Chapter IX

994 65 6
                                    

Dracon Malfoy zacisnął dłonie w pięści, prawie raniąc skórę paznokciami. Ul zwany domem Blacków był nie do wytrzymania, a gdy już udało im się znaleźć w miarę spokojne miejsce na omówienie zaklęć - Molly Wesley przyszła z niecierpiącą zwłoki sprawą, która okazała się niczym innym, jak próbą wepchnięcia do łóżka Pottera tej najmłodszej. Przez prawie trzy godziny znosił niezbyt cywilizowane i na poziomie uwagi Billa na swój temat, odbijając piłeczkę ilekroć tylko nadarzyła się okazja. Zdążył nawet obrazić rudzielca kilkukrotnie i Potter najwyraźniej nie miał mu tego za złe, bo nie złajał go ani nie upokorzył tak jak rano. Na domiar tego ten cholerny gajowy uściskał go i szepnął (a może jemu się tak wydawało, ale Draco z pewnością słyszał śmiech Ronalda dwa piętra wyżej), że nie musi się wstydzić bycia gejem.

- Nie jestem gejem - warknął. - To się nazywa homoseksualizm - dodał, choć nawet nie wiedział dlaczego tłumaczy coś tak oczywistego lekko upośledzonemu mężczyźnie, który wiekiem dorównywał Czarnemu Panu.

- Wiem, to jak z dziwakiem i ekscentrykiem - zaśmiał się Charlie Wesley i Draco już wiedział, że się nie polubią. - Różni ich tylko i wyłącznie zawartość skrytki u Gringotta. A z tego, co się orientuje to jesteś na razie na utrzy... - urwał na swoje własne szczęście, gdy Potter z całej siły uderzył go w plecy na powitanie i wyszeptał kilka słów do ucha. Pogromca smoków zaczerwienił się, ale skinął posłusznie głową, wpatrując się w ślad za Gryfonem, który rzucił się pomóc Fleur dźwigać walizki.

- Co ci powiedział? - spytał brata niemal od razu Bill, ignorując kompletnie Draco, a przecież stał na samym środku korytarza i prawie dwadzieścia minut walczył, by nikt go nie potrącił.

- Że nigdy nie wygramy wojny, gdy będziemy się zajmować takimi głupotami i takie tam... - westchnął Charles. - Jutro chce, żebyś spróbował złamać bariery, które założy Malfoy. Podobno jest specem, więc lepiej się przyłóż - poradził.

Specem - jakaś mugolska forma specjalisty, więc Potter uważał, że jest w tym całkiem niezły. Ta myśl miło go połechtała, popchnęła dalej. Nie zabrał z domu żadnych książek, ale po prawie dwóch latach doświadczeń nie musiał już z nich korzystać, więc niemal sam zaciągnął Pottera do tego cholernego salonu, namówił go na czar wyciszający i wyłuszczył jak zamierza sprawić, by dom Blacków stał się fortecą nie do zdobycia. Zamiast jednak podziwu, zażenowania, niewiedzy, konsternacji... Mógłby wymieniać w nieskończoność czego oczekiwał po Potterze, ten tylko skorygował dwie furtki, które zostawił specjalnie dla osób postronnych, które mogłyby zostać wprowadzone do siedziby na czas określony. Nie wyjawił też jak złamał jego genialne zabezpieczenia wcześniej, a Dracon przecież nie chciał dopuścić, żeby coś tak uwłaczającego mogło mieć miejsce po raz kolejny. Do tego ten cholerny łamacz klątw, który dokładnie obejrzał framugi drzwi i okien. Musiał wymyślić coś innego i wymyślił. Nie byłby Ślizgonem, najwytrwalszym i najsprytniejszym z całego Domu Węża, w jego żyłach nie płynęłaby krew samego Salazara, gdyby nie potrafił wykiwać niedouczonego Gryfona.

Tymczasem jednak matka Weasleyów wzięła sobie najwyraźniej za punkt honoru podniesienie statusu rodziny przez wżenienie się w Potterów, bo inaczej nie potrafił określi tego, co to rudowłose straszydło właśnie robiło. Na domiar tego Cholerny Wybraniec zgodził się na wszystko nie licząc się nawet z tym, że tydzień temu znajdował się w jego ramionach i choć nie krzyczał, to na pewno mentalnie skamlał o więcej. Nie potrafiłby nazwać tego inaczej jak domem wariatów. Wściekły sam na siebie, na Pottera, na głupią Weasley i jej prawie szlamowatą córkę, wstał gwałtownie i wrócił do swojego pokoju, gotów zakończyć planowanie barier samemu.

To co raz należało do Malfoya pozostawało jego, nie zależnie od okoliczności. Jednak w tej sytuacji instynkt podpowiadał mu, że należy jak najszybciej się wycofać, nim straci resztki samokontroli.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Where stories live. Discover now