10

2K 101 9
                                    

- Co z nim? - zapytał drżącym głosem, pociągając sporadycznie nosem.

Siedział aktualnie na plastikowym krzesełku w szpitalu. Minęło już 5 godzin od momentu, gdy dowiedział się, że jego chłopak miał wypadek i leży na stole operacyjnym. Łzy usilnie cisnęły mu się do oczu, ale nie pozwolił na uwolnienie ich. Wraz z nim na korytarzu spoczywał Capela, który poinformował Erwina o wypadku.

Kobieta o jasnych włosach związanych w niską kitkę westchnęła głęboko i rozejrzała się dookoła korytarza, zatrzymując się na zmartwionych twarzach mężczyzn.

- Jest stabilnie. - zdjęła maseczkę z twarzy i posłała im blady uśmiech. - Zostanie przetransportowany do prywatnej sali. Najlepiej jakbyśmy porozmawiali u mnie w gabinecie.

- Kiedy będzie można go zobaczyć? - zapytał Dante stojąc obok z założonymi na piersi rękami. Wydawał się bladszy niż zazwyczaj. Co chwila z jego radia wydobywał się przytłumiony dźwięk.

- Montanha powinien teraz dużo odpoczywać. Myślę, że jutro można będzie się z nim zobaczyć, ale nie na długo. - oznajmiła, a siwowłosy kiwnął powolnie głową. Przetarł zmęczoną twarz dłońmi i z powrotem usiadł na plastikowym krześle.

Charlotte dała znak kiwnięciem głowy, żeby siwowłosy podążył za nią. Gdy przekroczyli próg gabinetu, kobieta wskazała ruchem dłoni na krzesło, dając znak, żeby złotooki usiadł.
Mężczyzna niepewnie zajął wyznaczone miejsce. Lęk o ukochaną osobę przytłoczył racjonalne myślenie. Ostatnio mieli kilka gorszych dni i wiele niepotrzebnych sprzeczek. Gregory wracał zmęczony i zrezygnowany po pracy, marzył o ciepłych objęciach partnera. Niestety, jedyne co na niego czekało to puste mieszkanie.

Kui w ostatnim czasie czuł się coraz gorzej. Erwin postanowił przejąć jego obowiązki. Dawał się cały czas kontrolować sytuację w grupie, łagodzić konflikty i odsuwać ich od głupich pomysłów. Z charakterem Erwina nie było to łatwe. Obowiązki stały się lekko przytłaczające i czasochłonne. Cała sytuacja sprawiła, że siwowłosy na nowo zaczął udzielać się w życiu przestępczym. Tak naprawdę nigdy całkowicie z niego nie odszedł, przez jakiś czas omijał wszelkie spotkania, na których jego grupa omawiała plany na ucieczki. Po jakimś czasie nie wytrzymał i wygłosił Montahnie pół godzinny wywód dlaczego nie może odejść. Szatyn to zaakceptował, ale zawsze wygłaszał swoje niezadowolenie dotyczące tego.

Dochodziło do kilku kłótni, w której obie strony nie dawały za wygraną. Zawsze się szybko godzili i wpadali sobie w ramiona. Prawie zawsze. Ostatnia sprzeczka należała do tych ostrych, które sprawiają, że masz ochotę zamknąć się w wygłuszonym pokoju i popłakać się tak mocno, żeby nie móc złapać oddechu. Omijali się przez dwa dni, nie sali nawet w jednym łóżku. Nie zdążyli się pogodzić, a Erwin czuł jak jego serce rozdziera się w piersi. Bicie serca stało się nieprzyjemne i męczące.

- Nie będę kłamać nie jest z nim najlepiej. - oparła się łokciami o białe biurko, na którym stał komputer i kilka teczek. - Jeśli chodzi o stan fizyczny nie jest z nim tak źle. Został postrzelony, stracił sporo krwi, upadając rozbił sobie głowę. Najprawdopodobniej ma wstrząs mózgu. Nie znam go od dziś, co to dla niego. - prychnęła delikatnie i złożyła razem dłonie. - Wiesz dobrze, że jestem również psychologiem?

- Wiem. - odparł cicho, przez zaciśnięte gardło. Całe jego ciało było spięte a na bladej cerze zagościły różowe barwy. Przełknął głośno ślinę.

- Posłuchaj, Erwin ostatnio przychodzi do mnie coraz częściej. Czuje się coraz gorzej. - wyprostowała się na krześle i zaczęła szperać w szafce. - Nie będe ci mówiła o wyniku badań, ale mam prośbę. - wróciła wzrokiem do siwowłosego. - Przekonaj go, żeby odszedł z policji. I mówie to jako jego koleżanka, nie lekarka.

Funeral ||| MorwinWhere stories live. Discover now