Rozdział IV - W ogniu pożądania

792 40 35
                                    

Dracona wprowadzono do niewielkiej, słabo oświetlonej komnaty. Zamknięto za nim drzwi i wątpił, by nie narzucono na nie silnych zaklęć. Granger na pewno się o to zatroszczyła i wydała odpowiednie rozkazy. Rozejrzał się po komnacie i parsknął cichym śmiechem. Z jednego więzienia od razu władował się w drugie. Niewiele zaznał wolności. Znów podcięto mu skrzydła, ale tym razem może nie spędzi trzech lat w zamknięciu. Tajemniczy błysk w oczach Granger utwierdzał go w tym przekonaniu.

Szedł wolnym krokiem wzdłuż ścian, dotykając ich powierzchni. Lekkie mrowienie, które wyczuwał pod palcami oznaczało, że obłożono je solidnymi zaklęciami. Skoncentrował się na wyczuciu, jakich czarów użyto do zabezpieczenia jego sypialni. Mógł rozpoznać najbardziej typowe po wibracjach i cieple, które wydzielały. W normalnych warunkach rozróżnienie ich wszystkich graniczyło z cudem, ale nie dla niego. Codzienna zmiana zaklęć ochronnych w jego sypialni w Alpach pozwoliła mu poznać je wszystkie. Zmarszczył brwi i rozpoczął analizę. Antywłamaniówka. Antydeportacja i antyaportacja. Zaklęcie wykrywające złe zamiary wchodzących. „Lepkie ręce". „Dekonspirator". „Głuchonim". Z podziwem stwierdził, że Granger świetnie znała się na swojej robocie. Ani przez chwilę nie wątpił, że te modyfikacje były jej pomysłem. Uśmiechnął się pod nosem. Cwana z niej bestia, ale czy cwańsza od niego, miało się dopiero okazać.

Dopiero teraz rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu. Wąskie łóżko ze stolikiem nocnym. Mały sekretarzyk w drugim kącie pokoju, a za nim była duża dwudrzwiowa szafa. Zbadał wszystkie meble, ale nie znalazł tajnych przejść. Później zabrał się za podłogę, ale też niczego nie znalazł. Podejrzewał, że skryte korytarze ujawniały się pod wpływem zaklęcia, więc póki co nie mógł na to liczyć. Najpierw musieli zwrócić mu różdżkę, a na to się nie zapowiadało, zresztą i tak nie była jego. Potrzebował nowej, ale na to jakoś zaradzi się w późniejszym czasie.

Usiadł na łóżku i westchnął bezgłośnie. Udawał znudzonego, starając się wyczuć, czy nie był obserwowany. Na terytorium wroga musiał pozostać czujny przez cały czas. Ale nie to było dla niego najgorsze. Najgorsze było to, że nie ujrzy matki, dopóki Voldemort nie upadnie. Tak było bezpieczniej dla niej i dla niego.

Ich pożegnanie było krótkie. Matka przytuliła go, powstrzymując drżenie brody. W zaszklonych oczach widział jej miłość i nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczą. Puścił niechętnie jej dłoń i z bólem patrzył, jak znika. Nie powiedzieli mu, dokąd przenieśli ją i Lucjusza, tak było najbezpieczniej, gdyby Draco zawiódł.

Został więc na tym świecie sam. Za złudną wolność zapłacił samotnością. Dobrze że lubił przebywać w swoim towarzystwie, bo w przeciwnym razie mógłby zwariować. Zaśmiał się cicho. Nawet w tak niepewnej sytuacji nie opuściło go poczucie humoru.

Położył się na łóżku i ze znudzeniem obserwował sufit. Założył ręce za głowę i nasłuchiwał. Z cichym trzaskiem pojawił się domowy skrzat z posiłkiem. Położył tacę z zupą kremową i kawałkiem udźca z ziemniakami. Obok naczyń Draco dostrzegł dwa eliksiry – jeden na ogólne wzmocnienie organizmu, drugi na uzupełnienie braków w składnikach mineralnych i odżywczych. Skrzat odwrócił się w jego stronę i skłonił nisko.

– Ma być panicz gotowy na wieczór. Rozkaz generała – powiedział i zniknął, nim Malfoy zdążył o cokolwiek zapytać.

Zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Gotowy? Na co? Spotkanie z Voldemortem? Kolejne przesłuchanie?

Spochmurniał z jednego jeszcze powodu – upewnił się w przekonaniu, że naprawdę nikt nie miał prawa dostać się do jego sypialni. Skrzat miał przypięte do ubrania (jeśli w ogóle ten gałgan można było nazwać ubraniem) niewielki kwadratowy znaczek. Metal musiał wchłonąć zaklęcie, które pozwalało skrzatom poruszać się swobodnie nawet w miejscach niedostępnych dla nieupoważnionych. Jeśli Granger nie nałożyła na znaczek modyfikacji, że mogły z niego korzystać jedynie skrzaty, była głupia, a on z satysfakcją jej to wytknie. Chociaż spodziewał się, że i o to zadbała. Skoro tak wyśmienicie radziła sobie w polityce wewnętrznej, a nawet zagranicznej, siłą rzeczy każdy jej krok, nawet ten najmniejszy, musiał być przemyślany.

Krańce świadomości || Dramione | BlansyWhere stories live. Discover now