ale...

-Wiecie co robić. Nie potrzebujecie mnie. Zdam się na twoje doświadczenie , Tyred.

Mężczyzna po czterdziestce przytaknął i zniknął. Żołnierze od zadań specjalnych z Zakazanego Miasta doskonale przekonali się ,że Sinjinowi lepiej nie zadawać pytań.

Wiedział ,że nie powinien tu być tym bardziej sam. Powinien wybrać się do Guinerd kontynuować poszukiwania matki Gailen. Przysięgał ,że ją odnajdzie ,a słowa nigdy nie łamał. Tej nocy jednakże nie mógł być nigdzie indziej niż tutaj. Wszystko inne tego dnia musiało poczekać.

Zajrzał do myśli dziewczyny. Robił to na tyle często ,że weszło mu to w nawyk. Całe szczęście wodna w większości przypadków nie przyłapywała go na gorącym uczynku. Zwykle gdy to robiła kazała mu wypieprzać z swoich myśli.

Bawił się obrączką na palcu i schował skrzydła gdy dochodziła dwudziesta druga. Co roku dokładnie dwudziestego grudnia o tej samej godzinie tracił moc. Stawał się śmiertelny jak zwykły człowiek i wyzuty z wszystkich wiekowych umiejętności. Kiedy poczuł szarpnięcie w okolicy pępka zrozumiał ,że jego moc powędrowała do Calante i odzyska ją dopiero nad ranem. Bogini Cieni przypieczętowała ten układ słowami „błogosławieństwem będzie uczynienie Hoockleya śmiertelnym na jedną noc a, jeszcze większym błogosławieństwem będzie jeśli nad ranem znajdę twojego trupa." Pamiętał to jak dziś.

Powód dla którego dobił targu z niechcianą córką Trevina właśnie stał obok niego.

-Nie wierzę ,że nadal ją masz. -powiedział kobiecy głos. Serce Hoockleya rozpłynęło się niczym lód.- Nosisz ją żeby o mnie nie zapomnieć czy dla sentymentu?

Zaśmiał się.

-Dla małżeństwa ,które jeszcze nie umarło.- odparł i odwrócił się do zjawy. Kobieta w obcisłych spodniach i bufiastej białej bluzce ,którą miała na sobie w dniu śmierci oparła się o balkon. Włosy jak zwykle miała związane w luźny kok ,który poprawiała kilka razy dziennie aby się nie rozlatywał. Co rano jednakże budził się z burzą brązowych włosów kobiety na twarzy. Wściekł się gdy przed wojną o Wiedźmi Most ścięła je na krótko. Tysiące lat jednak wystarczyło aby odrosły takie jak dawniej.

Dom Lodu/ tom IWhere stories live. Discover now