7

1.8K 79 26
                                    

Przepraszam za błędy <3

Gregory budząc się wiedział jaki dzisiaj był dzień. Mimo z pozoru bardzo przyjemnej pobudki - bo obudziły go delikatne pocałunki na szyi - nie miał dobrego nastroju. Od rana czuł jakby leżał płasko na podłodze a na klatce spoczywał duży, ciężki głaz.

Siedział na łóżku patrząc na czarny garnitur wiszący na wieszaku czekający tylko na moment w którym szatyn założy go i ruszy przed siebie. Każdemu może się wydawać, że to zwykły garnitur - czarny, dobrze uszyty, ładnie wyprasowany - jednak dla Gregory'ego był on ważniejszy. Dostał go od babci, która przyjechała jakieś 5 lat temu odwiedzić go w Los Santos. Czuł do niego wielki sentyment, łatwo przywiązywał się do rzeczy. I mimo, że mógł kupić sobie o wiele ładniejszy i droższy garnitur ten był dla niego wyjątkowy.

W nocy naszła go wena, gdy Erwin już spał przytulony do poduszki opatulony kołdrą, mężczyzna wstał i przysiadł przy biurko. Odpalił stojącą na meblu lampkę, chwycił długopis i kartkę i zaczął wypisywać na niej wszystko czego zaciśnięte gardło nie dało powiedzieć. Ukryte miejsce za zniszczonym mostem, pozwoliło mu się wyczyścić i uwolnić. Podczas pisania kilka słonych łez spłynęło na kartkę ale gdy postawił ostatnią kropkę poczuł ulgę.Trochę jakby właśnie leżał w łóżku po męczącym treningu.

Na następny dzień gdy jadł z ojcem i Erwinem śniadanie mimo lekkiego przytłoczenia czuł się dobrze. Porozmawiał trochę z ojcem, nie była to jakaś mocno zaawansowana rozmowa ale sprawiła, że Gregory poczuł się trochę pewniej. Erwin o dziwo dobrze dogadaywał się z Henrym można powiedzieć, że znaleźli wspólny język, co nie do końca podobało się szatynowi. On w dalszym ciągu chciał wrócić od razu do Los Santos i zapomnieć, może od czasu do czasu odezwać się do ojca.

Zatopiłby się dłużej w swoich myślach, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi i kroki kilku osób. Zauważył rudowłosą z małym dzieckiem na rękach. Sandy była ubrana w czarny garnitur a pod nim kryła się biała koszula. Rose za to miała na sobie szarą sukienkę i białe rajstopy. Chwile później do domu wszedł brunet.

Gregory uważnie lustrował tą trójkę, e najbardziej skupił się na swoim bracie - Marco. Był niższy od niego i miał ciemniejsze włosy, jednak ich rysy były wyjątkowo podobne do siebie. Gdy spojrzenia tej dwójki się skrzyżowały Gregory poczuł niepokój w żołądku. Dalej miał z tyłu głowy sytuacje w której Marco mówi mu, że uważa go za tchórza.

Podniósł się z krzesła i powolnym krokiem podszedł do brata. Na chwile tylko oderwał od niego wzrok patrząc się na kobieta, która wyminęła go a przy okazji wysłała ciepły uśmiech. Erwin dalej siedział przy stole witając się z dziewczynami.

Marco gdy tylko jego brat podszedł na odpowiednią odległość od razu przyciągnął go do szczelnego uścisku. Stali tak chwile zanim Gregory się nie odsunął i szczerze nie uśmiechnął. Odeszli kawałek dalej rozmawiając ze sobą pobieżnie.

- Córka? - zapytał Gregory wychodząc na ogródek wraz z młodszym.

- Najpiękniejsza na świecie. - powiedział dumny z siebie, uśmiechając się szeroko. - Chłopak? - zapytał tym samym tonem co wcześniej Gregory.

- Mhm. - mruknął obserwując uważnie reakcje chłopaka, jednak gdy nie zobaczył w nich żadnej złej emocji kontynuował. - W zasadzie gdybym nie pracował w policji mógłbym go nie spotkać.

- No widzisz. - poklepał go po ramieniu. - To musi być przeznaczenie. Ja gdybym nie był mechanikiem, a gdy skończyłem 20 lat nim byłem, też bym nie spotkał tej wariatki. - przyznał ze śmiechem.

- Gdzie teraz pracujesz? - zapytał podnosząc brew.

- Pracuje w banku. - widząc zdziwiony wzrok brata zaśmiał się. - Wiem, wiem. Nienawidzę tej pracy. - przyznał. - Ale jest o wiele lepiej płatna niż mechanik. Jak Rose będzie starsza od razu rzucam tą robotę. - zamyślił się na chwilę. - Na ile zostajesz tutaj?

Funeral ||| Morwinحيث تعيش القصص. اكتشف الآن