Rozdział 3

1.6K 112 18
                                    

Hermiona nie mogła do końca zrozumieć, co skłoniło ją do wyciągnięcia dłoni w stronę Draco. To musiało być coś w jego głosie: możliwe, że złość, choć w każdym razie nie na nią. Może na samego siebie albo na cały otaczający go świat. Było to również coś w jego szarych oczach: wahanie przed przyjęciem jej propozycji nowego początku. I wtedy Hermiona już wiedziała, że Draco bał się jej o wiele bardziej niż ona jego.

— Więc uścisk dłoni pomógł, czy on nadal zachowywał się dziwnie?

Hermiona i Ginny zgłosiły się na ochotnika, aby przynieść dodatkowe sztućce z kuchni, by Hermiona mogła zaspokoić ciekawość swojej przyjaciółki bez ryzyka bycia podsłuchaną.

— Nie, to naprawdę wydawało się oczyścić atmosferę. Reszta tygodnia była w sumie całkiem normalna. Chociaż wypowiedział się dość niegrzecznie o zaproponowanych przeze mnie przepisach dotyczących centaurów.

— Czy to oznacza, że jesteście teraz... przyjaciółmi?

Zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, kuchnię przeciął kolejny głos.

— Gin, twoja mama wysłała mnie tu z pomocą, albo raczej żebym zobaczył, co, na Merlina, zabiera tym dziewczynom tak długo, przecież to tylko sztućce!

Zachichotały, słysząc dość trafną improwizację tonu Molly Weasley, jaką zaprezentował im Harry. Kiedy w końcu zabrali się do kompletowania obiecanych sztućców, Harry pozwolił Hermionie iść przodem i został lekko z tyłu wraz z Ginny.

— Czy jest coś, czym powinienem się martwić? — szepnął do Ginny. Jego żona tylko się do niego uśmiechnęła, nic nie zdradzając.

— Nie. Nie waż się jej dręczyć Panie Muszę-Wszystko-Wiedzieć. Hermiona jest dorosła, to jej sprawa.

***

Kwiecień 2007

— Och, daj spokój, to absolutnie niedorzeczna część budżetu.

Draco przewrócił oczami.

— Granger, jesteś bystra, ale nigdy nie zrozumiem twojego słabego punktu, jakim jest wszystko, co dotyczy Quidditcha.

Hermiona prychnęła i usiadła z powrotem na swoim miejscu.

— Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś ani trochę zaniepokojony tym, jaki procent z budżetu Ministerstwa jest przeznaczony na wsparcie Departamentu Magicznych Gier i Sportów?

Draco się uśmiechnął.

— Cóż, Granger, ponieważ moje utrzymanie zależy właśnie od tego biednego, problematycznego sportu znanego bliżej jako Quidditch, sądzę, że powinno mnie to raczej cieszyć.

Hermiona prychnęła z oburzeniem. Po chwili jednak najwyraźniej zrozumiała punkt widzenia Draco, bo odwróciła od niego wzrok, wyglądając na lekko zawstydzoną.

— O co chodzi?

— Nic, ja po prostu... nic.

— Och, wyrzuć to z siebie, Granger.

Hermiona westchnęła, ale nadal nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Draco zauważył jasnoróżową plamę, która sunęła powoli po jej twarzy.

— Chciałam dość złośliwie zażartować na temat twojego bogactwa, ale... cóż, tak dobrze się dogadywaliśmy przez kilka ostatnich tygodni, że nie chciałam tego zepsuć swoim infantylnym i obraźliwym komentarzem.

To była prawda. Każde spotkanie w tym miejscu było dla nich obojga raczej przyjemne. Draco wciąż od czasu do czasu miewał koszmary i jeśli wory pod oczami Hermiony w niektóre dni były jakąś wskazówką, ona również cierpiała na bezsenność. Ale pomimo nocnych koszmarów Draco wiedział, że musi tylko przetrwać moment do wejścia do kawiarni, a wtedy jego dzień automatycznie zdawał się wracać na dobre tory. Podczas spotkania całego zespołu w biurze w zeszłym tygodniu Draco nawet odpowiedział „dobrze", gdy jeden ze współpracowników zapytał go, jak sobie radzi. Spowodowało to, że mężczyzna uniósł brwi, przez co Draco zdecydował się na powrót do bardziej neutralnych reakcji. Ale nie mógł przestać myśleć o tym, jak słowo „dobrze" gładko spłynęło mu z języka.

[T] Remain Nameless | DramioneWhere stories live. Discover now