| Rozdział II | Zapomniana |

789 65 10
                                    

          – Dzień dobry, Martho – powiedziała Julieta, gdy podeszłam do stoiska. Nareszcie jakaś znajoma twarz.

          – Dzień dobry – przywitałam się grzecznie, kątem oka obserwując otoczenie. Dostrzegłam zbliżającą się Mirabel z gromadką dzieci, nie opuszczających jej nawet na krok. Nadchodziła pora na wycofanie się stąd. – To ja może pójdę do kolejki. – Chciałam już iść, by nie rzucać się w oczy, ale zatrzymała mnie kobieta, przytrzymując moje ramię. Na jej twarz wpłynął ciepły uśmiech.

           – Nie ma takiej potrzeby. Ty wchodzisz bez kolejki moja droga. – Wręczyła mi jeden z jej wypieków. Tak nawet lepiej. Szybko stąd pójdę i wrócę do domu. Odetchnęłam z ulgą. Podziękowałam grzecznie, pożegnałam, jednak ta ponownie mnie przytrzymała, nie dając mi odejść. – Słyszałam, że będziesz na dzisiejszej uroczystości. Musisz być bardzo zdenerwowana.

          – Niekoniecznie. – Skłamałam, poprawiając niesforne pasemko włosów, opadające na prawe oko. Raz zapomniałam spiąć włosy i już sprawiają problem. Zdenerwowana założyłam ręce na klatce piersiowej. Tak naprawdę to nie mogłam się doczekać, aż dzisiejszy dzień minie i będę mogła pójść spać z ulgą na sercu. – Jeżeli wszystko pójdzie jak trzeba, nie będę potrzebna, a chyba o to chodzi. Potem wrócę do domu i zajmę się tym co zawsze.

          – Jesteś taką dobrą dziewczyną, Mar... – Przerwał jej głos córki. No pięknie. Mentalnie przywaliłam sobie prosto w piszczel. Z tego wszystkiego zapomniałam, że zbliża się Mirabel z tym całym swoim przedszkolem. Oddaliłam się na kilka kroków.

          – A to moja mama, Julieta. – Pokazała ją grupce dzieci. – Dla każdego znajdzie coś na poprawę humoru i... – Przedłużyła, dodając chwilę napięcia. – Umie leczyć swoimi wypiekami.- Dokończyła, kładąc ręce na biodrach. – I co wy na to? – Puściła oczko. Zanim którekolwiek zdążyło jej odpowiedzieć, ruszyła w jakimś innym kierunku. Zdecydowanie powinna brać coś na nadpobudliwość. – A tam jest mój kuzyn, Camilo. Chodźcie! – Dzieciaki ruszyły pędem za okularnicą, zostawiając nas same.

          Słysząc to imię sama mimowolnie spojrzałam w tamtym kierunku. Akurat pomagał jakiejś kobiecie zajmować się dzieckiem. Raz był małą dziewczynką, a raz wielkim mężczyzną, rozbawiając tym dziecko. Mając ten obraz przed oczyma uśmiechnęłam się ciepło, zajmując się obracaniem w dłoni swojego naszyjnika. Mogłabym tak stać i patrzeć w nieskończoność. Gdy na chwilę przyjął swoją własną formę, nasze spojrzenia przez przypadek się napotkały. Odwróciłam wzrok speszona. Niedobrze.

          – Jeszcze raz Pani dziękuję, jednak muszę już iść – powiedziałam, starając się brzmieć na jak najmniej przejętą. Kolejny raz poprawiłam spadający kosmyk włosów.

          – Rozumiem. – Zaczęła zajmować się resztą ludzi w kolejce. Niektórzy przyszli z poważniejszymi problemami niż ból głowy – Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wiesz gdzie mnie szukać. – Wepchnęła do buzi jakiemuś mężczyźnie pączka, dzięki czemu jego złamana ręką znów nabrała kształtu. Gdy to obaczyłam mimowolnie przeszły mi ciarki. To nie na moje nerwy.

          Pokiwałam szybko głową, ulatniając się po chwili z tego miejsca. Gdy odeszłam już wystarczająco daleko, z ulgą usiadłam na ławce pod jakimś domem. Musiałam chwilę odetchnąć. Zamknęłam oczy, dłonie kładąc na kolanach. W jednej z nich dalej trzymałam drożdżówkę od Pani Juliety, jednak w tym momencie odpuściłam sobie jedzenie. Straciłam apetyt.

          – Na reszcie je zgubiłam. – Niemal podskoczyłam wystraszona w miejscu, słysząc obok siebie czyjś głos. Jak się okazało była to zmęczona Mirabel. Odwróciłam wzrok, udając jakby mnie tu nie było. – O, hej – powiedziała, gdy tylko mnie zauważyła. – To ty stałaś wcześniej przy stoisku mojej mamy. Prawda? – kiwnęłam jedynie głową, wzrok dalej utrzymując na kostce, po której chodzili ludzie. Gdzie nie gdzie można było dostrzec jakieś plamy po rozlanych napojach, lub po prostu ślady brudnych butów, których ktoś wcześniej nie doczyścił. – Jestem Mirabel. – Wystawiła przyjaźnie dłoń. – Mirabel Madrigal – dodała dumnie.

UCIEKAJ • Encanto | Camilo Madrigal (ZAWIESZONA)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang