Rozdział 6

179 13 2
                                    

Chłodniejszy, poranny wiatr dostawał się do pokoju przez nieszczelne okno. Dziewczynę przeszedł dreszcz, ale nie mając czym jeszcze się okryć po prostu wstała opatulając się szczelnie kocem. Chwilę bezczynnie stała nie widząc co teraz zrobić, po czym bez większego zastanowienia po prostu wyszła z pokoju.

Korytarz, na którym się znalazła był długi, ale wąski w białym kolorze. Właściwie to wszystkie ściany były drewniane, tylko pomalowane, i dopiero teraz dziewczyna zwróciła na to uwagę. Poza drzwiami do pokoju, z którego wyszła znajdowały się obok jeszcze jedne drzwi i dwie kolejne pary na przeciwko.

Na korytarzu było trochę cieplej, ale nie na tyle by Leonie to odpowiadało. Skierowała się do schodów, nie mając na razie ochoty zwiedzać piętra. Była trochę głodna i wolała zapełnić żołądek nim ten zacznie się sam trawić. Zeszła powoli na dół. Mimo wszystko wciąż bolała ją głowa co zaczynało ją nie co irytować.

Od schodów weszła od razu do salonu, który okazał się być równocześnie połączony z kuchnią tworząc jedno duże pomieszczenie przedzielone na dwie części dużą wyspą. Obok pomieszczenia był korytarz prowadzący do drzwi wejściowych, ale po drodze były jeszcze dwie pary drzwi i pewnie jedne z nich prowadziły do łazienki, jak spodziewała się Leona.

Dziewczyna weszła do kuchni. Chciała coś zjeść, więc podeszła do jednej z szafek chcąc sprawdzić jej zawartość, ale okazało się to niepotrzebne. Na blacie stał talerz z kilkoma kanapkami, a obok niego leżała mała karteczka z napisem "Śniadanie jest dla ciebie. Wrócę przed południem
Quentin"
Leona właściwie dopiero wtedy przypomniała sobie o szatynie. Odłożyła karteczkę i raz jeszcze zerknęła na kanapki nim zaczęła je jeść. Biorąc każdy kolejny kęs zastanawiała się czy powinna ufać Quentin'owi. Nie znała go, a raczej nie pamiętała jeśli mówił prawdę. Ale czy mogła mieć pewność co do jego słów? Zastanawiała się nad tym zajadając się kanapkami, które okazały się całkiem smaczne albo po prostu była tak głodna, że wszystko by jej teraz smakowało.

Po skończeniu umyła talerz i zostawiła go do wyschnięcia, a sama poszła usiąść czując jak jej ciało zaczyna nieznacznie odmawiać posłuszeństwa. Jej aktualnym pytaniem było "co mi jest" i nie chodziło tu o zanik pamięci, a o stan swojego organizmu. Po tygodniu bycia nieprzytomną i kolejnym dniu spędzonym prawie w całości także na spaniu powinna czuć się wypoczęta, a przynajmniej tak uważała. Jednak tak nie było. Czuła się na tyle źle, że przez chwilę myślała czy się z powrotem nie położyć.

Usiadła bardziej bokiem na brązowym narożniku (przed którym stał stolik kawowy podobnego koloru), a ręce położyła na oparciu, po czym oparła na nich głowę. Znów zaczęła się zastanawiać nad tym co tu właściwie robi. Jeszcze nikt jej nic nie powiedział, niczego nie wytłumaczył. A teraz była zupełnie sama i nie wiedziała czy powinna się z tego cieszyć czy wręcz przeciwnie. W końcu czy chorego człowieka, bo za zbyt zdrową się nie uważała, można zostawiać samego w domu? W dodatku w zupełnie nieznanym miejscu? Leona cicho westchnęła skacząc wzrokiem od półek z książkami na prawej ścianie do telewizora przed sobą. Chciała jakoś odciążyć swoją głowę. Przestać zastanawiać się nad rzeczami, których nie pamięta i skupić się na czymś przyjemniejszym. Zresztą Quentin miał jej wszystko opowiedzieć i w głębi serca liczyła na to, że to zrobi kiedy tylko wróci. Po prostu chciała wiedzieć.

Wyszła spod koca, którym dotychczas się opatulała i podeszła do wiszących półek zaczynając szukać czegoś ciekawego. Po kolei czytała każdy tytuł, aż w końcu natrafiła na coś, możliwe, ciekawego. Wyciągnęła książkę i wróciła z nią na łóżko. Przykryła się nie co kocem i zaczęła czytać.

Książka była o koniach, a przynajmniej tak wnioskowała Leona patrząc najpierw na okładkę, a później na pierwsze linijki tekstu. Skupiła się jedynie na treści strony odciągając swoje myśli od tego, że straciła pamięć. Ból głowy także stał się jakby mniejszy i mniej przeszkadzał.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz