2

254 6 0
                                    

Koło szóstej rano zaczęłam się po cichu przebierać w strój do Quidditcha. Wzięłam jeszcze miotłę i w momencie jak wychodziłam z pokoju rzuciłam Aquamenti na chłopaków. Wzięłam jakąś w miarę dużą piłkę z przed domu i poleciałam na polanę, gdzie chciałam poćwiczyć różne triki. Najpierw rozgrzewka. Rzucałam piłkę tak daleko, żeby móc ją w kilka sekund złapać na miotle. Następnie chciałam ją utrzymać na otwartej dłoni, mimo szybkiej prędkości.  Teraz zaczęłam te swoje triki. Zeszłego lata opantetowałam pewne luki w kombinacjach taktycznych dla ściągających. Głowa Jastrzębia, Kleszcze Parkina, Manewr Porskowej i Przerzutka, które tak się nazywały w Quidditchu, miały luki w sobie. Właśnie dlatego wymyśliłam te triki, aby uzupełnić te luki. Właśnie leciałam stojąc na miotle, aby po chwili zrobić fikołka w powietrzu. Ćwiczyłam to dwa metry nad ziemią, żeby w razie upadku zbytnio się nie pocharastać. Jak już mi się udało, nagle przede mną znalazł się Fred. Szybko i gwałtownie zareagowałam zwracając miotłę w bok, przez co upadłam.
-Człowieku! Chcesz, żebym Cię zabiła?!- krzyknęłam wstając po woli. Pomógł mi George.
-To raczej sama chciałaś się zabić robiąc fikołki w powietrzu- tym razem powiedział Charlie, którego dopiero dostrzegłam.
-Ćwiczyłam triki na pewne luki, które są w kombinacjach w Quidditchu. Udało mi się, a ten pacan musiał mnie wystraszyć- powiedziałam wskazując na Freda.
-Ej, wypraszam sobie- oburzył się.
-Mama postradała zmysły jak usłyszała, że nie ma Cię w domu, a wołała nas na śniadanie- odezwał się George.
-Co? Która jest godzina?- zapytałam nieco w szoku.
-Chwilę po ósmej- odpowiedział z śmiechem Charlie.
-Bardzo śmieszne, kto ostatni w domu na miotle, ten zgniłe jajo- powiedziałam szybko i wystartowałam zanim się obejrzeli. Na miejscu okazało się, że zgniłym jajem jest Fred. Podeszłam do ich matki i przeprosiłam ją, za to że nie powiedziałam. -...Po prostu była wtedy 6:10, więc nie chciałam nikogo budzić- dopowiedziałam jej, a po chwili usiadłam na ostatnim miejscu. Należało do Billa, ich brata, ale jak na razie nie ma go. Jak przyjedzie, będę musiała znaleźć inne miejsce.
Dzień Mistrzostw Świata w Quidditchu
Obudziłam się z kolejnym rozpaczem. Znowu miałam ten sam sen o moim bracie, co kilka tygodni temu. Zobaczyłam, że jeszcze jest ciemno. 3:55 wskazywał zegar. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi. Był to Charlie.
-Ty chyba lubisz się skradać- powiedziałam.
-Tym razem dostałem pozwolenie od mamy aby was obudzić. Czemu nie śpisz?- zapytał
-Miałam ten sam koszmar co wtedy gdy się spotkaliśmy. Czy to może być wizja? Tak w ogóle to czemu tak wcześnie?- zapytałam
-Z tatą macie tam być z rana, a do przebycia jest długa droga. Ja z Billem i Percy'm możemy się teleportować później, ale w zwyczaju mam wstawanie wcześnie rano i ruszam z wami dla zbicia nudy- wytłumaczył.
-I ty zamiast wyspać się, wolisz wstać i iść z nami? Czy ty masz gorączkę?- spytałam dotykając jego czoło. Ten tylko się roześmiał i spojrzał w moje oczy. Jak poczułam, że robi mi się w środku gorąco, odwróciłam się i zdjęłam kołdrę z tych dwóch małp.
-Wstawać!- krzyknął Charlie i uśmiechnął się do mnie. Po chwili wyszedł. Bliźniaki wstali jakby łóżko parzyło.
-Co jest?! Charlie tu był?- spytali obaj, przez co się roześmiałam widząc ich w bokserkach. Po kilku minutach im odpowiedziałam wciąż się śmiejąc
-Tak, ale wyglądaliście komicznie. Wasza mama czeka z śniadaniem. Szybko włożyłam na siebie czarne spodenki z rajstopami, zieloną bluzką, a od Georga pożyczyłam bluzę. Ten się na mnie spojrzał
-No co? Nie pierwszy raz pożyczam
-Tak, ale powoli nie mam się w co ubrać- powiedział.
-No już nie dręcz, niedługo ci wypiorę i oddam- odpowiedziałam.
Trochę się odświeżyłam. Przeczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam ze sobą spakowane rzeczy i wyszłam. Pozostawiłam je przy drzwiach w kuchni.
-Dzień dobry Pani Molly- odezwałam się nieco śpiąca. Spałam jakieś pięć godzin.
-Witaj słońce, chłopacy już wstali?
-Tak, tylko wolniej ode mnie idą- powiedziałam. Nalałam sobie zimnej jak lód wody na przebudzenie. Zjadłam dwie parówki i skibę chleba z dżemem. Zawsze miałam dziwne połączenia, ale mi to pasowało. Zaczęła reszta schodzić w tym też Golden Trio. Wyszłam na chwilę na dwór. Było już powoli widno, ale słońce dopiero miało wstać.
-Gotowi na podróż życia?- spytałam wyższym głosem z głupawką. Popatrzyli się na mnie jak na wariatkę, a bliźniaki wybuchnęli śmiechem. Po chwili dołączyli do nich Charlie z Ginny. Jak wybiła piąta godzina wszyscy ruszyliśmy. Tak jak wczoraj myślałam, Pani Molly sprawdzała bliźniaków. Ale spokojnie zapasy miałam w swojej torebce, a oni mieli tylko kilka okazów przy sobie. Szliśmy z dwie godziny. Męczyło mnie to trochę, ale bliźniaki nieco mi pomogli. Wzięli mnie tak, że stopy miałam z 10cm nad ziemią. Na swej drodze trafiliśmy na jakiegoś mężczyznę, a za nim szedł Cedric Diggory. Momentalnie się spięłam. Zauważyłam, że mi się przygląda, ale ja odpychałam jego wzrok.
-Dzieciaki, poznajcie proszę Amosa Diggory, mojego kolegę z pracy i jego syna Cedrica- na ostatnie słowo spojrzałam na jakieś drzewo, by uniknąć kontaktu wzrokowego. Zauważył to Charlie. Po chwili podszedł i złapał mnie za rękę, tak jakby rozumiejąc o co chodzi. Jak tylko Cedric odwrócił wzrok powiedziałam
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy, później jeśli będziesz chciała to opowiesz- odpowiedział. Miło to było z jego strony. Po chwili poszliśmy przedstawiając się Panu Amosowi. Na jego syna nie mogłam patrzeć. Udaliśmy się dalej. Zauważyłam jak wszyscy dziwnie się na nas patrzą. Dopiero przy starym bucie zwanym świstoklikiem skapnęłam się, że jesteśmy nadal złączeni. Chciałam wyrwać, ale dziwnym trafem trzymał moją dłoń dalej.
-Spokojnie, zaraz i tak wszyscy będziemy musieli złapać się za ręce i świstoklik- powiedział. Dotknęłam kawałek buta, a po chwili wszystko się rozmazało. Mieliśmy puścić buta i tak o to zostałam uratowana przed upadkiem, a teraz z Charliem schodziłam z powietrza jakby tam były niewidoczne schody.
-Dzięki, kolejny raz ratujesz mnie. Jak mam się odwdzięczyć?- zapytałam.
-Jak będziemy na miejscu, to możemy się przejść zwiedzić- odpowiedział. Już jego zachowania trochę nie pojmowałam. Jak jeszcze chodził do Hogwartu rozmawialiśmy raz po raz. Czasami nawet mi pomagał w pewnych zadaniach. Poza tym nic nie było. Ja wtedy tak mocno to przeżywałam, że nie raz nie spałam przez noc. Bolało mnie to trochę, że widział we mnie tylko dziecko, któremu trzeba pomóc. A teraz, odkąd spotkaliśmy się w kuchni. Częściej niż kiedyś spędzaliśmy czas i to poza nauką. Jeszcze ta sytuacja kilka godzin temu i teraz to trzymanie za ręce. Jeśli robił mi przez to nadzieję to dziękuję bardzo. To byłoby podłe.

Love at first sight | Charlie WeasleyWhere stories live. Discover now